niedziela, 24 sierpnia 2014

Rozdział V

  Wreszcie nastała niedziela, co oznaczało oczywiście wielki rumor w Skrzydle Szpitalnym. Pani Pomfrey musiała przebadać dokładnie Mistrza Eliksirów, po czym pozwoliła mu wrócić do swoich komnat. Wiedziała, że nawet gdyby nie mógł chodzić to w tamten dzień by się stamtąd wyczołgał. Kiedy zamknęły się za nim drzwi, westchnęła cicho i podeszła do ucznia, który właśnie trafił do niej z przeziębieniem...
  Tymczasem Severus Snape przechadzał się powoli korytarzami Hogwartu, rozglądając się na boki. Na szczęście skutki Cruciatusów nie dawały mu się już tak we znaki. Minął Wielką Salę, zauważając, że trwa właśnie kolacja i udał się do swoich lochów. I wtedy dotarło do niego, że już dzisiaj miał mieć pierwszą lekcję z Granger. Przeklął szpetnie i sięgnął po swoje stare notatki. Poszperał trochę, aż w końcu znalazł to czego szukał.
  Położył swoją pracę na temat proroczych snów na biurku, wziął do ręki kawałek pergaminu i napisał swoim starannym pismem krótką notatkę:
 
  Rzucił szybko zaklęcie czasowe* i przywiązał zwitek pergaminu do nóżki sowy, po czym wypuścił ją przez okno. Spojrzał na zegarek i stwierdził, że wystarczy mu czasu na uwarzenie eliksiru pieprzowego dla Pomfrey. Niektórzy mogliby stwierdzić, że był pracoholikiem, ale on po prostu fascynował się eliksirami. Założył swój strój ochronny i zaczął łamać kieł węża... Ale to przecież nie jest ciekawe!
  Jeśli chodzi o pannę Granger to właśnie wychodziła z Wielkiej Sali, kiedy natknęła się na Malfoya i jego bandę. Oczywiście nie obyło się bez złośliwych komentarzy, typu "Wielka Sala tak przepełniła się twoim szlamem, że musisz stamtąd uciekać?" czy też "A gdzie Wiewióra i Bliznowaty? Ach, już wiem! Chowają się, bo boją się Czarnego Pana!".
  Hermiona, jak na damę przystało, uśmiechnęła się pogodnie i wymierzyła Malfoyowi siarczysty policzek, po czym z gracją odeszła do swojego dormitorium. Miała nadzieję, że duma nie pozwoli mu pójść do profesorów. Wiedziała, że w życiu nie przyznałby się do tego, że dziewczyna go uderzyła. Uśmiechnęła się z satysfakcją i poszła do swojego dormitorium. Kiedy otwierała drzwi, pojawiła się przed nią mała płomykówka z drobną karteczką. 
  Zamknęła drzwi, dała sowie jakiś przysmak i przebiegła szybko wzrokiem po kartce. Jej twarz momentalnie zastygła w bezruchu, kiedy zobaczyła podpis. 
- Jak ja mogłam o tym zapomnieć?! - krzyknęła, ciesząc się, że na jej kwatery rzucone jest zaklęcie wyciszające. Była na siebie strasznie zła, bo nie przeczytała jeszcze wszystkiego. I Snape będzie miał powód do nabijania się z niej, po prostu super. Westchnęła głośno i stwierdziła, że nie zdąży zbyt wiele przeczytać, jeśli chce się trochę ogarnąć. Zabrała swoje rzeczy i poszła do łazienki prefektów. 
  Około 2 godziny później była już całkowicie gotowa. Zakręciła włosy przy pomocy różdżki, bo były nie do zniesienia i stały na wszystkie strony. Wrzuciła do swojej torby kilka podręczników do Eliksirów i jedyny wolumin, który udało jej się zdobyć i przeczytać. Nadal jednak nie znała odpowiedzi na kilka pytań, więc denerwowała się. Tak jakby szła na egzamin, nie przygotowując się na niego w ogóle.
  Równo o godzinie 19 zapukała do mahoniowych drzwi, które prowadziły do gabinetu Mistrza Eliksirów. Odpowiedziało jej dosyć głośne "Wchodź, byle szybko". Otworzyła więc drzwi i pośpiesznie je za sobą zamknęła. Nie musiała się rozglądać, była tam całkiem niedawno...
  - Dzień dobry profesorze - powiedziała uprzejmie, po czym poprawiła torbę, która osunęła się z jej ramienia. 
- Siadaj - ruchem wskazał jej krzesło, stojące naprzeciwko jego własnego, po drugiej stronie biurka. - Przynajmniej się nie spóźniłaś... Domyślam się, że Dumbledore już cię o wszystkim poinformował, jednak mimo wszystko powtórzę. Jesteś u mnie na stażu, przez co oczekuję od ciebie, że będziesz używała chociaż odrobiny mózgu, ale nie będziesz się też wymądrzać tak jak lubisz robić to na lekcjach. Każdego wieczoru o tej porze masz się stawiać w moim gabinecie, jeśli mnie nie będzie to na pewno wyślę ci sowę z wiadomością...
  W tym czasie Hermiona ugryzła się w język trzykrotnie, bo wiedziała, że lepiej nie drażnić Snape'a, jeśli miało się z nim spędzić jakiś czas. Spojrzała na niego, słuchając uważnie kiedy mówił. Wiedziała, że każde słowo było dokładnie zaplanowane, zapewne już wcześniej.
 -...A teraz przejdziemy już do tych twoich wizji - prychnął, wypowiadając ostatnie słowo i spojrzał na twarz Gryfonki, zastanawiając się ile wyczytała z tych swoich ogromnych tomiszczy. - Dobra Granger, mów co wiesz. 
- Ech... No więc w księdze, którą czytałam pisali, że takie wizje są bardzo rzadką umiejętnością, która objawia się tylko w wybranych czarodziejskich rodach. Oprócz tego było wiele nieistotnych rzeczy na temat interpretacji snów, w których pojawiają się jedynie symbole. Uznałam jednak, że nie tyczy się to mnie, bo w moim przypadku wszystko było dosłowne. Jednak nadal nie rozumiem jakim cudem posiadam tą umiejętność... - przerwała i zagryzła wargę, zastanawiając się czy powinna wspominać o Czarnej Magii. W końcu uznała jednak, że musiałaby się wtedy tłumaczyć skąd ją miała, a nie chciała dostać kolejnych minusowych punktów.
- Któż by pomyślał, że taki umysł jak twój nie będzie czegoś wiedział - oczywiście nie mógł przepuścić okazji do upokorzenia Gryfona, nie byłby przecież sobą, gdyby tego nie zrobił. - Skoro objawia się w czarodziejskich rodach to znaczy, że miałaś czarodziejskich przodków. Po prostu jakaś twoja prababka albo pradziadek nie mieli czarodziejskich umiejętności. To przecież logiczne, nieprawdaż? 
- Ale co... jak... Nie jestem mugolaczką! Malfoy się mylił przez te wszystkie lata! - początkowy szok, szybko zastąpiła triumfem. Te wszystkie obelgi nawet nie były prawdą. Tak się cieszyła, że zapomniała całkowicie o Snapie, który uśmiechał się kpiąco, patrząc na nią. 
- Nie jesteś mugolaczką, co nie zmienia faktu, że mówiłem coś o używaniu mózgu! Możesz już przestać cieszyć się jak jakaś idiotka, bo ktoś inny się mylił. A teraz mogłabyś łaskawie rozpocząć swój staż. Chodź za mną - wstał zza biurka i skierował się do drzwi, które prowadziły do składzika. - Masz powycierać każdy słoik i zapisywać sobie czego zaczyna brakować i ile należy kupić bądź zebrać. Jak już skończysz to przyjdź do mojego gabinetu.
  Hermiona z przerażeniem spojrzała na wielki regał, cały zapełniony przeróżnymi ingrediencjami. Wiedziała, że szybko tego nie skończy, więc usiadła sobie na chłodnej posadzce, wyjęła różdżkę, pergamin i pióro i zaczęła swoją pracę. 
  Po dwóch godzinach była tak strasznie zmęczona, że źle zaakcentowała zaklęcie przywołujące. Dlatego właśnie słoik z ciemiernikiem czarnym roztrzaskał się na jej dłoni. Szkło wbiło się w jej dłoń, a trująca roślina sprawiała dodatkowy ból. Pisnęła z przerażenia i bólu, po czym wypuściła ciemiernik z dłoni. 
  W tym czasie Snape sprawdzał kartkówki swoich uczniów. Właśnie skreślał całkowicie bezsensowne zdanie, napisane przez jakiegoś puchona, gdy nagle usłyszał przejmujący wrzask. Domyślił się, że pochodził on ze składzika, więc szybko się poderwał i pobiegł w tamtym kierunku. Kiedy otworzył drzwi, zobaczył Granger siedzącą na podłodze z ręką całą we krwi i kawałkami słoika wokół nóg. 
  "Co ona do cholery jasnej zrobiła?" - pomyślał i podszedł bliżej do niej. Schylił się, a to co zobaczył okropnie go przeraziło.

~*~
Hej kochani! 
Jest was tak duużo i bardzo wam za to dziękuję. Nie spodziewałam się, że to co piszę spotka się z takim zainteresowaniem. Mam nadzieję, że wybaczycie mi za przerwanie w takim momencie, ale nie chciałam zbytnio przedłużać rozdziału. Zmieniłam też swoją profilówkę na Bloggerze, więc jeśli ktoś nie widział mojej twarzy, a ciekawiło go jak wyglądam to może teraz podziwiać dzieło mojej kamerki w laptopie. xD 
Niestety niedługo koniec wakacji, więc możliwe, że rozdziały będę dodawała jedynie w weekendy. Oczywiście będę starała się wrzucać też w tygodniu, ale nie zawsze mogę mieć czas, więc proszę was żebyście mi to wybaczyli.
Ach, no i dziękuję za wszystkie komentarze, dzięki nim wiem, że mam dla kogo pisać. <3

* Zaklęcie wymyślone na potrzeby opowiadania

poniedziałek, 11 sierpnia 2014

Rozdział IV

  Następnego dnia obudziła się trochę niewyspana. Przez te ciągłe rozmyślania musiała poprawiać swoją pracę aż 5 razy, żeby uzyskać zadowalającą. W ten właśnie sposób usnęła o pierwszej w nocy. Jednak nie było tak źle, jak mogłoby się wydawać. Już niedługo koniec tygodnia i wszystko sobie odeśpi. Wzięła szybki prysznic, po czym rozczesała swoje włosy, co jak zwykle było nie lada wyzwaniem. W końcu jej się udało i z triumfem odłożyła szczotkę na miejsce. Spakowała szybko potrzebne jej książki i pobiegła na śniadanie.
  Była strasznie głodna, bo dzień wcześniej zapomniała o kolacji. W ekspresowym tempie dotarła do Wielkiej Sali i zajęła swoje miejsce, czekając na Ginny. Wzięła sobie kilka tostów i pochłaniała je powoli, rozglądając się po pomieszczeniu. Nie było zbyt wielu uczniów, zazwyczaj przychodzili jakiś kwadrans później. Policzyła ile osób siedzi przy każdym stole i stwierdziła, że najwięcej jest Krukonów. Spojrzała też na stół nauczycieli, u nich prawie wszystkie miejsca były zajęte. Oczywiście nie było Snape'a, nadal tkwił w Skrzydle Szpitalnym. Chodziły plotki, że pani Pomfrey nie ma zamiaru wypuszczać go do końca tygodnia, co było bardzo pozytywnie odbierane przez uczniów.
  Chwilę później do sali wkroczyła Ginny, uśmiechając się promiennie. Hermiona była bardzo ciekawa, co ją tak ucieszyło... W końcu, kiedy usiadła obok niej, starsza dziewczyna spojrzała na nią i spytała:
- Coś się stało czy masz po prostu lepszy dzień? - naprawdę ją to ciekawiło, ale starała się, żeby nie było to słyszalne w jej głosie.
- Ach, no bo wczoraj zrobiłyśmy sobie z dziewczynami taką małą imprezkę, bo Luna miała urodziny... I nie zrobiłam pracy z eliksirów, ale przynajmniej nie dostanę za to Trolla! - wykrzyknęła końcówkę z radością i wróciła do smarowania tosta dżemem.
  Rozmawiały jeszcze przez chwilę, po czym pożegnały się i poszły na lekcje. Starsza z dziewczyn miała całkiem przyjemne przedmioty tego dnia. Zdobyła około 50 punktów dla swojego domu i Wybitny z aktywności na Mugoloznawstwie.
  Stwierdziła, że w sumie czasami opłacało się wychowywać w mugolskiej rodzinie. Niestety kiedy tylko o tym pomyślała, przypomniała sobie o rzuconym zaklęciu zapomnienia... Tak bardzo bała się, że jej rodzicom co się stanie. Zamknęła oczy, by powstrzymać się od płaczu. Ogarnęła się szybko i pobiegła do biblioteki, żeby wiedzieć cokolwiek na temat tych jej wizji...
  Przed drzwiami zatrzymała się i weszła już normalnym krokiem. Zamierzała tam spędzić dużo czasu, więc liczyła się każda minuta. Właściwie to może udałoby się jej wejść do działu Ksiąg Zakazanych niezauważenie? Ostatnio kiedy próbowała czegoś takiego, zemdlała i obudziła się u Snape'a, ale tym razem nie mogło być tak źle. Uśmiechnęła się do siedzącej za biurkiem bibliotekarki i poszła w stronę regałów, niby to przypadkiem zbliżając się coraz bardziej do drzwi, które strzegły jej celu. Wyjęła różdżkę i rozejrzała się, po czym szybko rzuciła:
- Alohomora! - oczywiście szeptała, mając nadzieję, że nikt jej nie usłyszy, a tym bardziej otwierających się drzwi.
  Miała sporo szczęścia, bo nie było słychać żadnego skrzypnięcia. Najciszej jak umiała zamknęła za sobą drzwi i szybko od nich odeszła, udając się w stronę ksiąg o wróżbiarstwie. Tym razem wiedziała już gdzie powinna szukać, nie tak jak poprzednim razem. Wzięła do ręki ciężki wolumin, zatytułowany "Jakim cudem mi się to przyśniło, czyli poradnik dla osób z proroczymi snami".
  Przewertowała kilka pierwszych stron, żeby stwierdzić, że nie bez powodu ta księga nie była ogólnodostępna. Opisy użycia owych snów do Czarnej Magii z pewnością nie były wskazane do czytania dla uczniów, ale jej to nie zniechęcało. Bardzo chciała dowiedzieć się czemu to właśnie ona ma te wizje w snach. Nie miała pojęcia czemu objawiło się to u niej - mugolaczki. Nie miała przecież żadnych przodków, po których mogłaby to odziedziczyć... prawda?
  Potrząsnęła głową, żeby pozbyć się niepotrzebnych myśli i czytała dalej... Nawet nie zauważyła kiedy zrobiło się strasznie późno i musiała uciekać z biblioteki, żeby pani Pince jej nie zamknęła albo co gorsze - żeby jej nie przyłapała. Rzuciła na wolumin zaklęcie zmniejszająco-zwiększające i schowała ją do kieszeni.
  Poszła do swojego dormitorium i tam skończyła ją czytać, po czym od razu zasnęła. Była zbyt wyczerpana żeby się przebrać czy też brać kąpiel. Następnego dnia tego pożałowała...
  Kiedy się obudziła, jej włosy były w strasznym stanie, jak zwykle zresztą gdy ich regularnie nie umyła. Poszła więc szybko do łazienki i wzięła prysznic, mając nadzieję, że zdąży na zajęcia. Na szczęście był już piątek i będzie mogła sobie wszystko odespać. Przeczesała włosy szczotką, rzuciła na nie zaklęcie osuszające i założyła czarną szatę. Wrzuciła książki do torby i poszła na zajęcia...
  W piątek, sobotę i niedzielę u panny Granger nie działo się nic ciekawego, więc może opowiem o tym jak to Severus Snape irytował umyślnie panią Pomfrey...
  - Naprawdę Poppy, nie jestem małym dzieckiem! - warknął do niej, kiedy chciała pomóc mu wstać. - Poradzę sobie, serio.
I wstał, ale na tym się skończyło, bo miał okropne skurcze i kiedy zrobił krok, zgiął się w pół z bólu. No ale oczywiście, że się nie poddał! W końcu musiał postawić na swoim, inaczej nie byłby sobą. Odepchnął ze złością ręce pielęgniarki, która po raz kolejny próbowała mu pomóc i doszedł do łazienki na własnych nogach. Gdy mu się tu udało, ucieszył się jakby wszedł na jakiś strasznie wysoki górski szczyt.
  Nawet nie zdawał sobie sprawy jak bardzo denerwowała się w tym czasie odziana na biało kobieta. Jej usta zaciśnięte były w cienką linię, bo powstrzymała się od rzucenia jakiejś zgryźliwej uwagi. Nie chciała jednak tego robić, bo wiedziała, że z Mistrzem Eliksirów i tak nie wygra. Był uparty jak osioł, nawet bardziej niż ona sama, co było nie lada wyczynem.

Kilka godzin później...

  - Poppy, czy mógłbym już wyjść? - krzyknął do niej Snape, któremu naprawdę już się nudziło. No ileż można leżeć w łóżku i nic nie robić?
Pielęgniarka przewróciła tylko oczyma i odwarknęła mu:
- Nie, nie mógłbyś. I nawet nie myśl o ucieczce, za nic w świecie ci się nie uda.
Po czym jak gdyby nigdy nic wróciła do wypełniania papierów. Kiedy myślała już, że dał jej spokój, on znowu się odezwał:
- Kobieto, ile czasu ty masz zamiar mnie tu przetrzymywać? Zdajesz sobie sprawę ile eliksirów muszę uwarzyć? - nie miał zamiaru jej ustąpić. Będzie ją tak męczył cały czas, dopóki nie powie mu, że może sobie iść. Zapomniał oczywiście, że miał do czynienia z kobietą upartą niemal tak samo jak on.
- Doskonale sobie zdaję z tego sprawę, Snape. Panna Granger z pewnością ci pomoże, a tymczasem zajmij się czymś pożytecznym i nie irytuj mnie! - odkrzyknęła do niego i zatrzasnęła drzwi, rzucając na nie Silencio. Nie do wiary, że ten mężczyzna potrafi tak wkurzać, gorzej niż uczniowie.

Następnego dnia...

  Miała nadzieję, że chociaż tym razem nie wspomni o wypisie i weszła do Skrzydła Szpitalnego z uśmiechem na twarzy. Oczywiście przeliczyła się, bo po podaniu eliksirów leczniczych, on znowu się odezwał:
- Niedługo skończą ci się te eliksiry, jeżeli mnie nie wypuścisz - mruknął pod nosem przełykając niebieskawą ciecz. - Wiesz o tym, że niektóre przeterminują się w najbliższym czasie? No a uwarzenie ich trochę mi zajmie. Poza tym czuję się już świetnie...
I tym razem nie wytrzymała, musiała mu powiedzieć, że nie zniesie jego zachowania:
- Severusie Snape, jesteś najbardziej irytującym i upartym człowiekiem jakiego kiedykolwiek spotkałam. I dla twojej wiadomości wyjdziesz dopiero w niedzielę po południu. Wcześniej nie masz co liczyć, więc przestań mnie o to prosić do cholery jasnej i zajmij się czymś pożytecznym!

I wyszła z sali, a on zastanawiał się nad jej słowami. Czy naprawdę był taki nieznośny? On tak tego nie postrzegał...


~*~

Nareszcie oddaje w wasze ręce ukończony rozdział IV. Uznałam, że pierwsza lekcja pojawi się dopiero w następnym rozdziale, bo nie chciałabym żeby akcja potoczyła się zbyt szybko. Dziękuję wam bardzo serdecznie za wszystkie komentarze, zarówno tutaj jak i na fanpage'u, dzięki wam wiem, że mam dla kogo pisać! Oprócz tego chciałabym podziękować osobom, które stale zaglądają na mojego bloga (Tak Aniu, mówię o tobie) oraz tym, którzy dodali go do obserwowanych lub/bądź polubili moją facebookową stronę. Kocham was po prostu. <3
Z istotnych informacji dodam jeszcze, że przez najbliższe dwa dni nie będę miała raczej możliwości niczego napisać, więc kolejny rozdział pojawi się  najszybciej w czwartek.
Och, no i rozdział jak zwykle niebetowany - prosiłabym o wytknięcie błędów w komentarzach. c;


środa, 6 sierpnia 2014

Rozdział III

  Wystraszyła się strasznie, ledwo powstrzymując od pisku. Po chwili dotarł do niej sens jego słów. Ona i dodatkowe lekcje? Po co? Kiedy tak stała i rozmyślała, nie zwróciła uwagi na kroki. Oczywiście były to kroki wychodzącego dyrektora... Kiedy drzwi się otworzyły, podskoczyła ze strachu. Spojrzała na jego twarz i zauważyła rozbawienie, więc postanowiła zachować resztki godności i uprzejmie się przywitała:
- Dzień dobry, profesorze Dumbledore! - starała się bardzo, żeby brzmiało to naturalnie i chyba nawet jej wyszło.
- Dzień dobry, panno Granger - uśmiechnął się do niej delikatnie i przeszedł obok niej, jednak po chwili się odwrócił, jakby coś sobie przypominając - Nie radziłbym tam teraz iść. Jest wściekły.
  I sobie poszedł, zostawiając Hermionę pod tymi piekielnymi drzwiami. Domyśliła się, że pewnie Snape wszystko słyszał i nie ma teraz odwrotu. Przełknęła głośno ślinę, wzięła głęboki oddech i popchnęła drzwi. Omiotła salę wzrokiem, dostrzegając, że tylko jedno łóżko miało swojego właściciela. Bardzo, bardzo wkurzonego właściciela. 
  Powtórzyła sobie kilka razy w myślach "Jesteś Gryfonką, nie zwracaj uwagi na jego humor, po prostu rusz dupę i podejdź do tego łóżka". W końcu poskutkowało i z nieco wymuszonym uśmiechem podeszła do łóżka Mistrza Eliksirów:
- Dzień dobry, profesorze - była w sumie niezłą aktorką, jej głos można by wziąć za wesoły. 
Spojrzał na nią mrużąc oczy, po czym odpowiedział cicho:
- Dla kogo dobry, dla tego dobry, Granger - posłał jej kpiący uśmieszek. - A wiesz co, Granger? Dyrektor powiedział mi, że nie spodziewał się po mnie, że będę miał romans z uczennicą. I wiesz czemu tak pomyślał? Bo zobaczył ciebie, całującą mnie kiedy byłem nieprzytomny!
- Jak pan śmie?! Udzielałam panu pierwszej pomocy, a nie całowałam pana! Nie oddychał pan do cholery jasnej, a nie mogłam dać panu żadnego eliksiru, bo przyjął pan ich zbyt wiele! Naprawdę nie myślałam, że po tym jak się starałam pan będzie oskarżał mnie o coś takiego... - widać było po niej, że jest wściekła. Tym razem nie siliła się nawet na uprzejmość. Jak on śmiał wmawiać jej coś takiego? Fakt, miał całkiem fajne usta, no ale to był jej nauczyciel! Ona go tylko szanowała! - Ach i słyszałam część pańskiej rozmowy z dyrektorem. Niech się pan nie obawia, też nie chcę żadnych dodatkowych lekcji z panem.
  Miała już wychodzić, kiedy on zadał jej pytanie, które ją nieco zaskoczyło:
- Dlaczego chciałaś mnie uratować? Jestem przecież bezwartościowym śmieciem, nikomu nie przeszkadzałaby moja śmierć. Ba, niektórzy pewnie by się ucieszyli - spojrzał na nią, a ona próbowała wyczytać z jego oczu cokolwiek, bo głos nie zdradzał żadnych emocji. Niestety tęczówki były tak samo nieprzeniknione jak zwykle. Swoją drogą, stwierdziła, że ma ładne oczy. Zawsze podobały jej się takie wyjątkowe barwy, a czerń z pewnością się do nich zaliczała.
- Nie zasługiwał pan na śmierć, na te wszystkie tortury też pan nie zasługuje. Dobrych ludzi trzeba ratować - poprawiła swoją szatę i rzuciła szybko grzeczne pożegnanie - Do widzenia, proszę pana - po czym wyszła ze Skrzydła Szpitalnego. I tak zaraz była cisza nocna, więc powinna była wrócić.
  Kiedy w końcu dotarła do swojego pokoju, uświadomiła sobie jak bardzo jest zmęczona. Skrzywiła się, bo głowa bolała ją trochę od braku snu, ale stwierdziła, że zaraz jej przejdzie. Udała się do łazienki prefektów i nalała sobie wody. Ach, jak dobrze było czasem wykorzystać niektóre wygody, do których miała dostęp. Zanurzyła się w gorącej wodzie i leżała przez długi czas rozkoszując się ciepłem, które rozlewało się po jej ciele. 
  Westchnęła głęboko i wyszła, wycierając się puchowym ręcznikiem. Na szczęście jej pokój był tylko piętro wyżej, więc szybko udało jej się tam przemknąć. Położyła się i zasnęła, gdy tylko jej głowa dotknęła poduszki.
  W tym samym czasie w Skrzydle Szpitalnym jedyny goszczący tam pacjent nie mógł spać. Męczyły go słowa tej irytującej Gryfonki. Przecież nikt nie uważał, że jest dobry. Wszyscy uważali go za nic niewarte ścierwo. Czemu ona była inna? Dlaczego nie mogła nienawidzić go jak inni? Może gdyby nie ona, nie musiałby prowadzić już tego podwójnego życia szpiega... Przestaliby go torturować i nie musiałby znajdować sposobu jak nie złamać żadnej z Wieczystych Przysiąg. Przestał się jednak szybko łudzić. Pewnie dostrzegała w nim potencjalnie przydatnego sojusznika, który mógł im wszystkim uratować tyłki. 
  Prychnął w duchu, myśląc o tym, że znając upór dyrektora będzie miał z nią dodatkowe lekcje. Dobra, miała te swoje prorocze sny, ale czemu on musiał się z nią użerać? Nie mogłaby Minerwa? W końcu była jej opiekunką i przecież dałaby radę jakoś pomóc jej to ogarnąć. Może i nie pisała na ten temat pracy zaliczeniowej, jak on, no ale przecież też coś wiedziała. 
  Na jego twarz wypłynął leniwy uśmiech, kiedy przypomniał sobie tą pracę... Miała na celu udowodnienie jego nauczycielce, że jeśli ma się jakieś pojęcie to wszystko ma jakiś sens i nie potrzeba do tego żadnego wewnętrznego oka. Do tej pory pamięta jej minę, kiedy otrzymał W od innej wróżki, która ją oceniała.
  Tak poza tym, to dziwne, że objawiło się to u Granger, w końcu była mugolaczką. A właściwie to nie była. Założyłby się o skrytkę u Gringotta, że miała czarodziejskich przodków i jakaś jej babka była charłaczką. Trochę rzadki przypadek, że ujawniły się w niej takie zdolności po z pewnością wielu latach, ale przecież w Świecie Magii wszystko jest możliwe. 
  W końcu stwierdził, że nie ma co rozmyślać, Hermiona ma te całe prorocze sny, a on jest naprawdę zmęczony i z chęcią by usnął. Przekręcił się jeszcze na drugi bok i zamknął powieki, zapadając w głęboki sen. Te wszystkie cruciatusy są strasznie wyczerpujące...
  Następnego dnia nie działo się właściwie nic niezwykłego. Hermiona wstała jak zwykle wcześnie rano, ubrała się, poszła na śniadanie i lekcje. Taki codzienny standard, dopiero po południu podszedł do niej dyrektor:
-  Dzień dobry, panno Granger. 
- Dzień dobry, profesorze - uśmiechnęła się do niego delikatnie, spodziewając się czego będzie dotyczyła ta rozmowa. Nie pomyliła się, gdy dyrektor kontynuował:
- Podejrzewam, że słyszałaś moją wczorajszą rozmowę z Severusem - w jego oczach dało się zauważyć iskierki rozbawienia - i jego krzyk... Nie będzie więc raczej niespodzianką dla ciebie, że będziesz miała z nim dodatkowe lekcje. I nie przejmuj się tą jego niechęcią, on zawsze taki jest na początku...
- Przepraszam, że panu przerywam, ale czy to naprawdę konieczne? Te lekcje? Spodziewam się, że dotyczą moich snów, ale z tym chyba powinnam się udać do profesor Trelawney...
- Hermiono, musisz wiedzieć, że profesor Snape pisał na ten temat swoją pracę zaliczeniową z wróżbiarstwa. I dostał W co było nie lada osiągnięciem u profesor Steele, która oceniała jego pracę.
- Och... - trzeba było przyznać, że zaskoczył ją tym, ale uświadomiła sobie, że skoro już ma mieć te lekcje, to powinna wiedzieć kiedy. - Profesorze, kiedy mają się odbywać te zajęcia? 
- Hm, myślę, że Severus nie będzie miał nic przeciwko jeśli będziesz stawiała się w jego gabinecie codziennie o 19. Oczywiście nikt poza nami nie będzie wiedział czego dotyczą wasze spotkania.  Wszyscy mają sądzić, że dostałaś się na praktyki u profesora Snape'a i tak właśnie będzie, żeby wszystko było wiarygodne. Tylko, że na początku będziesz po prostu sprawdzała kartkówki i sprawdziany, a resztę lekcji poświęcała na twoje sny. Wszystko już jasne?
- Czy profesor Snape wie o tym stażu? - wyrwało jej się to samo, była po prostu w wielkim szoku. Bardzo lubiła eliksiry, ale nie spodziewała się, że będzie miała praktyki...
- Oczywiście, że wie. Nie był co prawda tym faktem zachwycony, ale on już tak ma - dyrektor przewrócił oczami, jakby nudziło go zachowanie Mistrza Eliksirów. - Przepraszam cię, ale mam zaraz spotkanie Zakonu i muszę już na nie iść. Do widzenia.
- Do widzenia, profesorze.
  Myśli kłębiły się w jej biednej głowie. Czemu to wszystko zwaliło się na nią tak nagle? Zastanawiała się, co teraz robi ona z Harrym i Ronem... Czy są bezpieczni i udało im się zniszczyć jakieś horkruksy? Niestety odpowiedzi nie znała... Westchnęła głośno i poszła do swojego pokoju. Praca na zielarstwo sama się nie napisze...

~*~
Hej!
Przepraszam, że tyle musieliście czekać na ten rozdział. Wena chwilowo postanowiła mnie opuścić, ale na szczęście wróciła i przyniosła ze sobą takie coś. Mam nadzieję, że jakoś wam się spodoba i udowodni, że to wcale nie będzie cukierkowe opowiadanie. 
A tak swoją drogą, wczoraj, kiedy czekałam na wenę założyłam fanpage'a tego bloga na facebooku. [Kliknij, żeby się przenieść!] Będę tam wrzucała informację o tym, kiedy pojawi się nowy post lub po prostu zapytam się co u was i jak wam się podoba blog. Chciałabym mieć po prostu lepszy kontakt z czytelnikami, bo chociaż nie jest was na razie wielu, ale jednak ktoś to czyta. Nawet nie wiecie jak bardzo się cieszę, gdy widzę tą liczbę wyświetleń bloga i poszczególnych postów. 
Dziękuję wam za to, że jesteście i mnie motywujecie do dalszego pisania. 
Ach, no i chciałabym was znowu prosić, żebyście pisali mi ewentualne błędy w komentarzach, bo rozdział jest niebetowany.