środa, 6 sierpnia 2014

Rozdział III

  Wystraszyła się strasznie, ledwo powstrzymując od pisku. Po chwili dotarł do niej sens jego słów. Ona i dodatkowe lekcje? Po co? Kiedy tak stała i rozmyślała, nie zwróciła uwagi na kroki. Oczywiście były to kroki wychodzącego dyrektora... Kiedy drzwi się otworzyły, podskoczyła ze strachu. Spojrzała na jego twarz i zauważyła rozbawienie, więc postanowiła zachować resztki godności i uprzejmie się przywitała:
- Dzień dobry, profesorze Dumbledore! - starała się bardzo, żeby brzmiało to naturalnie i chyba nawet jej wyszło.
- Dzień dobry, panno Granger - uśmiechnął się do niej delikatnie i przeszedł obok niej, jednak po chwili się odwrócił, jakby coś sobie przypominając - Nie radziłbym tam teraz iść. Jest wściekły.
  I sobie poszedł, zostawiając Hermionę pod tymi piekielnymi drzwiami. Domyśliła się, że pewnie Snape wszystko słyszał i nie ma teraz odwrotu. Przełknęła głośno ślinę, wzięła głęboki oddech i popchnęła drzwi. Omiotła salę wzrokiem, dostrzegając, że tylko jedno łóżko miało swojego właściciela. Bardzo, bardzo wkurzonego właściciela. 
  Powtórzyła sobie kilka razy w myślach "Jesteś Gryfonką, nie zwracaj uwagi na jego humor, po prostu rusz dupę i podejdź do tego łóżka". W końcu poskutkowało i z nieco wymuszonym uśmiechem podeszła do łóżka Mistrza Eliksirów:
- Dzień dobry, profesorze - była w sumie niezłą aktorką, jej głos można by wziąć za wesoły. 
Spojrzał na nią mrużąc oczy, po czym odpowiedział cicho:
- Dla kogo dobry, dla tego dobry, Granger - posłał jej kpiący uśmieszek. - A wiesz co, Granger? Dyrektor powiedział mi, że nie spodziewał się po mnie, że będę miał romans z uczennicą. I wiesz czemu tak pomyślał? Bo zobaczył ciebie, całującą mnie kiedy byłem nieprzytomny!
- Jak pan śmie?! Udzielałam panu pierwszej pomocy, a nie całowałam pana! Nie oddychał pan do cholery jasnej, a nie mogłam dać panu żadnego eliksiru, bo przyjął pan ich zbyt wiele! Naprawdę nie myślałam, że po tym jak się starałam pan będzie oskarżał mnie o coś takiego... - widać było po niej, że jest wściekła. Tym razem nie siliła się nawet na uprzejmość. Jak on śmiał wmawiać jej coś takiego? Fakt, miał całkiem fajne usta, no ale to był jej nauczyciel! Ona go tylko szanowała! - Ach i słyszałam część pańskiej rozmowy z dyrektorem. Niech się pan nie obawia, też nie chcę żadnych dodatkowych lekcji z panem.
  Miała już wychodzić, kiedy on zadał jej pytanie, które ją nieco zaskoczyło:
- Dlaczego chciałaś mnie uratować? Jestem przecież bezwartościowym śmieciem, nikomu nie przeszkadzałaby moja śmierć. Ba, niektórzy pewnie by się ucieszyli - spojrzał na nią, a ona próbowała wyczytać z jego oczu cokolwiek, bo głos nie zdradzał żadnych emocji. Niestety tęczówki były tak samo nieprzeniknione jak zwykle. Swoją drogą, stwierdziła, że ma ładne oczy. Zawsze podobały jej się takie wyjątkowe barwy, a czerń z pewnością się do nich zaliczała.
- Nie zasługiwał pan na śmierć, na te wszystkie tortury też pan nie zasługuje. Dobrych ludzi trzeba ratować - poprawiła swoją szatę i rzuciła szybko grzeczne pożegnanie - Do widzenia, proszę pana - po czym wyszła ze Skrzydła Szpitalnego. I tak zaraz była cisza nocna, więc powinna była wrócić.
  Kiedy w końcu dotarła do swojego pokoju, uświadomiła sobie jak bardzo jest zmęczona. Skrzywiła się, bo głowa bolała ją trochę od braku snu, ale stwierdziła, że zaraz jej przejdzie. Udała się do łazienki prefektów i nalała sobie wody. Ach, jak dobrze było czasem wykorzystać niektóre wygody, do których miała dostęp. Zanurzyła się w gorącej wodzie i leżała przez długi czas rozkoszując się ciepłem, które rozlewało się po jej ciele. 
  Westchnęła głęboko i wyszła, wycierając się puchowym ręcznikiem. Na szczęście jej pokój był tylko piętro wyżej, więc szybko udało jej się tam przemknąć. Położyła się i zasnęła, gdy tylko jej głowa dotknęła poduszki.
  W tym samym czasie w Skrzydle Szpitalnym jedyny goszczący tam pacjent nie mógł spać. Męczyły go słowa tej irytującej Gryfonki. Przecież nikt nie uważał, że jest dobry. Wszyscy uważali go za nic niewarte ścierwo. Czemu ona była inna? Dlaczego nie mogła nienawidzić go jak inni? Może gdyby nie ona, nie musiałby prowadzić już tego podwójnego życia szpiega... Przestaliby go torturować i nie musiałby znajdować sposobu jak nie złamać żadnej z Wieczystych Przysiąg. Przestał się jednak szybko łudzić. Pewnie dostrzegała w nim potencjalnie przydatnego sojusznika, który mógł im wszystkim uratować tyłki. 
  Prychnął w duchu, myśląc o tym, że znając upór dyrektora będzie miał z nią dodatkowe lekcje. Dobra, miała te swoje prorocze sny, ale czemu on musiał się z nią użerać? Nie mogłaby Minerwa? W końcu była jej opiekunką i przecież dałaby radę jakoś pomóc jej to ogarnąć. Może i nie pisała na ten temat pracy zaliczeniowej, jak on, no ale przecież też coś wiedziała. 
  Na jego twarz wypłynął leniwy uśmiech, kiedy przypomniał sobie tą pracę... Miała na celu udowodnienie jego nauczycielce, że jeśli ma się jakieś pojęcie to wszystko ma jakiś sens i nie potrzeba do tego żadnego wewnętrznego oka. Do tej pory pamięta jej minę, kiedy otrzymał W od innej wróżki, która ją oceniała.
  Tak poza tym, to dziwne, że objawiło się to u Granger, w końcu była mugolaczką. A właściwie to nie była. Założyłby się o skrytkę u Gringotta, że miała czarodziejskich przodków i jakaś jej babka była charłaczką. Trochę rzadki przypadek, że ujawniły się w niej takie zdolności po z pewnością wielu latach, ale przecież w Świecie Magii wszystko jest możliwe. 
  W końcu stwierdził, że nie ma co rozmyślać, Hermiona ma te całe prorocze sny, a on jest naprawdę zmęczony i z chęcią by usnął. Przekręcił się jeszcze na drugi bok i zamknął powieki, zapadając w głęboki sen. Te wszystkie cruciatusy są strasznie wyczerpujące...
  Następnego dnia nie działo się właściwie nic niezwykłego. Hermiona wstała jak zwykle wcześnie rano, ubrała się, poszła na śniadanie i lekcje. Taki codzienny standard, dopiero po południu podszedł do niej dyrektor:
-  Dzień dobry, panno Granger. 
- Dzień dobry, profesorze - uśmiechnęła się do niego delikatnie, spodziewając się czego będzie dotyczyła ta rozmowa. Nie pomyliła się, gdy dyrektor kontynuował:
- Podejrzewam, że słyszałaś moją wczorajszą rozmowę z Severusem - w jego oczach dało się zauważyć iskierki rozbawienia - i jego krzyk... Nie będzie więc raczej niespodzianką dla ciebie, że będziesz miała z nim dodatkowe lekcje. I nie przejmuj się tą jego niechęcią, on zawsze taki jest na początku...
- Przepraszam, że panu przerywam, ale czy to naprawdę konieczne? Te lekcje? Spodziewam się, że dotyczą moich snów, ale z tym chyba powinnam się udać do profesor Trelawney...
- Hermiono, musisz wiedzieć, że profesor Snape pisał na ten temat swoją pracę zaliczeniową z wróżbiarstwa. I dostał W co było nie lada osiągnięciem u profesor Steele, która oceniała jego pracę.
- Och... - trzeba było przyznać, że zaskoczył ją tym, ale uświadomiła sobie, że skoro już ma mieć te lekcje, to powinna wiedzieć kiedy. - Profesorze, kiedy mają się odbywać te zajęcia? 
- Hm, myślę, że Severus nie będzie miał nic przeciwko jeśli będziesz stawiała się w jego gabinecie codziennie o 19. Oczywiście nikt poza nami nie będzie wiedział czego dotyczą wasze spotkania.  Wszyscy mają sądzić, że dostałaś się na praktyki u profesora Snape'a i tak właśnie będzie, żeby wszystko było wiarygodne. Tylko, że na początku będziesz po prostu sprawdzała kartkówki i sprawdziany, a resztę lekcji poświęcała na twoje sny. Wszystko już jasne?
- Czy profesor Snape wie o tym stażu? - wyrwało jej się to samo, była po prostu w wielkim szoku. Bardzo lubiła eliksiry, ale nie spodziewała się, że będzie miała praktyki...
- Oczywiście, że wie. Nie był co prawda tym faktem zachwycony, ale on już tak ma - dyrektor przewrócił oczami, jakby nudziło go zachowanie Mistrza Eliksirów. - Przepraszam cię, ale mam zaraz spotkanie Zakonu i muszę już na nie iść. Do widzenia.
- Do widzenia, profesorze.
  Myśli kłębiły się w jej biednej głowie. Czemu to wszystko zwaliło się na nią tak nagle? Zastanawiała się, co teraz robi ona z Harrym i Ronem... Czy są bezpieczni i udało im się zniszczyć jakieś horkruksy? Niestety odpowiedzi nie znała... Westchnęła głośno i poszła do swojego pokoju. Praca na zielarstwo sama się nie napisze...

~*~
Hej!
Przepraszam, że tyle musieliście czekać na ten rozdział. Wena chwilowo postanowiła mnie opuścić, ale na szczęście wróciła i przyniosła ze sobą takie coś. Mam nadzieję, że jakoś wam się spodoba i udowodni, że to wcale nie będzie cukierkowe opowiadanie. 
A tak swoją drogą, wczoraj, kiedy czekałam na wenę założyłam fanpage'a tego bloga na facebooku. [Kliknij, żeby się przenieść!] Będę tam wrzucała informację o tym, kiedy pojawi się nowy post lub po prostu zapytam się co u was i jak wam się podoba blog. Chciałabym mieć po prostu lepszy kontakt z czytelnikami, bo chociaż nie jest was na razie wielu, ale jednak ktoś to czyta. Nawet nie wiecie jak bardzo się cieszę, gdy widzę tą liczbę wyświetleń bloga i poszczególnych postów. 
Dziękuję wam za to, że jesteście i mnie motywujecie do dalszego pisania. 
Ach, no i chciałabym was znowu prosić, żebyście pisali mi ewentualne błędy w komentarzach, bo rozdział jest niebetowany.



4 komentarze:

  1. Zastanawiała się, co teraz robi ona z Harrym i Ronem... - tylko to zdanie wpadło mi w oko podczas czytania. Coś tu jest nie tak :) Poza tym jakichś wielkich grzechów pisarskich nie widziałam ;) Czekam na kolejny rozdział, jestem ciekawa co się będzie działo na tych dodatkowych zajęciach :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W 1 lub 2 rozdziale jest napisane że używa zmieniacza czasu ;]

      Usuń
    2. Hmm... Rzeczywiście jest mały błąd, bo nie mogła jeszcze wiedzieć o tym, że użyje Zmieniacza Czasu, ale teraz w sumie nie będę tego zmieniała. Po prostu mój zmieniacz będzie działał trochę inaczej niż ten oryginalny. xD
      W końcu i tak opowiadanie odbiega od kanonu! c;

      Usuń
  2. I remember tears streaming down your face
    When I said, "I'll never let you go"
    When all those shadows almost killed your light
    I remember you said, "Don't leave me here alone"
    But all that's dead and gone and past tonight


    Trolololo xD To chyba będzie taki mój zwyczaj xD Kocham słuchać muzyki kiedy czytam <3
    O matko, jak zarąbiście <3
    "Udzielałam panu pierwszej pomocy, a nie całowałam pana!" - tak mówisz? :D Nie wierzę :3
    A tak całkiem serio… Kurczę, to chyba będzie jedno z moich ulubionych opowiadań FF, a wierz mi, czytałam ich sporo… wystarczy spojrzeć na listę blogów przeze mnie obserwowanych xD
    Naprawdę, bardzo się cieszę, że trafiłam na ten tekst :)

    Just close your eyes
    The sun is going down
    You'll be alright
    No one can hurt you now
    Come morning light
    You and I'll be safe and sound

    OdpowiedzUsuń