sobota, 27 grudnia 2014

Rozdział VIII

  Stanęła przed kamienną chimerą i próbowała przypomnieć sobie ostatnie hasło jakie zadziałało. Nie miała pojęcia co to może być, więc zaczęła próbować wymienić nazwy wszystkich słodyczy, które znała:
- Lukrecjowe pałki! - czekała cierpliwie, ale nic się nie stało, więc spróbowała ponownie - Bombonierki Lesera!
Nadal nic, chimera stała w tym samym miejscu, nie ruszając się nawet o milimetr. Miała nawet dziwaczne wrażenie, że ma kpiący wzrok, taki snape'owski. Otrząsnęła się jednak i rzuciła:
- Cytrynowe dropsy! - na szczęście wtedy się udało, wbiegła na kamienne schody, potykając się o własne nogi i ledwo utrzymując równowagę. Wpadła z rozbiegu, nie próbując nawet pukać.
  Gdy tylko otworzyła drzwi, zaczęła krzyczeć:
- Profesor Snape... On nie może tam dzisiaj iść! Nie sam, niech mnie zabierze ze sobą! On tego nie może zrobić!
  Dopiero wtedy zauważyła, że nie była jedynym gościem dyrektora. Na fotelu przed jego biurkiem siedział nie kto inny, jak wspomniany wcześniej nauczyciel eliksirów. Opierał się wygodnie, najwyraźniej nieświadomy tego, co miało się wydarzyć w najbliższej przyszłości.
- Ekhem... Przepraszam, dobry wieczór dyrektorze, - ukłoniła się lekko starszemu mężczyźnie, po czym skierowała wzrok ku Mistrzowi Eliksirów - profesorze.
   Zaczerwieniła się delikatnie, uświadamiając sobie co właśnie zrobiła. Skierowała wzrok ku posadzce, przyglądając się jej jakby widziała ją pierwszy raz w życiu. Wzięła kilka głębszych oddechów i zdołała spojrzeć na mężczyzn.
  Jak się spodziewała, Snape miał na twarzy swój uśmiech, którego uwielbiał używać, rozmawiając z uczniami. Wyglądało to tak jakby ledwo się powstrzymywał od użycia słów "Masz jeszcze coś mądrego do powiedzenia?". 
  Dyrektor zaś patrzył na nią zaciekawionym wzrokiem, najwyraźniej zaintrygowany jej słowami. Kiedy spojrzała mu w oczy, uśmiechnął się zachęcająco, żeby kontynuowała. Stwierdziła więc, że nie będzie dłużej zwlekać, bo czasu jest coraz mniej.
- Dyrektorze, miałam kolejny sen. Podejrzewam, że dotyczy on dzisiejszej nocy. Był w nim profesor Snape i... Voldemort. To nie było chyba typowe spotkanie, bo nikogo więcej nie widziałam. Voldemort mówił coś o mnie, o tym, że profesor ma mnie zabić, tak jak pana. I... on używał takich okropnych zaklęć, że ja nie mogę na to pozwolić - zwróciła swój wzrok ku Snape'owi, którego twarz nie wyrażała żadnych emocji. - Niech pan tam nie idzie, błagam. A jeśli nie będzie innej możliwości to też chcę iść...
- Nie ma mowy - uciął krótko Snape. - Nigdzie nie pójdziesz i osobiście tego dopilnuję. Myślisz, że nie znosiłem gorszych tortur? Uważasz, że nie jestem do tego przyzwyczajony? Granger, nie pozwolę ci zginąć, zwłaszcza teraz, kiedy okazało się, że twoje sny mogą nam pomóc wygrać tą wojnę. 
- Hermiono, niestety Severus ma rację - odwróciła się z powrotem w stronę Dumbledore'a, w którego oczach był bardzo widoczny smutek. - Nie możemy mu teraz pomóc, będzie musiał znieść te tortury. Jedynym, co możemy uczynić jest zapewnienie mu odpowiedniej opieki medycznej, kiedy wróci. 
- Ale...
- Nie ma żadnego ale, Granger. A teraz idź do siebie i prześpij się trochę, bo jutro o 19 masz się u mnie stawić i nie chcę, żebyś wyglądała i zachowywała się jak trup - odpowiedział Snape, wstając i wskazując jej sugestywnie drzwi. 
  Wstała więc, starając się nie okazać złości, którą wywołała w niej reakcja Snape'a i uśmiechnęła się sztucznie, mrucząc krótkie "Dobranoc.". Była wściekła na nauczyciela eliksirów za to jak ją potraktował. Ona mu powiedziała, że jest gotowa oddać za niego życie, a on jej w podzięce kazał iść do łóżka, bo ma się wyspać. Po prostu super. 
  Wiedziała jednak, że i tak nie ma co liczyć na sen tej nocy. Już teraz bała się o profesora i miała zamiar obserwować błonia, żeby wiedzieć kiedy wróci. To było takie nienormalne, bo przecież kim on dla niej był? Nikim, dokładnie. Jednak czuła się za niego... odpowiedzialna? Poza tym była mu wdzięczna, bo wiedziała, że narażał dla niej życie.
  I wtedy właśnie uświadomiła sobie, że Voldemort musiał się w jakiś sposób dowiedzieć o jej zdolnościach, a wiedziały o tym zaledwie trzy osoby. Ona, Snape i Dumbledore. Dlaczego tak w ogóle Mistrz Eliksirów mu o tym powiedział? Chociaż może nie musiał mówić, w końcu Czarny Pan jest doskonałym legilimentą, a przed takim nie można wszystkiego ukryć. Gdyby profesor w ogóle czegoś takiego spróbował, zdecydowanie byłoby to podejrzane. Musiał mu podsuwać jakieś informacje... Ale czemu akurat to?
  Jej myśli krążyły w bezładzie, nie mając większego sensu. Cały czas wpatrywała się w okno, wyczekując postaci spowitej w czarną szatę. Musiała wiedzieć kiedy wyruszy na tak niebezpieczne spotkanie. Była pewna, że niejeden Ślizgon stchórzyłby w obliczu takiego zagrożenia, ale nie on. Zastanawiało ją czemu tak nienawidził Gryfonów, kiedy w rzeczywistości posiadał tyle cech, które były cnotą Gryffindoru.
  I wtedy go ujrzała. Niewyraźny kształt majaczący w oddali, zbliżający się coraz bardziej do granic antyteleportacyjnych. Przypatrywała mu się aż do ostatniego momentu, kiedy zniknął pośród ciemności.
  Odetchnęła głęboko, uświadamiając sobie, że wstrzymywała oddech i wstała z parapetu. Wiedziała, że w ciągu najbliższej godziny na pewno nie wróci, a jej tyłek wyraźnie dawał znać, że nie lubi zimna. Miała też ochotę udać się za Snape'm, jednak jego słowa ją otrzeźwiły "Nie pozwolę ci zginąć". Nie będzie zmuszała go do jakichkolwiek poświęceń dla niej, a wiedziała, że gdyby się tam z nim udała to on próbowałby ją ochronić, a wtedy oboje by zginęli lub co gorsza ona by przeżyła ze świadomością, że oddał za nią życie.
  Otrząsnęła się z ponurych myśli i westchnęła. Nie miała co ze sobą począć, więc postanowiła udać się na wieżę astronomiczną. Widok tam był piękny, a przy okazji mogła obserwować błonia. Musiała tylko bardzo uważać, by nie zostać przyłapaną, bo jako prefekt naczelna nie powinna dawać takiego przykładu innym.
  Przemknęła się korytarzami niezauważona, stąpając niczym kot. Sama była zdziwiona, że opanowała sztukę cichego poruszania się do takiego stopnia, chociaż po tylu lat spędzonych w towarzystwie chłopaków powinna się już przyzwyczaić.
  Zamknęła za sobą drzwi, starając się, by nie wydały żadnego odgłosu. Udało jej się na szczęście tego dokonać i ze spokojem mogła udać się na górę wieży. Usiadła w pobliżu krawędzi, jednak w bezpiecznej odległości od niej i spojrzała przed siebie.
  Widok zapierał dech w piersiach. Całe błonia były doskonale widoczne, można było dostrzec, w którą stronę poruszają się źdźbła trawy. Zakazany Las majaczał w oddali, stając się o wiele bardziej tajemniczym niż był w rzeczywistości. Nieopodal zaś chatka Hagrida wyglądała niemal komicznie. Hermionie zawsze kojarzyła się ona z przerośniętym ananasem, nie wiedziała nawet do końca dlaczego.
  Najpiękniejsze jednak było jezioro, zdecydowanie. Tafla wody błyszczała w świetle księżyca, niczym niezmącona. Wyglądało naprawdę bajecznie i gdyby dziewczyna nie była taka zmartwiona z pewnością zauważyłaby całe to piękno, jednak ona myślami była już daleko.
  Siedziała tak przez godzinę albo dwie, w całkowitym bezruchu, do momentu gdy coś przykuło jej uwagę. Gdzieś w oddali dostrzegła ruch i po chwili dotarło do niej, że to pewnie Snape wrócił...
  Zbiegła po schodach jak najszybciej się da, nie zwracając już uwagi na to czy ktoś ją usłyszy, czy nie. Wiedziała, że nie ma zbyt wiele czasu i musi dostać się do profesora jak najszybciej. Przebiegła przez całe błonia, rejestrując kątem oka, że zaczyna świtać.
  Przeraziła się, gdy ujrzała Mistrz Eliksirów całego we krwi. Był nieprzytomny, a jego klatka piersiowa unosiła się tyko nieznacznie, tak jakby miała za chwilę przestać się ruszać. Wiedziała jednak, że nie może spanikować. Wyjęła z torby eliksir wspomagający oddychanie i wlała mu go powoli do ust.
  Kiedy dostrzegła rezultaty odetchnęła z ulgą, ale postanowiła, że na tym zakończy swoją pracę z eliksirami. Wolała żeby zajęła się tym pani Pomfrey, tylko gdzie ona była? Przecież Dumbledore mówił o zapewnieniu opieki medycznej, a nie zjawił się nawet po pojawieniu profesora. Gdyby nie ona to zapewne nic nie dałoby się już zrobić.
  Wyjęła więc szybko różdżkę z kieszeni szaty i pomyślała o swoim pierwszym dniu w Hogwarcie, krzycząc:
- Expecto Patronum! - Nie przypuszczacie nawet jak wielkie było jej zdziwienie, kiedy nic się nie stało. Pomyślała więc o tym, jak zaczęła się jej przyjaźń z Ronem i Harrym i spróbowała ponownie. - Expecto Patronum!
  Niestety ukazała się jedynie mgła, która po chwili zniknęła. Dziewczyna zdenerwowała się, bo czas był dla niej bardzo ważny. Postanowiła więc spróbować po raz ostatni. Przypomniała sobie jak udało jej się uratować Snape'a za pierwszym razem i jak bardzo była wtedy szczęśliwa. Uśmiechnęła się, wiedząc już, że jest to odpowiednie wspomnienie i krzyknęła z całą siłą:
- EXPECTO PATRONUM!
  Niebieska wydra podskakiwała szybko, czekając na rozkaz od swojej właścicielki. Ta zaś spojrzała na profesora, upewniając się, czy aby na pewno nadal oddycha, po czym zwróciła się do patronusa:
- Idź do profesora Dumbledore'a i powiedz mu żeby sprowadził panią Pomfrey jak najszybciej pod granicę bariery antyteleportacyjnej. Pospiesz się!
  Dopiero wtedy odetchnęła z ulgą. Wiedziała już, że Snape przeżyje, a to było dla niej w tamtej chwili najważniejsze, reszta nie miała znaczenia.


~*~
Wiem, zawaliłam całkowicie.
Nie mam nawet zamiaru się tłumaczyć, bo nic mnie nie usprawiedliwi. Tak długi okres musieliście czekać na nowy rozdział...
Dlatego OBIECUJĘ wam, że następny pojawi się jeszcze w tym roku, choćby nie wiem co się działo. I mam nadzieję, że to co dodałam jest chociaż zadowalające. ;_;
Poza tym, jesteście niesamowici, jeśli chodzi o wyświetlenia i komentarze. Mówiłam wam to już tysiąc razy, ale powtórzę po raz kolejny - Kocham Was! ♥


piątek, 17 października 2014

Rozdział VII

  Podszedł do niej z zaciętą miną. Co ta głupia dziewucha sobie wyobrażała? Czy nie zdawała sobie sprawy, że mogła stracić przytomność w każdej chwili? Naprawdę zaczynał tracić wiarę w ludzi...
  Od razu wyczuł sok dyniowy. Jego zapach był tak wyraźny, że mógłby przypuszczać, że Granger wypiła co najmniej 2 litry. Przypomniał sobie, że dynia to jeden ze składników maści. Zapewne ta uparta Gryfonka też w jakiś sposób to odkryła i postanowiła zrobić sobie zamiennik.
  Prychnął w duchu, zauważając po raz kolejny całkowity brak jej inteligencji i przywołał szybkim zaklęciem maść. Dostrzegł, że Hermiona praktycznie nie miała już kontaktu z rzeczywistością, więc szybko rozsmarował jej lekarstwo. Po chwili dziewczyna zaczęła wracać do rzeczywistości, a Snape stał nad nią, czekając na to co ma mu do powiedzenia.
  - Panie Profesorze? Co mi się stało? - spojrzała na niego lekko zamroczonymi oczami, jednak po chwili wszystko jej się przypomniało, a jej wzrok zmienił się diametralnie. - Ja... Przepraszam... I dziękuję.
- Przepraszasz? Granger, czy ty gdzieś po drodze nie zgubiłaś mózgu? A może jesteś głucha i nie usłyszałaś kiedy powiedziałem ci wczoraj, że masz stawić się w moim gabinecie? I nie musisz mi dziękować, to niestety mój obowiązek - przy tych słowach wywrócił teatralnie oczami, po czym kontynuował - i gdybym nic nie zrobił to dyrektor zabiłby mnie własnoręcznie. Zejdź mi teraz z oczu i chociaż teraz pamiętaj, żeby przyjść do mnie o 19.
  Hermiona wyszła z gabinetu zastanawiając się nad tym co powiedział jej Mistrz Eliksirów. Uświadomiła sobie, że może rzeczywiście zachowała się nieco nieodpowiedzialnie, ale chciała się zemścić i nie myślała racjonalnie. Spojrzała na swoją rękę z mieszaniną różnych uczuć. Była zła, bo wszystko było tak naprawdę jej winą. Gdyby dobrze zaakcentowała tamto zaklęcie to wszystko było by w porządku...
  Westchnęła ciężko i udała się na kolejną lekcję, którą była Numerologia. Wiedziała, że profesor Vector nienawidzi spóźnień, a z lochów prowadziła całkiem długa droga.
  O tym co działo się potem chyba nawet nie warto opowiadać. Snape trochę pokrzyczał na uczniów, jak to on oczywiście. Kilku pierwszorocznych uciekało przed nim na korytarzach ze strachu... A Hermiona chodziła od klasy do klasy powtarzając materiał i zgłaszając się co chwilę. To nawet dziwne, że ręka jej od tego nie boli.
  W końcu nadeszła godzina 18. Nie, nie pomyliłam się, właśnie o tą godzinę mi chodziło. Wtedy to właśnie panna Granger postanowiła przygotować sobie wszystkie notatki na temat jej snów. [KLIK!]
Starała się też dociec kto w jej rodzinie mógł być czarodziejem, ale o ile się orientowała do tego celu potrzebny był jej bardzo skomplikowany eliksir, którego składniki były okropnie rzadkie, a wykonanie naprawdę trudne. Chciała porozmawiać o tym ze Snape'm, bo stwierdziła, że raczej nie znajdziej innych informacji na ten temat.
  Przez jakieś 10 minut szukała wszystkich kartek i zapisków, aż w końcu udało jej się wszystko zgromadzić. Wtedy to postanowiła się nieco odświeżyć, bo była wykończona po całym dniu lekcji i nawale prac domowych. Wzięła szybki prysznic i stanęła przed lustrem owinięta w puchowy ręcznik. Spojrzała na swoje ociekające jeszcze wodą włosy i postanowiła coś z nimi zrobić. Wzięła do ręki różdżkę, skierowała ją na kosmyk włosów i szepnęła zaklęcie, dzięki któremu stał się idealnie prosty.
Powtórzyła tą czynność kilkakrotnie i gdy osiągnęła pożądany efekt, rozczesała je delikatnie i założyła szaty.
  Jej włosy schły dosyć szybko, więc nie musiała rzucać na nie żadnego zaklęcia, a 5 minut przed 19 stała już przed gabinetem profesora Snape'a. Chciała żeby zobaczył co zrobiła, bo wiedziała, że nie będzie już mógł wypominać jej, że ma szopę na głowie.
  Zapukała do drzwi punktualnie o 19 i po usłyszeniu krótkiego "Wejść", otworzyła drzwi. Snape spojrzał na nią zza biurka i zaniemówił. Hermiona Granger, która zawsze kojarzyła mu się z nieokiełznaną fryzurą, miała proste, ładnie ułożone włosy. Oprócz tego zauważył na jej twarzy delikatny, niemal niewidoczny makijaż i buty na delikatnym obcasie.
  Oczywiście zaraz się zreflektował mówiąc sobie w duchu "Snape, ty stary kretynie, to jest uczennica! W dodatku gryfonka!".
  -Dobry wieczór, profesorze - powiedziała, wchodząc do klasy. Zauważyła, że Mistrz Eliksirów jej się przygląda. Uśmiechnęła się pod nosem, bo jednak osiągnęła swój cel.
- Dla kogo dobry, dla tego dobry - mruknął pod nosem. - Siadaj Granger, pora żebyś przyjęła kolejną dawkę maści.
Od razu posłuchała, nie chcąc po raz kolejny denerwować nauczyciela. Wyciągnęła dłoń, a on delikatnie nałożył na nią sporą ilość maści.
- Musisz chwilę poczekać, dlatego na eliksiry przyjdzie pora później - spojrzał na nią z kpiną, pamiętając o tym, że nie mogła poradzić sobie przy tak łatwym zadaniu jakim była segregacja. - Domyślam się, że szukałaś sposobu na odnalezienie twojego czarodziejskiego przodka, prawda?
- Tak... To prawda. Tylko, że znalazłam jedynie bardzo skomplikowany eliksir i wątpię by udało mi się zdobyć składniki, a tym bardziej go wykonać - spojrzała niepewnie na Snape'a, spodziewając się miny typu "Och jak to możliwe, że Granger czegoś nie potrafi?" i o dziwo nie zastając jej. Nauczyciel patrzył na nią nieprzeniknionym wzrokiem, tak jakby się nad czymś zastanawiał.
- Dziwne, że udało ci się dotrzeć do takich informacji... Wydaje mi się, że jedyne księgi mówiące o tym należą do Działu Ksiąg Zakazanych. A nie wydaje mi się żebyś miała pozwolenie na chodzenie tam...
- Eee... No bo ja tak bardzo chciałam się dowiedzieć, no i nie mogłam się powstrzymać, ale gdyby pan mógł napisać mi pozwolenie to przestałabym łamać regulamin... - przerwała swoją bezsensowną gadaninę, bo uświadomiła sobie co właśnie powiedziała. Snape dający jej pozwolenie? Przecież ona była gryfonką, a on uwielbiał karać gryfonów za łamanie regulaminu! Co jej w ogóle do głowy przyszło? Podniosła swój wzrok i dostrzegła jego lewą brew uniesioną do góry.
- Nie sądzę, by było to konieczne. Możesz po prostu zaprzestać wędrówek do tego działu - mówiąc to zgromił ją wzrokiem i wstał zza swojego biurka.  - A tymczasem myślę, że twoja jesteś już w stanie pisać, dlatego możesz poprawiać błędy ortograficzne w wypracowaniach pierwszorocznych. Oczy już mnie od nich bolą.
- Oczywiście, już poprawiam - mruknęła i zabrała się za tą nudną i mozolną pracę, podczas gdy Snape kreślił i poprawiał różne bezsensowne zdania napisane przez uczniów trzeciego roku.
  W końcu po 2 godzinach pozwolił jej iść do dormitorium, mówiąc, że nie będzie tolerował uczniów chodzących po zamku w czasie ciszy nocnej. Hermiona pożegnała się grzecznie i poszła zmęczona do swojego dormitorium.
  Zaraz po przekroczeniu progu rzuciła notatki w kąt i rzuciła się na łóżko. Była taka zmęczona, że od razu usnęła, nie zważając na to, że cały czas jest w ubraniach. Jej sny początkowo były całkiem normalne. Chodziła po łące ubrana w białą suknię i zbierała kwiaty, potem jeździła na koniu... i nagle obraz zmienił się całkowicie.
  Ukazał jej się Snape, trzymający się za ramię i zaciskający zęby z bólu. Zakładał swoje czarne szaty śmierciożercy, a po chwili przemierzał błonia, zmierzając do bramy, za którą można było się aportować. Widziała jak wchodził do dworu Malfoyów i jak kłaniał się przed Voldemortem. Usłyszała też głos tej wężopodobnej kreatury:
- Severusie... Zawiodłeś mnie! Dziewczyna cały czas jest w Hogwarcie i nadal żyje, tak samo jak Dumbledore!
- Panie... Staram się jak mogę, ale ten stary pożeracz dropsów kazał mi się nią zajmować i przyjąć na staż z eliksirów. Nie mogę jej wyeliminować póki on żyje...
- Powinieneś już sprawić żeby umarł! Crucio!
Przeraźliwy krzyk rozniósł się echem po pomieszczeniu, mieszając z szaleńczym śmiechem Czarnego Pana, a przerażona Hermiona otworzyła oczy.
  Voldemort pragnie jej śmierci, a Snape jej broni, przyjmuje tortury za nią... Musiała mu się jakoś odwdzięczyć. Pospiesznie wstała, rzuciła szybkie zaklęcie odświeżające i pobiegła ile sił w nogach do dyrektora...

~*~

W końcu coś mi się udało napisać. Naprawdę nie chciałam żeby trwało to tak długo. Wielokrotnie zaczynałam już pisanie, ale nigdy nie udawało mi się napisać więcej niż zdanie... Dlatego mam nadzieję, że docenicie to, co teraz udało mi się stworzyć.
Dziękuję wam za ponad 2 tysiące wyświetleń, jesteście genialni, kochani i uwielbiam was po prostu!
Uwielbiam czytać wasze komentarze i jest mi bardzo miło, kiedy widzę, że jest ich aż tak wiele. ♥
Jakoś mam teraz ochotę pisać, więc postaram się napisać gdzieś jakiś rozdzialik na zapas żebyście nie musieli znowu tyle czekać. ^^

piątek, 12 września 2014

Rozdział VI

  Kiedy Mistrz Eliksirów wszedł do pomieszczenia, Gryfonka traciła przytomność. Ostatnim co zarejestrowała był dźwięk otwieranych drzwi. Później odpłynęła w krainę błogiej nieświadomości.
  W tym samym czasie jej skóra na ręce stawała się coraz ciemniejsza. Snape od razu wyjął bezoar i włożył jej do buzi, żeby trucizna nie rozprzestrzeniała się dalej. Teraz w najgorszym wypadku zostanie jej blizna na ręce. Czemu Dumbledore musiał dać mu taką idiotkę? Czasami miał wrażenie, że nawet Weasley byłby lepszy od niej. Westchnął ciężko i rzucił na nią szybkie Wingardium Leviosa, po czym przetransportował ją na kanapę.
  Wrócił do składziku, żeby zastać prawie ukończoną pracę oraz mały bałagan, jakim był rozbity słoik. Zastanawiało go w jaki sposób udało jej się go rozwalić na takie drobne kawałeczki. 
- Accio rękawice ze skóry smoka! - do jego ręki przybyła para grubych rękawic, którymi włożył resztki rośliny znajdujące się na podłodze. Później odstawił słoik na miejsce i spojrzał na drobinki szkła, kierując w tamtą stronę różdżką: - Reparo!
  Zabrał ze sobą maść, która miała za zadanie wyeliminować skutki pozostawione przez niebezpieczną roślinę i udał się do salonu, gdzie leżała Hermiona. Spojrzał na jej rękę z lekkim wstrętem. Pomimo tego, że był Mistrzem Eliksirów i codziennie miał do czynienia z różnymi dziwnymi substancjami, to ciemnoszara skóra nie była przyjemnym widokiem. Zbyt bardzo kojarzyła mu się z Voldemortem...
  Wtarł szybko maść i odstawił ją na miejsce. Stwierdził, że nie ma sensu siedzieć tam i czekać aż Granger się obudzi. Miał dziwaczne poczucie deja vu, kiedy gryfonka leżała nieprzytomna w jego mieszkaniu. Szybko jednak przestał nad tym rozmyślać i wrócił do sprawdzania kartkówek.
  Po kilku minutach Hermiona odzyskała przytomność. Na początku była całkowicie zdezorientowana i nie miała pojęcia co się dzieje, jednak delikatne pieczenie ręki o wszystkim jej przypomniało. Pamiętała ten okropny ból, kiedy ciemiernik dotknął jej skóry. Prawdopodobnie nigdy już tego nie zapomni.
  Z lekkim przestrachem postanowiła zerknąć na swoją rękę, żeby zobaczyć w jakim jest stanie. Ku jej zdziwieniu nie miała tam ogromu czarnej, spalonej skóry, a jedynie szarą i to widocznie opatrzoną.
  Od razu przypomniała sobie także swój pisk i dźwięk otwieranych drzwi. Wiedziała już, że to Snape jej pomógł. Hmmm... Czyli w sumie byli kwita. Ona uratowała jemu życie, on jej... Wiedziała jednak, że będzie ją teraz uważał za całkowitą kretynkę i nie będzie z nią rozmawiał jak z człowiekiem o chociażby przeciętnej inteligencji.
  Wstała powoli, nie chcąc narobić niepotrzebnego hałasu i udała się do gabinetu profesora eliksirów. Otworzyła drzwi i odezwała się głosem na tyle pewnym, na ile było ją stać:
- Dziękuję, panie profesorze... Uratował mi pan życie i niezbyt wiem jak się mam panu odwdzięczyć, bo raczej nie znajdę sposobu. Niemniej jednak jestem panu dozgonnie wdzięczna i chciałabym przeprosić za ten cały kłopot i w ogóle za wszystko...
-Granger, czy ty potrafisz choć przez chwilę siedzieć cicho? Tak trajkoczesz, że słowa nie da się wtrącić. Nie ma za co, możesz już iść. Przyjdź jutro przed lekcjami, musisz dostać jeszcze jedną dawkę maści. A teraz dobranoc, mam dużo pracy - wskazał jej gestem drzwi i skierował w jej stronę swoje przenikliwe spojrzenie.
  -Dobranoc, profesorze - odrzekła ze złością młoda dziewczyna i szybko wyszła. Była na niego okropnie zła. Wiedziała, że tak będzie. Przerwał jej w połowie zdania, bezczelnie komentując jaka to jest gadatliwa i wydając rozkazy niczym jakiejś służącej.
  Ale ona nie będzie posłuszna, znajdzie jakiś sposób żeby zastąpić maść czymś innym. Nie pójdzie do niego choćby nie wiem co, wystarczy jej, że miała z nim tego dnia eliksiry i jeszcze te dodatkowe lekcje. Zdecydowanie zbyt dużo Snape'a jak na jeden dzień...
   W tym samym czacie Mistrz Eliksirów skończył już sprawdzać prace uczniów. Był tak zdenerwowany, a prace tak bezsensowne, że stawiał same Trolle. Ta irytująca Gryfonka nie dość, że była idiotką, to nawet pracy nie umiała skończyć.
  Przypomniał sobie, że nadal nie wie w jaki sposób zraniła sobie rękę. Pewnie w jakiś przygłupi sposób, tak bardzo podobny do gryfonów. Prychnął w duchu i poszedł sprawdzić swoje zapasy. Musiał się upewnić czy niczego nie brakowało, bo już nieraz jego zapasy uszczupliły się przez bandę gryfonów, którzy warzyli nielegalnie eliksiry. A tym razem dał Granger idealny sposób na wykradnięcie czegokolwiek...
  Przejrzał wszystko i ze zdziwieniem stwierdził, że niczego nie brakuje. Może jednak nie była aż taka głupia, co nie zmienia faktu, że poziom jej inteligencji jest znikomy. Sprawdził jeszcze raz zapas maści, którą stosowała Granger i poszedł do swojej sypialni, gdzie oddał się w objęcia Morfeusza.
  Kiedy on smacznie spał, pewna gryfonka poszukiwała w różnych księgach zastępcy tajemniczej maści, której przepis był chyba autorstwa Snape'a, bo nigdy o niej nie słyszała i nie znaleźć tego przepisu. Jedynym co znalazła było to, że dynia może powstrzymywać chwilowo skutki rośliny. Miała nadzieję znaleźć coś innego, bardziej trwalszego, lecz nie udało jej się. W końcu postanowiła wypić hektolitry soku dyniowego i mieć nadzieję, że wystarczy, po czym również odpłynęła w niebyt.
  Następnego dnia poszła na śniadanie w wyśmienitym humorze. Tak jak postanowiła, piła okropnie dużo soku z dyni i nie przejmowała się lekkim pieczeniem ręki, które było podobne do tego zaraz po przebudzeniu w kwaterach Snape'a.
  Spojrzała na niego ukradkiem i widziała jak się jej przygląda. Zignorowała go całkowicie i wróciła do pochłaniania tosta z dżemem malinowym i picia napoju. Po śniadaniu wstała i udała się na pierwsze zajęcia, wiedząc, że Mistrz Eliksirów będzie wściekły.
  Każdy w szkole wiedział, że nie lubił gdy ktoś mu się sprzeciwiał. Niestety zdawała sobie sprawę, że zaraz po transmutacji, jej pierwszej lekcji, czekały na nią eliksiry. Chciała zobaczyć minę Snape'a, który się na nią wścieka.
  Może i był jej nauczycielem, ale ona nie będzie pozwalała się tak traktować i musiał mieć jakąś nauczkę, nawet jeśli jej zachowanie było nieco dziecinne.
  Podczas przemiany królika w kota jej ręka zaczęła jeszcze bardziej piec. Nie zwracała na to zbyt dużej uwagi i uczestniczyła w zajęciach jak gdyby nigdy nic. Co prawda ból wzmagał się, kiedy wykonywała skomplikowane ruchy zranioną ręką, jednak wiedziała, że musi być silna.
  Na przerwie poszła do kuchni i poprosiła skrzaty o kilka szklanek soku i pobiegła do lochów żeby nie spóźnić się na starcie z Nietoperzem. Poprawiła torbę na swoim ramieniu i razem z resztą klasy czekała na rozpoczęcie zajęć.
  Po śniadaniu Snape uważnie obserwował Gryfonkę. Wiedział już, że coś knuje, nie wiedział jeszcze tylko co. Kiedy zobaczył, że dziewczyna wychodzi, sam również opuścił Wielką Salę i udał się do swojego gabinetu. Pamiętał, że miała przyjść po kolejną dawkę maści. Jednak kiedy nie przychodziła, a jego zegarek wskazywał godzinę, o której rozpoczynała zajęcia, Severus był już nieźle wściekły.
  "Głupia, uparta dziewucha. Co ona sobie wyobraża?" - tego typu myśli krążyły w jego głowie również wtedy gdy szedł na zajęcia z siódmą klasą. Doskonale wiedział, że Granger też tam była i to go jeszcze bardziej denerwowało. Już on jej pokaże, że nie warto z nim zadzierać.
  Kiedy otworzył drzwi ich spojrzenia skrzyżowały się, oba były wyzywające. Dziewczyna wyminęła swojego nauczyciela i zajęła standardowe miejsce, uśmiechając się wrednie pod nosem. Wiedziała, że niedługo działanie soku przestanie działać, ale cieszyła się jak na razie tymi chwilami, kiedy nie musiała znosić okropnego pieczenia. Wyjęła podręcznik i wraz z resztą klasy zaczęła warzyć eliksir słodkiego snu.
  Kiedy mieszała po raz kolejny eliksir, zawirowało jej w głowie. Nie była pewna czy to od oparów unoszących się znad kociołka, czy od mocno już bolącej ręki, jednak wiedziała, że nie da dłużej rady. Usiadła więc na chwilę i zaczęła głęboko oddychać. Świat wirował jej przed oczami, a ona starała się uspokoić.
  Snape obserwował ją przez całą lekcję. Był zdziwiony tym, że warzyła eliksir i nic jej nie było. W końcu jednak coś zaczęło się z nią dziać. Podczas trzeciej fazy warzenia zachybotała się lekko, po czym usiadła. Widział, że nie było z nią dobrze, więc powiedział reszcie klasy, że mogą już wyjść.

~*~
Nareszcie udało mi się coś napisać. Zdecydowanie nie lubię szkoły i tej masy nauki, która się z nią wiąże. Dziękuję wam bardzo za komentarze. Jesteście cudowni! <3
Nawet nie wiecie jaką radość sprawiało mi czytanie każdego komentarza. I kiedy nie miałam weny przypominałam sobie jak wiele osób pytało o kolejny rozdział. Może nie jest idealny, ale przynajmniej jest.
Powiem wam szczerze, że nigdy nie liczyłam na taką liczbę wyświetleń, obserwatorów i komentarzy w tak krótkim czasie.

niedziela, 24 sierpnia 2014

Rozdział V

  Wreszcie nastała niedziela, co oznaczało oczywiście wielki rumor w Skrzydle Szpitalnym. Pani Pomfrey musiała przebadać dokładnie Mistrza Eliksirów, po czym pozwoliła mu wrócić do swoich komnat. Wiedziała, że nawet gdyby nie mógł chodzić to w tamten dzień by się stamtąd wyczołgał. Kiedy zamknęły się za nim drzwi, westchnęła cicho i podeszła do ucznia, który właśnie trafił do niej z przeziębieniem...
  Tymczasem Severus Snape przechadzał się powoli korytarzami Hogwartu, rozglądając się na boki. Na szczęście skutki Cruciatusów nie dawały mu się już tak we znaki. Minął Wielką Salę, zauważając, że trwa właśnie kolacja i udał się do swoich lochów. I wtedy dotarło do niego, że już dzisiaj miał mieć pierwszą lekcję z Granger. Przeklął szpetnie i sięgnął po swoje stare notatki. Poszperał trochę, aż w końcu znalazł to czego szukał.
  Położył swoją pracę na temat proroczych snów na biurku, wziął do ręki kawałek pergaminu i napisał swoim starannym pismem krótką notatkę:
 
  Rzucił szybko zaklęcie czasowe* i przywiązał zwitek pergaminu do nóżki sowy, po czym wypuścił ją przez okno. Spojrzał na zegarek i stwierdził, że wystarczy mu czasu na uwarzenie eliksiru pieprzowego dla Pomfrey. Niektórzy mogliby stwierdzić, że był pracoholikiem, ale on po prostu fascynował się eliksirami. Założył swój strój ochronny i zaczął łamać kieł węża... Ale to przecież nie jest ciekawe!
  Jeśli chodzi o pannę Granger to właśnie wychodziła z Wielkiej Sali, kiedy natknęła się na Malfoya i jego bandę. Oczywiście nie obyło się bez złośliwych komentarzy, typu "Wielka Sala tak przepełniła się twoim szlamem, że musisz stamtąd uciekać?" czy też "A gdzie Wiewióra i Bliznowaty? Ach, już wiem! Chowają się, bo boją się Czarnego Pana!".
  Hermiona, jak na damę przystało, uśmiechnęła się pogodnie i wymierzyła Malfoyowi siarczysty policzek, po czym z gracją odeszła do swojego dormitorium. Miała nadzieję, że duma nie pozwoli mu pójść do profesorów. Wiedziała, że w życiu nie przyznałby się do tego, że dziewczyna go uderzyła. Uśmiechnęła się z satysfakcją i poszła do swojego dormitorium. Kiedy otwierała drzwi, pojawiła się przed nią mała płomykówka z drobną karteczką. 
  Zamknęła drzwi, dała sowie jakiś przysmak i przebiegła szybko wzrokiem po kartce. Jej twarz momentalnie zastygła w bezruchu, kiedy zobaczyła podpis. 
- Jak ja mogłam o tym zapomnieć?! - krzyknęła, ciesząc się, że na jej kwatery rzucone jest zaklęcie wyciszające. Była na siebie strasznie zła, bo nie przeczytała jeszcze wszystkiego. I Snape będzie miał powód do nabijania się z niej, po prostu super. Westchnęła głośno i stwierdziła, że nie zdąży zbyt wiele przeczytać, jeśli chce się trochę ogarnąć. Zabrała swoje rzeczy i poszła do łazienki prefektów. 
  Około 2 godziny później była już całkowicie gotowa. Zakręciła włosy przy pomocy różdżki, bo były nie do zniesienia i stały na wszystkie strony. Wrzuciła do swojej torby kilka podręczników do Eliksirów i jedyny wolumin, który udało jej się zdobyć i przeczytać. Nadal jednak nie znała odpowiedzi na kilka pytań, więc denerwowała się. Tak jakby szła na egzamin, nie przygotowując się na niego w ogóle.
  Równo o godzinie 19 zapukała do mahoniowych drzwi, które prowadziły do gabinetu Mistrza Eliksirów. Odpowiedziało jej dosyć głośne "Wchodź, byle szybko". Otworzyła więc drzwi i pośpiesznie je za sobą zamknęła. Nie musiała się rozglądać, była tam całkiem niedawno...
  - Dzień dobry profesorze - powiedziała uprzejmie, po czym poprawiła torbę, która osunęła się z jej ramienia. 
- Siadaj - ruchem wskazał jej krzesło, stojące naprzeciwko jego własnego, po drugiej stronie biurka. - Przynajmniej się nie spóźniłaś... Domyślam się, że Dumbledore już cię o wszystkim poinformował, jednak mimo wszystko powtórzę. Jesteś u mnie na stażu, przez co oczekuję od ciebie, że będziesz używała chociaż odrobiny mózgu, ale nie będziesz się też wymądrzać tak jak lubisz robić to na lekcjach. Każdego wieczoru o tej porze masz się stawiać w moim gabinecie, jeśli mnie nie będzie to na pewno wyślę ci sowę z wiadomością...
  W tym czasie Hermiona ugryzła się w język trzykrotnie, bo wiedziała, że lepiej nie drażnić Snape'a, jeśli miało się z nim spędzić jakiś czas. Spojrzała na niego, słuchając uważnie kiedy mówił. Wiedziała, że każde słowo było dokładnie zaplanowane, zapewne już wcześniej.
 -...A teraz przejdziemy już do tych twoich wizji - prychnął, wypowiadając ostatnie słowo i spojrzał na twarz Gryfonki, zastanawiając się ile wyczytała z tych swoich ogromnych tomiszczy. - Dobra Granger, mów co wiesz. 
- Ech... No więc w księdze, którą czytałam pisali, że takie wizje są bardzo rzadką umiejętnością, która objawia się tylko w wybranych czarodziejskich rodach. Oprócz tego było wiele nieistotnych rzeczy na temat interpretacji snów, w których pojawiają się jedynie symbole. Uznałam jednak, że nie tyczy się to mnie, bo w moim przypadku wszystko było dosłowne. Jednak nadal nie rozumiem jakim cudem posiadam tą umiejętność... - przerwała i zagryzła wargę, zastanawiając się czy powinna wspominać o Czarnej Magii. W końcu uznała jednak, że musiałaby się wtedy tłumaczyć skąd ją miała, a nie chciała dostać kolejnych minusowych punktów.
- Któż by pomyślał, że taki umysł jak twój nie będzie czegoś wiedział - oczywiście nie mógł przepuścić okazji do upokorzenia Gryfona, nie byłby przecież sobą, gdyby tego nie zrobił. - Skoro objawia się w czarodziejskich rodach to znaczy, że miałaś czarodziejskich przodków. Po prostu jakaś twoja prababka albo pradziadek nie mieli czarodziejskich umiejętności. To przecież logiczne, nieprawdaż? 
- Ale co... jak... Nie jestem mugolaczką! Malfoy się mylił przez te wszystkie lata! - początkowy szok, szybko zastąpiła triumfem. Te wszystkie obelgi nawet nie były prawdą. Tak się cieszyła, że zapomniała całkowicie o Snapie, który uśmiechał się kpiąco, patrząc na nią. 
- Nie jesteś mugolaczką, co nie zmienia faktu, że mówiłem coś o używaniu mózgu! Możesz już przestać cieszyć się jak jakaś idiotka, bo ktoś inny się mylił. A teraz mogłabyś łaskawie rozpocząć swój staż. Chodź za mną - wstał zza biurka i skierował się do drzwi, które prowadziły do składzika. - Masz powycierać każdy słoik i zapisywać sobie czego zaczyna brakować i ile należy kupić bądź zebrać. Jak już skończysz to przyjdź do mojego gabinetu.
  Hermiona z przerażeniem spojrzała na wielki regał, cały zapełniony przeróżnymi ingrediencjami. Wiedziała, że szybko tego nie skończy, więc usiadła sobie na chłodnej posadzce, wyjęła różdżkę, pergamin i pióro i zaczęła swoją pracę. 
  Po dwóch godzinach była tak strasznie zmęczona, że źle zaakcentowała zaklęcie przywołujące. Dlatego właśnie słoik z ciemiernikiem czarnym roztrzaskał się na jej dłoni. Szkło wbiło się w jej dłoń, a trująca roślina sprawiała dodatkowy ból. Pisnęła z przerażenia i bólu, po czym wypuściła ciemiernik z dłoni. 
  W tym czasie Snape sprawdzał kartkówki swoich uczniów. Właśnie skreślał całkowicie bezsensowne zdanie, napisane przez jakiegoś puchona, gdy nagle usłyszał przejmujący wrzask. Domyślił się, że pochodził on ze składzika, więc szybko się poderwał i pobiegł w tamtym kierunku. Kiedy otworzył drzwi, zobaczył Granger siedzącą na podłodze z ręką całą we krwi i kawałkami słoika wokół nóg. 
  "Co ona do cholery jasnej zrobiła?" - pomyślał i podszedł bliżej do niej. Schylił się, a to co zobaczył okropnie go przeraziło.

~*~
Hej kochani! 
Jest was tak duużo i bardzo wam za to dziękuję. Nie spodziewałam się, że to co piszę spotka się z takim zainteresowaniem. Mam nadzieję, że wybaczycie mi za przerwanie w takim momencie, ale nie chciałam zbytnio przedłużać rozdziału. Zmieniłam też swoją profilówkę na Bloggerze, więc jeśli ktoś nie widział mojej twarzy, a ciekawiło go jak wyglądam to może teraz podziwiać dzieło mojej kamerki w laptopie. xD 
Niestety niedługo koniec wakacji, więc możliwe, że rozdziały będę dodawała jedynie w weekendy. Oczywiście będę starała się wrzucać też w tygodniu, ale nie zawsze mogę mieć czas, więc proszę was żebyście mi to wybaczyli.
Ach, no i dziękuję za wszystkie komentarze, dzięki nim wiem, że mam dla kogo pisać. <3

* Zaklęcie wymyślone na potrzeby opowiadania

poniedziałek, 11 sierpnia 2014

Rozdział IV

  Następnego dnia obudziła się trochę niewyspana. Przez te ciągłe rozmyślania musiała poprawiać swoją pracę aż 5 razy, żeby uzyskać zadowalającą. W ten właśnie sposób usnęła o pierwszej w nocy. Jednak nie było tak źle, jak mogłoby się wydawać. Już niedługo koniec tygodnia i wszystko sobie odeśpi. Wzięła szybki prysznic, po czym rozczesała swoje włosy, co jak zwykle było nie lada wyzwaniem. W końcu jej się udało i z triumfem odłożyła szczotkę na miejsce. Spakowała szybko potrzebne jej książki i pobiegła na śniadanie.
  Była strasznie głodna, bo dzień wcześniej zapomniała o kolacji. W ekspresowym tempie dotarła do Wielkiej Sali i zajęła swoje miejsce, czekając na Ginny. Wzięła sobie kilka tostów i pochłaniała je powoli, rozglądając się po pomieszczeniu. Nie było zbyt wielu uczniów, zazwyczaj przychodzili jakiś kwadrans później. Policzyła ile osób siedzi przy każdym stole i stwierdziła, że najwięcej jest Krukonów. Spojrzała też na stół nauczycieli, u nich prawie wszystkie miejsca były zajęte. Oczywiście nie było Snape'a, nadal tkwił w Skrzydle Szpitalnym. Chodziły plotki, że pani Pomfrey nie ma zamiaru wypuszczać go do końca tygodnia, co było bardzo pozytywnie odbierane przez uczniów.
  Chwilę później do sali wkroczyła Ginny, uśmiechając się promiennie. Hermiona była bardzo ciekawa, co ją tak ucieszyło... W końcu, kiedy usiadła obok niej, starsza dziewczyna spojrzała na nią i spytała:
- Coś się stało czy masz po prostu lepszy dzień? - naprawdę ją to ciekawiło, ale starała się, żeby nie było to słyszalne w jej głosie.
- Ach, no bo wczoraj zrobiłyśmy sobie z dziewczynami taką małą imprezkę, bo Luna miała urodziny... I nie zrobiłam pracy z eliksirów, ale przynajmniej nie dostanę za to Trolla! - wykrzyknęła końcówkę z radością i wróciła do smarowania tosta dżemem.
  Rozmawiały jeszcze przez chwilę, po czym pożegnały się i poszły na lekcje. Starsza z dziewczyn miała całkiem przyjemne przedmioty tego dnia. Zdobyła około 50 punktów dla swojego domu i Wybitny z aktywności na Mugoloznawstwie.
  Stwierdziła, że w sumie czasami opłacało się wychowywać w mugolskiej rodzinie. Niestety kiedy tylko o tym pomyślała, przypomniała sobie o rzuconym zaklęciu zapomnienia... Tak bardzo bała się, że jej rodzicom co się stanie. Zamknęła oczy, by powstrzymać się od płaczu. Ogarnęła się szybko i pobiegła do biblioteki, żeby wiedzieć cokolwiek na temat tych jej wizji...
  Przed drzwiami zatrzymała się i weszła już normalnym krokiem. Zamierzała tam spędzić dużo czasu, więc liczyła się każda minuta. Właściwie to może udałoby się jej wejść do działu Ksiąg Zakazanych niezauważenie? Ostatnio kiedy próbowała czegoś takiego, zemdlała i obudziła się u Snape'a, ale tym razem nie mogło być tak źle. Uśmiechnęła się do siedzącej za biurkiem bibliotekarki i poszła w stronę regałów, niby to przypadkiem zbliżając się coraz bardziej do drzwi, które strzegły jej celu. Wyjęła różdżkę i rozejrzała się, po czym szybko rzuciła:
- Alohomora! - oczywiście szeptała, mając nadzieję, że nikt jej nie usłyszy, a tym bardziej otwierających się drzwi.
  Miała sporo szczęścia, bo nie było słychać żadnego skrzypnięcia. Najciszej jak umiała zamknęła za sobą drzwi i szybko od nich odeszła, udając się w stronę ksiąg o wróżbiarstwie. Tym razem wiedziała już gdzie powinna szukać, nie tak jak poprzednim razem. Wzięła do ręki ciężki wolumin, zatytułowany "Jakim cudem mi się to przyśniło, czyli poradnik dla osób z proroczymi snami".
  Przewertowała kilka pierwszych stron, żeby stwierdzić, że nie bez powodu ta księga nie była ogólnodostępna. Opisy użycia owych snów do Czarnej Magii z pewnością nie były wskazane do czytania dla uczniów, ale jej to nie zniechęcało. Bardzo chciała dowiedzieć się czemu to właśnie ona ma te wizje w snach. Nie miała pojęcia czemu objawiło się to u niej - mugolaczki. Nie miała przecież żadnych przodków, po których mogłaby to odziedziczyć... prawda?
  Potrząsnęła głową, żeby pozbyć się niepotrzebnych myśli i czytała dalej... Nawet nie zauważyła kiedy zrobiło się strasznie późno i musiała uciekać z biblioteki, żeby pani Pince jej nie zamknęła albo co gorsze - żeby jej nie przyłapała. Rzuciła na wolumin zaklęcie zmniejszająco-zwiększające i schowała ją do kieszeni.
  Poszła do swojego dormitorium i tam skończyła ją czytać, po czym od razu zasnęła. Była zbyt wyczerpana żeby się przebrać czy też brać kąpiel. Następnego dnia tego pożałowała...
  Kiedy się obudziła, jej włosy były w strasznym stanie, jak zwykle zresztą gdy ich regularnie nie umyła. Poszła więc szybko do łazienki i wzięła prysznic, mając nadzieję, że zdąży na zajęcia. Na szczęście był już piątek i będzie mogła sobie wszystko odespać. Przeczesała włosy szczotką, rzuciła na nie zaklęcie osuszające i założyła czarną szatę. Wrzuciła książki do torby i poszła na zajęcia...
  W piątek, sobotę i niedzielę u panny Granger nie działo się nic ciekawego, więc może opowiem o tym jak to Severus Snape irytował umyślnie panią Pomfrey...
  - Naprawdę Poppy, nie jestem małym dzieckiem! - warknął do niej, kiedy chciała pomóc mu wstać. - Poradzę sobie, serio.
I wstał, ale na tym się skończyło, bo miał okropne skurcze i kiedy zrobił krok, zgiął się w pół z bólu. No ale oczywiście, że się nie poddał! W końcu musiał postawić na swoim, inaczej nie byłby sobą. Odepchnął ze złością ręce pielęgniarki, która po raz kolejny próbowała mu pomóc i doszedł do łazienki na własnych nogach. Gdy mu się tu udało, ucieszył się jakby wszedł na jakiś strasznie wysoki górski szczyt.
  Nawet nie zdawał sobie sprawy jak bardzo denerwowała się w tym czasie odziana na biało kobieta. Jej usta zaciśnięte były w cienką linię, bo powstrzymała się od rzucenia jakiejś zgryźliwej uwagi. Nie chciała jednak tego robić, bo wiedziała, że z Mistrzem Eliksirów i tak nie wygra. Był uparty jak osioł, nawet bardziej niż ona sama, co było nie lada wyczynem.

Kilka godzin później...

  - Poppy, czy mógłbym już wyjść? - krzyknął do niej Snape, któremu naprawdę już się nudziło. No ileż można leżeć w łóżku i nic nie robić?
Pielęgniarka przewróciła tylko oczyma i odwarknęła mu:
- Nie, nie mógłbyś. I nawet nie myśl o ucieczce, za nic w świecie ci się nie uda.
Po czym jak gdyby nigdy nic wróciła do wypełniania papierów. Kiedy myślała już, że dał jej spokój, on znowu się odezwał:
- Kobieto, ile czasu ty masz zamiar mnie tu przetrzymywać? Zdajesz sobie sprawę ile eliksirów muszę uwarzyć? - nie miał zamiaru jej ustąpić. Będzie ją tak męczył cały czas, dopóki nie powie mu, że może sobie iść. Zapomniał oczywiście, że miał do czynienia z kobietą upartą niemal tak samo jak on.
- Doskonale sobie zdaję z tego sprawę, Snape. Panna Granger z pewnością ci pomoże, a tymczasem zajmij się czymś pożytecznym i nie irytuj mnie! - odkrzyknęła do niego i zatrzasnęła drzwi, rzucając na nie Silencio. Nie do wiary, że ten mężczyzna potrafi tak wkurzać, gorzej niż uczniowie.

Następnego dnia...

  Miała nadzieję, że chociaż tym razem nie wspomni o wypisie i weszła do Skrzydła Szpitalnego z uśmiechem na twarzy. Oczywiście przeliczyła się, bo po podaniu eliksirów leczniczych, on znowu się odezwał:
- Niedługo skończą ci się te eliksiry, jeżeli mnie nie wypuścisz - mruknął pod nosem przełykając niebieskawą ciecz. - Wiesz o tym, że niektóre przeterminują się w najbliższym czasie? No a uwarzenie ich trochę mi zajmie. Poza tym czuję się już świetnie...
I tym razem nie wytrzymała, musiała mu powiedzieć, że nie zniesie jego zachowania:
- Severusie Snape, jesteś najbardziej irytującym i upartym człowiekiem jakiego kiedykolwiek spotkałam. I dla twojej wiadomości wyjdziesz dopiero w niedzielę po południu. Wcześniej nie masz co liczyć, więc przestań mnie o to prosić do cholery jasnej i zajmij się czymś pożytecznym!

I wyszła z sali, a on zastanawiał się nad jej słowami. Czy naprawdę był taki nieznośny? On tak tego nie postrzegał...


~*~

Nareszcie oddaje w wasze ręce ukończony rozdział IV. Uznałam, że pierwsza lekcja pojawi się dopiero w następnym rozdziale, bo nie chciałabym żeby akcja potoczyła się zbyt szybko. Dziękuję wam bardzo serdecznie za wszystkie komentarze, zarówno tutaj jak i na fanpage'u, dzięki wam wiem, że mam dla kogo pisać! Oprócz tego chciałabym podziękować osobom, które stale zaglądają na mojego bloga (Tak Aniu, mówię o tobie) oraz tym, którzy dodali go do obserwowanych lub/bądź polubili moją facebookową stronę. Kocham was po prostu. <3
Z istotnych informacji dodam jeszcze, że przez najbliższe dwa dni nie będę miała raczej możliwości niczego napisać, więc kolejny rozdział pojawi się  najszybciej w czwartek.
Och, no i rozdział jak zwykle niebetowany - prosiłabym o wytknięcie błędów w komentarzach. c;


środa, 6 sierpnia 2014

Rozdział III

  Wystraszyła się strasznie, ledwo powstrzymując od pisku. Po chwili dotarł do niej sens jego słów. Ona i dodatkowe lekcje? Po co? Kiedy tak stała i rozmyślała, nie zwróciła uwagi na kroki. Oczywiście były to kroki wychodzącego dyrektora... Kiedy drzwi się otworzyły, podskoczyła ze strachu. Spojrzała na jego twarz i zauważyła rozbawienie, więc postanowiła zachować resztki godności i uprzejmie się przywitała:
- Dzień dobry, profesorze Dumbledore! - starała się bardzo, żeby brzmiało to naturalnie i chyba nawet jej wyszło.
- Dzień dobry, panno Granger - uśmiechnął się do niej delikatnie i przeszedł obok niej, jednak po chwili się odwrócił, jakby coś sobie przypominając - Nie radziłbym tam teraz iść. Jest wściekły.
  I sobie poszedł, zostawiając Hermionę pod tymi piekielnymi drzwiami. Domyśliła się, że pewnie Snape wszystko słyszał i nie ma teraz odwrotu. Przełknęła głośno ślinę, wzięła głęboki oddech i popchnęła drzwi. Omiotła salę wzrokiem, dostrzegając, że tylko jedno łóżko miało swojego właściciela. Bardzo, bardzo wkurzonego właściciela. 
  Powtórzyła sobie kilka razy w myślach "Jesteś Gryfonką, nie zwracaj uwagi na jego humor, po prostu rusz dupę i podejdź do tego łóżka". W końcu poskutkowało i z nieco wymuszonym uśmiechem podeszła do łóżka Mistrza Eliksirów:
- Dzień dobry, profesorze - była w sumie niezłą aktorką, jej głos można by wziąć za wesoły. 
Spojrzał na nią mrużąc oczy, po czym odpowiedział cicho:
- Dla kogo dobry, dla tego dobry, Granger - posłał jej kpiący uśmieszek. - A wiesz co, Granger? Dyrektor powiedział mi, że nie spodziewał się po mnie, że będę miał romans z uczennicą. I wiesz czemu tak pomyślał? Bo zobaczył ciebie, całującą mnie kiedy byłem nieprzytomny!
- Jak pan śmie?! Udzielałam panu pierwszej pomocy, a nie całowałam pana! Nie oddychał pan do cholery jasnej, a nie mogłam dać panu żadnego eliksiru, bo przyjął pan ich zbyt wiele! Naprawdę nie myślałam, że po tym jak się starałam pan będzie oskarżał mnie o coś takiego... - widać było po niej, że jest wściekła. Tym razem nie siliła się nawet na uprzejmość. Jak on śmiał wmawiać jej coś takiego? Fakt, miał całkiem fajne usta, no ale to był jej nauczyciel! Ona go tylko szanowała! - Ach i słyszałam część pańskiej rozmowy z dyrektorem. Niech się pan nie obawia, też nie chcę żadnych dodatkowych lekcji z panem.
  Miała już wychodzić, kiedy on zadał jej pytanie, które ją nieco zaskoczyło:
- Dlaczego chciałaś mnie uratować? Jestem przecież bezwartościowym śmieciem, nikomu nie przeszkadzałaby moja śmierć. Ba, niektórzy pewnie by się ucieszyli - spojrzał na nią, a ona próbowała wyczytać z jego oczu cokolwiek, bo głos nie zdradzał żadnych emocji. Niestety tęczówki były tak samo nieprzeniknione jak zwykle. Swoją drogą, stwierdziła, że ma ładne oczy. Zawsze podobały jej się takie wyjątkowe barwy, a czerń z pewnością się do nich zaliczała.
- Nie zasługiwał pan na śmierć, na te wszystkie tortury też pan nie zasługuje. Dobrych ludzi trzeba ratować - poprawiła swoją szatę i rzuciła szybko grzeczne pożegnanie - Do widzenia, proszę pana - po czym wyszła ze Skrzydła Szpitalnego. I tak zaraz była cisza nocna, więc powinna była wrócić.
  Kiedy w końcu dotarła do swojego pokoju, uświadomiła sobie jak bardzo jest zmęczona. Skrzywiła się, bo głowa bolała ją trochę od braku snu, ale stwierdziła, że zaraz jej przejdzie. Udała się do łazienki prefektów i nalała sobie wody. Ach, jak dobrze było czasem wykorzystać niektóre wygody, do których miała dostęp. Zanurzyła się w gorącej wodzie i leżała przez długi czas rozkoszując się ciepłem, które rozlewało się po jej ciele. 
  Westchnęła głęboko i wyszła, wycierając się puchowym ręcznikiem. Na szczęście jej pokój był tylko piętro wyżej, więc szybko udało jej się tam przemknąć. Położyła się i zasnęła, gdy tylko jej głowa dotknęła poduszki.
  W tym samym czasie w Skrzydle Szpitalnym jedyny goszczący tam pacjent nie mógł spać. Męczyły go słowa tej irytującej Gryfonki. Przecież nikt nie uważał, że jest dobry. Wszyscy uważali go za nic niewarte ścierwo. Czemu ona była inna? Dlaczego nie mogła nienawidzić go jak inni? Może gdyby nie ona, nie musiałby prowadzić już tego podwójnego życia szpiega... Przestaliby go torturować i nie musiałby znajdować sposobu jak nie złamać żadnej z Wieczystych Przysiąg. Przestał się jednak szybko łudzić. Pewnie dostrzegała w nim potencjalnie przydatnego sojusznika, który mógł im wszystkim uratować tyłki. 
  Prychnął w duchu, myśląc o tym, że znając upór dyrektora będzie miał z nią dodatkowe lekcje. Dobra, miała te swoje prorocze sny, ale czemu on musiał się z nią użerać? Nie mogłaby Minerwa? W końcu była jej opiekunką i przecież dałaby radę jakoś pomóc jej to ogarnąć. Może i nie pisała na ten temat pracy zaliczeniowej, jak on, no ale przecież też coś wiedziała. 
  Na jego twarz wypłynął leniwy uśmiech, kiedy przypomniał sobie tą pracę... Miała na celu udowodnienie jego nauczycielce, że jeśli ma się jakieś pojęcie to wszystko ma jakiś sens i nie potrzeba do tego żadnego wewnętrznego oka. Do tej pory pamięta jej minę, kiedy otrzymał W od innej wróżki, która ją oceniała.
  Tak poza tym, to dziwne, że objawiło się to u Granger, w końcu była mugolaczką. A właściwie to nie była. Założyłby się o skrytkę u Gringotta, że miała czarodziejskich przodków i jakaś jej babka była charłaczką. Trochę rzadki przypadek, że ujawniły się w niej takie zdolności po z pewnością wielu latach, ale przecież w Świecie Magii wszystko jest możliwe. 
  W końcu stwierdził, że nie ma co rozmyślać, Hermiona ma te całe prorocze sny, a on jest naprawdę zmęczony i z chęcią by usnął. Przekręcił się jeszcze na drugi bok i zamknął powieki, zapadając w głęboki sen. Te wszystkie cruciatusy są strasznie wyczerpujące...
  Następnego dnia nie działo się właściwie nic niezwykłego. Hermiona wstała jak zwykle wcześnie rano, ubrała się, poszła na śniadanie i lekcje. Taki codzienny standard, dopiero po południu podszedł do niej dyrektor:
-  Dzień dobry, panno Granger. 
- Dzień dobry, profesorze - uśmiechnęła się do niego delikatnie, spodziewając się czego będzie dotyczyła ta rozmowa. Nie pomyliła się, gdy dyrektor kontynuował:
- Podejrzewam, że słyszałaś moją wczorajszą rozmowę z Severusem - w jego oczach dało się zauważyć iskierki rozbawienia - i jego krzyk... Nie będzie więc raczej niespodzianką dla ciebie, że będziesz miała z nim dodatkowe lekcje. I nie przejmuj się tą jego niechęcią, on zawsze taki jest na początku...
- Przepraszam, że panu przerywam, ale czy to naprawdę konieczne? Te lekcje? Spodziewam się, że dotyczą moich snów, ale z tym chyba powinnam się udać do profesor Trelawney...
- Hermiono, musisz wiedzieć, że profesor Snape pisał na ten temat swoją pracę zaliczeniową z wróżbiarstwa. I dostał W co było nie lada osiągnięciem u profesor Steele, która oceniała jego pracę.
- Och... - trzeba było przyznać, że zaskoczył ją tym, ale uświadomiła sobie, że skoro już ma mieć te lekcje, to powinna wiedzieć kiedy. - Profesorze, kiedy mają się odbywać te zajęcia? 
- Hm, myślę, że Severus nie będzie miał nic przeciwko jeśli będziesz stawiała się w jego gabinecie codziennie o 19. Oczywiście nikt poza nami nie będzie wiedział czego dotyczą wasze spotkania.  Wszyscy mają sądzić, że dostałaś się na praktyki u profesora Snape'a i tak właśnie będzie, żeby wszystko było wiarygodne. Tylko, że na początku będziesz po prostu sprawdzała kartkówki i sprawdziany, a resztę lekcji poświęcała na twoje sny. Wszystko już jasne?
- Czy profesor Snape wie o tym stażu? - wyrwało jej się to samo, była po prostu w wielkim szoku. Bardzo lubiła eliksiry, ale nie spodziewała się, że będzie miała praktyki...
- Oczywiście, że wie. Nie był co prawda tym faktem zachwycony, ale on już tak ma - dyrektor przewrócił oczami, jakby nudziło go zachowanie Mistrza Eliksirów. - Przepraszam cię, ale mam zaraz spotkanie Zakonu i muszę już na nie iść. Do widzenia.
- Do widzenia, profesorze.
  Myśli kłębiły się w jej biednej głowie. Czemu to wszystko zwaliło się na nią tak nagle? Zastanawiała się, co teraz robi ona z Harrym i Ronem... Czy są bezpieczni i udało im się zniszczyć jakieś horkruksy? Niestety odpowiedzi nie znała... Westchnęła głośno i poszła do swojego pokoju. Praca na zielarstwo sama się nie napisze...

~*~
Hej!
Przepraszam, że tyle musieliście czekać na ten rozdział. Wena chwilowo postanowiła mnie opuścić, ale na szczęście wróciła i przyniosła ze sobą takie coś. Mam nadzieję, że jakoś wam się spodoba i udowodni, że to wcale nie będzie cukierkowe opowiadanie. 
A tak swoją drogą, wczoraj, kiedy czekałam na wenę założyłam fanpage'a tego bloga na facebooku. [Kliknij, żeby się przenieść!] Będę tam wrzucała informację o tym, kiedy pojawi się nowy post lub po prostu zapytam się co u was i jak wam się podoba blog. Chciałabym mieć po prostu lepszy kontakt z czytelnikami, bo chociaż nie jest was na razie wielu, ale jednak ktoś to czyta. Nawet nie wiecie jak bardzo się cieszę, gdy widzę tą liczbę wyświetleń bloga i poszczególnych postów. 
Dziękuję wam za to, że jesteście i mnie motywujecie do dalszego pisania. 
Ach, no i chciałabym was znowu prosić, żebyście pisali mi ewentualne błędy w komentarzach, bo rozdział jest niebetowany.



piątek, 25 lipca 2014

Rozdział II

   Hermiona otworzyła oczy, rozglądając się, nie wiedząc początkowo gdzie się znajduje. W końcu jednak jej umysł zaczął pracować, uświadomiła sobie, że obudziło ją zaklęcie, które rzuciła na Mistrza Eliksirów. Czym prędzej zerwała się z łóżka i pobiegła do pokoju obok. Od razu było widać, że coś jest nie tak, profesor rzucał się po łóżku i mamrotał sobie coś pod nosem.
   Gryfonka chwilę potem była już przy jego łóżku i rzucała zaklęcie, które miało sprawdzić temperaturę. Kiedy nad leżącym pokazał się rezultat zaklęcia, zaklęła siarczyście. 40 stopni… Cholera, nie jest dobrze…
   Wiedziała, że nie może mu podać kolejnego eliksiru, bo jego organizm przyjął ich już bardzo wiele w ciągu ostatniej doby. Przypomniała więc sobie jak jej mama radziła sobie w sytuacjach, gdy to ona leżała chora z gorączką. Transmutowała jakąś szmatkę, która leżała na stoliku nocnym i zamoczyła ją w wodzie, również wyczarowanej. Miała nadzieje, że zimne kompresy pomogą, jej zawsze pomagały…
   Na szczęście w przypadku Snape’a nie było inaczej. Po około pół godziny gorączka nieco zelżała, temperatura wynosiła 37 stopni, więc spokojnie można było powiedzieć, że sytuacja opanowana…
   Granger westchnęła głęboko. Nigdy by nie przypuszczała, że kiedyś jej sny będą się spełniać... Ach, gdyby to jeszcze były przyjemne sny... Ale nie, to musiał być jeden z największych koszmarów. Przypomniała sobie tą niezliczoną ilość Cruciatusów. Jaki on był silny… I jak wiele wycierpiał… Nikt nie powinien przez to przechodzić, nieważne jakie grzechy popełnił w przeszłości.
   Upewniła się jeszcze, że z profesorem wszystko w porządku i wróciła do “swojego” łóżka. Też była zmęczona, chociaż nie tak bardzo jak on. Jednak podawanie tych wszystkich eliksirów nie jest wcale łatwe. Usnęła bardzo szybko, na szczęście nic złego jej się nie śniło.
   Tym razem przespała tą krótką resztę nocy, która jej została i weszła do pokoju Mistrza Eliksirów. Nadal spał, jednak ona wiedziała, że musi już iść do siebie. Inaczej wywołałaby niepotrzebne plotki…
   Wiedziała, że zaklęcie monitorujące nadal działa, więc o to nie bała się zbytnio. Co prawda miała jeszcze porozmawiać o szlabanie, jednak domyślała się, że kiedy Snape się obudzi, nie będzie raczej zadowolony, że nie opuściła jeszcze jego kwater.
   Wymknęła się więc najciszej jak potrafiła i udała się do swojego pokoju prefekt naczelnej. Rozglądała się po korytarzach, które mijała, jednak nikogo nie dostrzegła… Jak dobrze, że wszyscy nadal spali.
   Kiedy była już na odpowiednim piętrze, podała szybko hasło i wpadła do pokoju, tak żeby nikt nie zauważył jej wchodzącej o tej porze do własnego mieszkania. Spojrzała na zegarek, z ulgą stwierdzając, że właśnie o tej godzinie zazwyczaj się budziła. Czyli nie miała zbytniego opóźnienia. Ogarnęła się całkiem szybko, nie licząc włosów, bo z nimi musiała się trochę namęczyć. Posiadanie loków nie jest wcale zawsze takie przyjemne…
   Chwilę przed 8 pakowała książki do torby, robiła ostatnie poprawki w fryzurze i kiedy miała otwierać drzwi, usłyszała pukanie. Otworzyła, nieco zdziwiona, bo nikt nie przychodził do niej tak wcześnie.
   Jej oczom ukazała się dosyć wysoka postura dyrektora. Kiedy pierwszy szok minął, co stało się oczywiście szybko, z uśmiechem przywitała dyrektora:
- Dzień dobry, dyrektorze! Co pana do mnie sprowadza? - spytała, przepuszczając Dumbledore’a w drzwiach.
- Och, dzień dobry, panno Granger - uśmiechnął się do niej dobrodusznie, jak zwykł robić podczas wszelakich rozmów. - Chciałem cię o coś spytać… Widziałem, że dzisiaj w nocy profesor Snape odjął Gryffindorowi trochę punktów, a ty jako prefekt naczelna masz oczywiście dostęp do informacji za jakie przewinienie. Jako dyrektor również takie informacje posiadam, więc chciałbym wiedzieć, co było tak ważne, żeby najlepsza uczennica Hogwartu od czasów Roweny Ravenclaw szwędała się samotnie po korytarzach.
- Wie pan, właśnie się do pana wybierałam w tej sprawie, ale myślę, że… - nagle gwałtownie przerwała, bo zaklęcie monitorujące dało o sobie znać. - Myślę, że teraz powinniśmy iść jak najszybciej do profesora Snape’a.
   Z tymi słowami wybiegła z pokoju, dając mu znak, by podążał za nią. Nie zwracała nawet uwagi na mijających ją uczniów, liczyło się tylko to, żeby dotrzeć do kwater Mistrza Eliksirów. Od tego mogło zależeć jego życie…
   Wpadła do pokoju, spoglądając z przerażeniem na bladą twarz profesora, a później na dyrektora, który właśnie mijał ostatni zakręt…
   Nie mogła dłużej czekać - podbiegła do niego i z przerażeniem stwierdziła, że jego klatka unosi się bardzo wolno, a po chwili zamiera w całkowitym bez ruchu. Wiedziała, że aktualnie żadne zaklęcia i eliksiry nie pomogą, bo przyjął ich byt wiele. Jedynym wyjściem były mugolskie sposoby. Tak bardzo się w tym momencie cieszyła, że tak uważała na zajęciach z pierwszej pomocy.
   Uciskała jego klatkę, odliczając aż doszła do 30. Nie skutkowało… Z zaskakującą śmiałością przyłożyła usta do jego ust i wykonała dwa oddechy. Później znowu wróciła do uciskania klatki… I w końcu z ulgą stwierdziła, że oddycha.
   Odetchnęła głęboko, po czym spojrzała na twarz dyrektora. Dostrzegła na niej wielki szok i zmartwienie. Domyślała się, że zapewne widział coś co mogła przypominać pocałunek… I na pewno martwił się o Mistrza Eliksirów. Zwróciła się do niego, upewniając się, że jej głos nie będzie wyrażał żadnych emocji:
- Czy mógłby pan udać się z profesorem Snape’m do Skrzydła Szpitalnego? Chciałabym zdążyć jeszcze na śniadanie, a niedługo mam lekcje - była z siebie bardzo dumna. Udało jej się zapanować nad głosem. - Ach, jeśli chodzi o te punkty… to po prostu udałam się na nocną przechadzkę do Działu Ksiąg Zakazanych.
   I uciekła z tych komnat. Udała się do Wielkiej Sali, szła spokojnie, wcale nie wracając uwagi na to, że cały czas czuła na swoich ustach wargi jej profesora. Usiadła przy stole Gryfonów, ostatnio było jej tak dziwnie pusto. Brakowało jej chłopaków, którzy szukali horkruksów. Trochę żałowała, że tylko ona użyła Zmieniacza Czasu, ale wiedziała, że Ron by sobie nie poradził z takim podwójnym życiem, a Harry musiał być w pełni skupiony. Poza tym, gdyby był w Hogwarcie, nie byłby bezpieczny.
   Zjadła śniadanie w towarzystwie Ginny, bo od kiedy nie było chłopaków zdążyła się z nią zaprzyjaźnić. Później spojrzała na swój plan i zobaczyła, że ma teraz Obronę przed Czarną Magią. Była ciekawa, kto je poprowadzi. W końcu stwierdziła, że nie ma co dumać, trzeba się przekonać! Dopiła swój sok dyniowy, pożegnała się z Ginny i razem z grupką Gryfonów z jej roku udała się do sali OpCM.
   Jak się okazało, w sali znajdował się sam dyrektor. Lekcja była oczywiście ciekawa, a gryfoni zarobili wiele cennych punktów. Nie wyjaśnił uczniom, czemu nie ma ich profesora. Właściwie to nie byli chyba nawet ciekawi.
   Później lekcje przebiegały swoim zwyczajnym torem. Zaklęcia, które prowadził jak zwykle profesor Flitwick były tak samo interesujące jak zawsze. Uczyli się zaklęć ochronnych, a mianowicie Cave Inimicum i Salvio Hexia. Oczywiście zaklęcia nie były wcale łatwe, w końcu to klasa kończąca w tym roku swoją edukację w Hogwarcie. Na szczęście jednak całkiem dobrze im poszło, a klasa zaklęć jest teraz najprawdopodobniej najbardziej zabezpieczoną salą lekcyjną.
   Następna była transmutacja… Ach, te przemiany wody. Nic niezwykłego, komu niby podczas wojny przyda się umiejętność zamiany pary wodnej w lód?
   Niedługo potem lekcje w końcu dobiegły końca, a ona po obiedzie poszła do swojego pokoju. Chciała przez jakiś czas odpocząć. A potem odwiedzi profesora Snape’a. Nie wiadomo z jakiego powodu, ale czuje się za niego odpowiedzialna.
   Przez godzinę odrabiała prace domowe - więcej czasu nie potrzebowała. Później poprawiła makijaż i fryzurę, by następnie udać się do Skrzydła Szpitalnego.
   Stanęła pod drzwiami i wtedy usłyszała głosy… Należały bez wątpienia do dyrektora i Mistrza Eliksirów. Wprawdzie nie lubiła podsłuchiwać, no ale jak już nadarzyła się okazja… Zza drzwi nie było tego tak dobrze słychać, ale wyłapała kilka słów dyrektora:
- Ona… musisz z nią… dodatkowe lekcje… - i wtedy przerwał mu głośny ryk Snape;a:
- NIE BĘDĘ MIAŁ DODATKOWYCH LEKCJI Z HERMIONĄ GRANGER!
~*~
Mam nadzieję, że się spodoba. Starałam się oddać rozdział w wasze ręce jak najszybciej, więc jego długość nie jest powalająca, ale nie jest też taki krótki. Ach, no i tym zachowaniem na końcu chciałam wam udowodnić, że naprawdę nie będzie cukierkowo.
Poza tym, jeżeli przesadziłam gdzieś w jakimś momencie, to wszystko przez 50 twarzy Greya! Ta seria mnie uzależnia...
Liczę na to, że pod dzisiejszym rozdziałem również pojawią się komentarze, bo dzięki nim moja wena jest taka aktywna. 
Ach, no i oczywiście gdybyście zauważyli jakieś pomyłki - piszcie. Jeżeli przeczytaliście notkę po prawej stronie bloga, to wiecie, że rozdziały nie są betowane. A w końcu ja jestem człowiekiem, więc błędy mogły się wkraść.

wtorek, 22 lipca 2014

Rozdział I

   Młoda Gryfonka siedziała na łóżku w swoim dormitorium. Jako prefekt naczelna miała osobny pokój, więc nie musiała go dzielić z Lavender i Parvati, tak jak do tej pory. Pogrążona była w myślach, lecz nikt nie wie o czym wtedy rozmyślała.
   Nagle jednak, jakby otrząsnęła się z transu. Wstała pospiesznie i pobiegła do biblioteki. Była już późna godzina i tak naprawdę nie powinna była tam iść, ale to przecież taki nieistotny szczególik. Kiedy była już niedaleko stąpała najciszej jak tylko potrafiła, jednakże dzięki jej butom nie było to takie łatwe. Przeklinała się w duchu, bo ich nie zmieniła. No cóż, nie warto rozpaczać.
Udało jej się dostać do środka, na szczęście drzwi nie zaskrzypiały. Podeszła do wejścia działu ksiąg zakazanych i wyjęła różdżkę. Podniosła ją delikatnie do góry, szepcząc ciche “Lumos!”. Niestety z tymi drzwiami nie było tak łatwo, kiedy nacisnęła klamkę dało się usłyszeć dosyć głośny dźwięk. Skrzywiła się delikatnie i popchnęła drzwi. Zamknęła je szybko za sobą i zaczęła przeglądać tytuły. Jej oczom ukazywały się różnorakie tytuły… “Wampiry XII wieku”, nieocenzurowana wersja “Czarownice w średniowieczu” oraz wiele, wiele innych. Nie mogła jednak znaleźć książki, która ją interesowała.
   Była odwrócona cały czas w stronę regałów, więc nie zauważyła profesora, który siedział wygodnie w fotelu o krwistoczerwonym obiciu. Gdy zbliżyła się dostatecznie blisko miejsca, w którym siedział, wstał bezszelestnie i zakradł się do niej niczym kot. Chwycił jej rękę w żelaznym uścisku, ona zaś najzwyczajniej w świecie - zemdlała.
   W całym dziale dało się usłyszeć siarczyste “Kurwa”, wypowiedziane przez Severusa Snape’a, zwanego również Nietoperzem oraz Naczelnym Postrachem Hogwartu. Nikt by się po nim nie spodziewał takiej reakcji… Nie pozwolił upaść dziewczynie, wręcz przeciwnie - uniósł ją i z niespotykaną delikatnością zaniósł ją do swoich komnat. Niestety nie znał hasła do jej pokoju, taką wiedzę posiadała jedynie McGonagall, jednak stwierdził, że nie ma sensu uganiać się za nią po nocy.
   Położył ją na swoim łóżku, sam zaś udał się do salonu i transmutował kanapę w najzwyklejsze łóżko, bez żadnych ozdobników w postaci baldachimów czy czegoś podobnego. Zasiadł na swoim ulubionym fotelu i spojrzał na zegar wiszący w kącie. Zostało mu 15 minut patrolu, jednak stwierdził, że i tak nikogo więcej nie przyłapie, a biedna Granger może się panicznie wystraszyć, kiedy w końcu raczy się obudzić.
- Oj, Granger, Granger… Jednak nie jesteś taka idealna, jak wszystkim się wydaje - szepnął do siebie i westchnął, rozkoszując się swoją ulubioną kawą. Nie chciał, żeby gryfonka po przebudzeniu zaczęła piszczeć, kiedy zorientuje się co się stało, więc postanowił zaczekać aż raczy otworzyć oczy. Sięgnął więc po książkę o eliksirach i zagłębił się w jej treści, nie zwracając przez jakiś czas, co się dookoła niego dzieje.
   W tym czasie, Hermiona zdążyła oprzytomnieć, na szczęście szybko zorientowała się, że zemdlała i to dlatego nic nie pamięta. Ogarnęła ją lekka panika, kiedy przypomniała sobie tą dłoń, zaciskającą się niczym kajdany na jej ręce. Odgoniła jednak od siebie te myśli i rozejrzała się po pokoju.
   Zdecydowanie jej się podobało. Wszystko urządzone było w jasnych kolorach. Szafki, stół oraz dwa krzesełka miały kolor jasnego brązu, podobnie jak łóżko, na którym leżała. Na podłodze zaś, leżał ciemno-zielony dywan. Kiedy przyjrzała się już pokojowi, jej wzrok spoczął na drzwiach, które stały otworem. Miała więc idealny widok na postać, ubraną w czarną szatę. Owa tajemnicza postać nie zauważyła raczej, że się obudziła. Była zbyt zaczytana, a ciekawska dziewczyna stała jak najciszej potrafiła i podeszła do drzwi. Wtedy ze strachem uświadomiła sobie gdzie się znajduje… W fotelu siedział nie kto inny, tylko Severus Snape. Ten sam człowiek, którego ostatnio darzyła takim szacunkiem.
   Z przerażeniem stwierdziła, że w końcu ją zauważył. Spojrzał na nią tymi obsydianowymi tęczówkami… Tak bardzo starała się w nie nie patrzeć, wiedziała, że odnosi się wtedy wrażenie jakby ktoś cię przewiercał.
- O, nasza śpiąca królewna wreszcie raczyła się obudzić - prychnął sarkastycznie Severus, to było tak bardzo w jego stylu. - Może więc wyjaśni, co takiego robiła w dziale ksiąg zakazanych, po ciszy nocnej, w dodatku bez zezwolenia?
- Ja… - Hermiona musiała zebrać w sobie całą odwagę jaką posiadała, w końcu była do cholery Gryfonką! Odetchnęła głęboko i kontynuowała - miałam dziwaczny sen i chciałam sprawdzić, czy może jest to związane z proroczymi snami. Czułam jakby to była przyszłość i… po prostu musiałam się upewnić. Niestety nie zdołałam, gdyż zanim odnalazłam odpowiednią książkę pan mnie znalazł i wystarszył…
- Stop! Zwolnij trochę. Jeżeli dobrze zrozumiałem, przyśniło ci się coś ważnego, skoro chciałaś sprawdzić. Czy było to związane w jakiś sposób z wojną? Albo Voldemortem?
- Poniekąd tak… Właściwie to związane było to głównie z panem…
- Och, naprawdę? Czy jestem aż taki przystojny, że śnię się nastolatkom po nocach? - sarkastyczny uśmieszek wypłynął na usta Mistrze Eliksirów. Hermiona zaś była zdecydowanie zirytowana.
- Gdyby mógł mi pan nie przerywać, to byłabym bardzo wdzięczna. Kontynuując… Śniła mi się jakaś sala, przypominała nieco wielką salę, jednak nie była aż tak ogromna i był w niej jeden stół. Przynajmniej był dopóki jakiś śmierciożerca nie usunął go. Wtedy zaczęło się najgorsze, Voldemort postanowił sprawdzić pańską wierność i zaczął rzucać takie straszne klątwy… - głos w tym miejscu jej się załamał i z trudem powstrzymała się od łez - i ja martwiłam się o pana. Bałam się, że to może się wydarzyć.
   I wtedy Severus upuścił filiżankę, którą do tej pory trzymał. Na początku Hermiona pomyślała, że to pewnie przez to co usłyszał. Kiedy jednak na niego spojrzała, na jego twarzy widniał grymas bólu a prawa dłoń zaciskała się na lewym przedramieniu. Zrozumiała od razu i spojrzała z przerażeniem na niego. Widziała jak wstaje i zakłada szybko szaty śmierciożercy. Spojrzał na nią i rzucił tylko:
- O twoim szlabanie porozmawiamy jak wrócę. Nie waż się nawet stąd wychodzić, jeśli ktoś by cię zauważył, zaczęliby mnie podejrzewać o romans z uczennicą - przy tych słowach wywrócił oczami i wyszedł.
   Gryfonka usiadła w fotelu, który uprzednio zajmował Snape i zaczęła szlochać ze strachu, zażenowania i gniewu. Ona mu powiedziała takie coś, a on tylko kazał jej siedzieć na przysłowiowej dupie i nic nie robić.
   W końcu jednak zdrowy rozsądek wziął górę i uświadomiła sobie, że po takim spotkaniu Mistrz Eliksirów z pewnością będzie potrzebował odpowiednich antidotów. Wstała i niepewnie zaczęła zaglądać do każdego pokoju. Na początku trafiła jej się łazienka z ogromną wanną, co prawda nie miała tak wielu kurków jak ta w łazience prefektów, ale i tak robiła wrażenie. Następnie weszła do gabinetu. Domyśliła się tego po dębowym biurku oraz stercie prac domowych, które czekały na sprawdzenie. Na szczęście już za trzecim razem natrafiła na schowek z eliksirami. Przypomniała sobie jakich klątw użyto w jej śnie i aż ponownie się wzdrygnęła. Upewniła się jednak, czy nie brakuje niczego. Z przerażeniem stwierdziła, że po eliksirach, które miały działać przeciw cruciatusowi, zostały jedynie puste fiolki.
   Musieli mu to robić częściej… Z tą myślą pobiegła do składzika. Wiedziała gdzie jest, bo był odpowiednio oznakowany. I wreszcie dowiedziała się, dokąd prowadzą te tylnie drzwi, które widziała tyle razy na lekcji. Zabrała odpowiednie składniki i weszła do klasy, jak gdyby trwała właśnie lekcja eliksirów, a ona tylko wykonywała polecenia.
   Siekała, miażdzyła i mieszała z taką dokładnością, jakby chodziło o jej własne życie. Bardzo ceniła profesora Snape’a. Zwłaszcza od piątej klasy, kiedy dowiedziała się, że jest szpiegiem. Wtedy jej szacunek do jego inteligencji zamienił się w istny zachwyt całą jego osobą. Podobał jej się nawet ten jego sarkastyczny humorek.
   W końcu, po około dwóch godzinach pracy pośród tych wszystkich oparów udało jej się i skończyła. Przelała eliksir do kilku fiolek i pobiegła do pokoju, w którym Snape ją zostawił. Wtedy uświadomiła sobie, że w jej śnie profesor zwijał się z bólu przy bramie Hogwartu. Dalej nie potrafił się przyczołgać.
   Wzięła więc do ręki podstawowe eliksiry lecznicze, rzuciła na siebie zaklęcie kameleona i pobiegła na błonia, aż w końcu dostrzegła go - nikłą postać leżącą pod drzewem obok bramy. Zwiększyła tempo i już po chwili klęczała przy nim sprawdzając parametry życiowe. Jego puls był bardzo słaby, a oddech nierówny i urywany, więc od razu wlała do jego gardła eliksir, który miał za zadanie ułatwiać oddychanie. Później napoiła go sporą dawką eliksirów wzmacniających. Gdy zauważyła, że jego życie nie jest tymczasowo zagrożone, rzuciła na niego zaklęcie kameleona i lewitowała go za sobą do jego kwater. Miała szczęście, bo nie potrzebowała żadnego głupawego hasła.
   Kiedy tylko przekroczyła próg zaklęcie kameleona zniknęło, widocznie Snape był bardzo ostrożny. Położyła go w łóżku, gdzie się wcześniej ocknęła i pobiegła po resztę eliksirów. Dawała mu je po kolei, mając nadzieję, że wiedza nie zawiedzie jej i nie otruje go przez przypadek.
   Z radością powitała jego otworzenie oczu i cichy, zachrypnięty szept:
- Jesteś jasnowidzem, Granger. Dziękuję ci - po ostatnich słowach ponownie zamknął oczy, tym razem jednak po prostu zasnął z wyczerpania. Hermiona odruchowo uścisnęła jego dłoń i spojrzała na niego z troską? To wręcz komiczne, posądzać jakiegokolwiek ucznia o troskę w stosunku do ich profesora eliksirów. A jednak, brązowooka naprawdę się o niego martwiła.
   Obiecała Snape’owi, że nie będzie się ruszała z jego kwater i chociaż raz już złamała ten zakaz, drugi raz nie miała zamiaru, pomimo początkowej chęci udania się do Dumbledore’a. Rzuciła jeszcze zaklęcie monitorujące, które miało ją obudzić w razie ewentualnych powikłań i położyła się w łóżku, które przygotowane był początkowo dla Severusa. Zamknęła oczy i oddała się w objęcia Morfeusza, mając nadzieję, że przynajmniej tym razem nie będzie miała żadnych wizji.




~*~

Czcionka naprawiona, wiem już w czym leżał problem i udało mi się go rozwiązać.
Dziękuję za każdy komentarz i radę. Naprawdę mnie motywujecie.
Niedługo powinien ukazać się kolejny rozdział! ^^