środa, 30 listopada 2016

Rozdział XI

  Krzątanina w Wielkiej Sali trwała w najlepsze. Wszędzie chodzili nauczyciele z dyniami, pajęczynami i różnymi tego typu rzeczami. Prawie wszyscy uczniowie szeptali podekscytowani Balem Przebierańców, który miał się odbyć w tym roku. Każdy, oprócz jednej Gryfonki, która wylegiwała się w swoim dormitorium, czytając jakąś nudną książkę.
  Tak, Hermiona Granger całkowicie zapomniała o tym, że już dzisiaj jest Noc Duchów. Siedziała sobie jak gdyby nigdy nic na łóżku, trzymając w dłoniach książkę cięższą od niej samej. I pewnie spędziłaby tak cały dzień gdyby nie usłyszała pukania do drzwi. Była lekko poirytowana faktem, że ktoś przerwał jej czytanie. Skrzywiła się więc i powiedziała całkiem głośne "Proszę!".
  Do pokoju wszedł z kpiącym uśmiechem Severus Snape. Jego słowa były przesycone jadem:
- Och, czyżby panna Granger nie wybierała się na dzisiejszy bal? Jakie to przykre. - Jego wargi wykrzywiły się w jeszcze bardziej pogardliwym grymasie, widząc, że ta nie do końca chyba wie o co chodzi.- Ale nie po to tu przyszedłem. Musimy ustalić godziny naszych dodatkowych zajęć.
  Dziewczyna w duchu przeklinała się, że zapomniała o wszystkim. Szczerze to nawet nie miała wielkiej ochoty na ten cały bal, ale jako prefekt naczelna powinna wykazać jakiekolwiek zainteresowanie. Cholera jasna. Zaraz jednak skupiła się na tym, co mówił nauczyciel.
- Mhm, ma pan jakieś propozycje? - Spojrzała na nauczyciela, starając się nie myśleć o tym jak bardzo denerwował ją jego sposób bycia. Był taki severusowaty. Ugh.
- Pomyślałem, że mogłyby się odbywać codziennie o 18, od jutra - skrzywił się na samą myśl przebywania takiej ilości czasu w towarzystwie tej przeklętej Gryfonki.
- Oczywiście, jak dla mnie nie ma problemu. Mam przygotować jakieś notatki? - Starała się być opanowana i nie dać wyprowadzić się z równowagi. Miała jakiś zły humor i w sumie to denerwowało ją wszystko, a sposób bycia nauczyciela nie pomagał jej wcale w zachowywaniu się przyjaźnie.
- Będziemy bazować na moich notatkach, wydaje mi się, że są wystarczająco dokładne i twoje nie będą potrzebne - użył swojego uśmiechu numer 214 i wyszedł, łopocząc swoimi obszernymi szatami, rzucając w progu jeszcze krótkie słowa pożegnania.
  Gryfonka zacisnęła wargi w wąską linię żeby nie wydać warknięcia, które bardzo chciało wydostać się z jej ust. Westchnęła ciężko i poszła do łazienki, żeby ogarnąć swoje niesforne włosy. W końcu musiała iść do tej Wielkiej Sali i pomóc innym uczniom. Czasami denerwowało ją bycie Prefekt Naczelną, ale no cóż, musi spełniać swoje obowiązki.
  Zeszła na dół, upominając po drodze kilku pierwszaków, którzy byli tak podekscytowani, że zapominali o zakazie biegania na schodach. Powinni pamiętać, że te schody są ruchome i w pewnym momencie mogą po prostu spaść jeśli będą biec nie zwracając uwagi na to co mają pod nogami.
  Kiedy już dotarła na miejsce, od razu usłyszała znajomy głos nauczycielki Transmutacji.
- No nareszcie Hermiono! Gdzieś ty się podziewała przez cały ranek? - spojrzała na uczennicę, jednak kiedy ta otworzyła usta, by się jakoś usprawiedliwić, przerwała jej. - Zresztą nieważne, mamy jeszcze dużo pracy. Zaraz ci przydzielę twoje zadania.
  Spojrzała na jakieś swoje notatki, mruknęła pod nosem coś o kompletnie niezorganizowanych pierwszakach ze Slytherinu, a później na jej usta wypłynął szeroki uśmiech.
- Mam! Udasz się za godzinę razem z Terrym Bottem, Hanną Abbott i Draco Malfoyem do Hogsmeade. Będziecie musieli przyprowadzić tutaj zespół Brzdękających Skrzatów, który ma dzisiaj występować. Nie byli jeszcze nigdy w Hogwarcie, a jak wiadomo nie może tutaj przybyć nikt, kto nie zna dokładnego adresu - powiedziała profesorka, po czym skierowała się w stronę trzecioklasistów rozwieszających pajęczyny nad schodami. Nagle jednak odwróciła się i dodała - Ach, a dla bezpieczeństwa pójdzie z wami profesor Snape. To chyba wszystko, powodzenia! - I już jej nie było.
  Hermiona postanowiła więc przez tą godzinę pomóc uczniom w ich zadaniach. Podpowiedziała pierwszakom, że wystarczy użyć zwykłego Wingardium Leviosa, zamiast wchodzenia sobie na plecy, nauczyła jakąś dziewczynę z Hufflepuffu jak używać różdżki żeby nie zrobić sobie krzywdy i tak czas minął jej w mgnieniu oka.
  Już po chwili stała przy drzwiach wejściowych, czekając na resztę. Z racji, że październik był dosyć chłodny tego roku, założyła bardzo gruby szalik, zza którego widać było praktycznie tylko jej oczy. Wiedziała, że nie będzie to najmilszy wypad do Hogsmeade, bo osobnik taki jak Draco Malfoy raczej nie zamierza zakopywać toporu wojennego.
  Mimo wszystko nie chciała psuć sobie humoru bardziej, niż do tej pory. A mogło być tak pięknie. Niedokończona "Historia warzenia eliksirów" zdawała się krzyczeć do niej z pokoju. No ale nie, musiała iść do durnego Hogsmeade. Właściwie to nie miała pojęcia po co idzie ich aż tyle. Nie wystarczyłoby gdyby sam Snape po nich poszedł?
  - Profesor Snape, panno Granger. - Nie była pewna, czy dobrze usłyszała, jednak kiedy się odwróciła ze zgrozą stwierdziła, że stoi za nią nie kto inny, a obiekt jej rozmyślań. No tak, pewnie mruczała sobie pod nosem. Musiała zacząć to kontrolować do cholery! - I uwierz mi, też nie mam ochoty się tam wybierać, ale nie narzekam jak dziecko, któremu rodzice nie chcieli kupić nowej miotły!
- Przepraszam, profesorze - mruknęła, po czym zaczęła się rozglądać. Skoro Mistrz Eliksirów już się pojawił, to niedługo powinni pojawić się także pozostali.
  Długo nie trzeba było czekać. Już po chwili pojawiła się Hanna, a zaraz za nią Terry. Oboje uśmiechali się szeroko, od ucha do ucha.
- Dzień dobry, panie profesorze! - wyrzucił wesoło Terry. - Cześć Hermiono - dorzucił, spoglądając na nią i puszczając oczko.
  Hanna również się przywitała i byli już prawie w komplecie. "Prawie, bo oczywiście panicz Slytherinu nie jest w stanie przyjść na czas" - myślała Gryfonka, tym razem jednak uważając by nie powiedzieć nic na głos.
  Godzina, o której mieli się spotkać minęła jakiś kwadrans temu, a oni nadal stali w tym miejscu, czekając na tego zadufanego w sobie dupka. Szczerze, to gdyby nie fakt, że jest to całkowicie niekulturalne i niehermionowate to z pewnością z jej ust wypłynęłoby kilka niecenzuralnych słów.
  Profesor Snape już otwierał usta, chcąc powiedzieć, że wygląda na to, iż wybierzemy się w okrojonym składzie, gdy nagle ze schodów zbiegł osobnik, na którego wszyscy czekali.
- O, już jesteście? No cóż, myślałem, że będę pierwszy - spojrzał po wszystkich, po czym parsknął śmiechem, gdy zobaczył Hermionę. - No, no Granger, muszę ci powiedzieć, że chociaż raz się stosownie ubrałaś. Przynajmniej nie musimy patrzeć na twoją szlamowatą twarz.
- Panie Malfoy, myślę, że może pan sobie darować te uszczypliwości - odparował mu Mistrz Eliksirów. - Lepiej ruszajmy, bo nie zdążymy na czas. Niestety ktoś opóźnił naszą wyprawę - mówiąc te słowa, patrzył z przyganą na wychowanka swojego domu.
  Hermiona miała już coś odpysknąć na temat komentarza odnośnie jej wyglądu, jednak szybko porzuciła ten pomysł. Jak to mówią "Nie tyka się gówna, bo zaczyna śmierdzieć.", dlatego postanowiła nie zwracać najmniejszej uwagi na zaczepki.
  Szli więc w ciszy, co rusz pociągając nosami. Było naprawdę zimno, a wiatr był tak niesamowicie mocny, że czasami traciło się równowagę. Droga do Hogsmeade chyba jeszcze nigdy żadnemu z nich nie dłużyła się tak bardzo, jak w tamtym momencie.
  Kiedy w końcu po mozolnej wędrówce udało im się dotrzeć do Trzech Mioteł byli na prawdę zmęczeni. Okazało się, że do spotkania z zespołem pozostało im jeszcze pół godziny, dlatego zdjęli wierzchnie peleryny i usiedli przy stołach, zamawiając uprzednio kremowe piwo.
  Hermiona usiadła przy stoliku sama, ponieważ na jej oko Terry i Hanna nie potrzebowali towarzystwa, jeśli wiecie o co mi chodzi. Natomiast Malfoya wolała omijać szerokim łukiem. Siedziała więc, sącząc powoli swój napój, gdy nagle usłyszała:
- Ej, Granger!
  Merlinie, niech mnie sto hipogryfów kopnie, czy ten dupek nie może sobie darować? Stał przed nią ze swoim kpiarskim uśmiechem i patrzył na nią z góry.
- Czego chcesz, Malfoy?
- Sprawdzałem tylko czy żyjesz, bo wyglądałaś trochę jakby Dumbledore tańczył w stroju striptizerki na środku sali - odpowiedział jej, parskając śmiechem, a ona zaczęła sobie liczyć do 10. Fakt, że może się zamyśliła, ale patrzyła się w jeden punkt przez niecałą minutę. Każdemu się takie coś zdarza!
- A co cię to w ogóle obchodzi? Panicza Jestem-Uczulony-Na-Brudną-Krew rusza to czy szlama żyje? Aleś ty zabawny - odpysknęła mu i wróciła do swojego piwa.
- Właściwie to nie powinno mnie to chyba obchodzić, - tutaj zrobił chwilę, przerwy po czym dodał - a może jednak? Hmm, zastanów się.
  W jej myślach od razu zaświeciła się czerwona lampka. Postanowiła jednak, że nie da tego po sobie w żaden sposób poznać.
- Nie Malfoy, nie powinno, a teraz czy mógłbyś łaskawie nie zasłaniać mi widoku? Chciałabym zobaczyć kiedy przyjdą Skrzaty - odwarknęła mu w odpowiedzi.
  Nagle znikąd, zresztą jak zawsze, pojawił się profesor Snape, łopocząc swoimi szatami. Najwyraźniej usłyszał ostatnie zdanie, bo powiedział.
- Draco, nie szukaj zaczepki i posłuchaj panny Granger - powiedział bardzo wolno i wyraźnie, cedząc każde słowo.
  Ślizgon spojrzał się na nauczyciela, po czym skinął głową i odszedł do pobliskiego stolika. Natomiast Severus prześwidrował dziewczynę wzrokiem, jakby chciał dać jej do zrozumienia, że muszą o tym porozmawiać, a następnie dosiadł się do chłopaka.
  Chwilę później w pubie pojawili się oczekiwani muzycy, do których poszedł Snape. Porozmawiał z nimi, a potem wszyscy wyszli na zewnątrz i udali się w drogę powrotną. Pogoda nadal była okropna, dlatego wszyscy szli zakryci jak tylko się da. Nie odzywali się więc zbyt wiele, aby nie tracić cennego ciepła.
  Liście, które leżały na drodze były dosyć śliskie, z racji, że niedawno padał deszcz, dlatego wędrówka w butach na obcasie jakie założyła Hanna była na pewno nieprzyjemna. Byli gdzieś w połowie drogi, kiedy dziewczyna zaczęła narzekać, że nie może dalej iść, bo nogi jej odpadną.
  Mistrz Eliksirów był wyraźnie zdenerwowany i kiedy już otwierał usta, by coś powiedzieć, odezwała się Hermiona:
- Poczekaj sekundę... - pomyślała chwilkę. - Jak to było? Ach, Laksomorfio!*
  Botki Hanny zaświeciły się, a dziewczyna chwilę później straciła swoje dodatkowe centymetry, które dostarczały jej obcasy.
- Jejku, dzięki Hermiono! - rzuciła jej się na szyję, przytulając ją i niemal skacząc z radości. Obejrzała kilka razy swoje "nowe" buty i przytuliła ją jeszcze raz.
- Dobra, dosyć tych czułości - warknął Snape. - Zaraz się spóźnimy i gwarantuję, że reszta uczniów nie będzie zadowolona.
  Przyspieszyli więc kroku i za jakieś pół godziny byli już na schodach prowadzących do wejścia. Z przejściem przez bariery ochronne nie było większego problemu. Przekroczyli próg szkoły, a zewsząd powitały ich pajęczyny, gdzieś obok pojawił się Krwawy Baron rechocząc upiornie, a nad ich głowami latały nietoperze.
  Wyglądało to naprawdę fantastycznie, jednak panna Granger mimo wszystko wolałaby spędzić ten wieczór na czytaniu. Wiedziała jednak, że nawet jakby chciała to nie będzie mogła tego zrobić, chociażby dlatego, że wszędzie będzie niesamowicie głośno, a ona nie cierpi hałasu. Nie może się wtedy w ogóle skupić na czytanym tekście.
- Wy -  Mistrz Eliksirów spojrzał na czwórkę prefektów - możecie już iść. A panów zapraszam do Wielkiej Sali - wskazał drogę Brzdękającym Skrzatom i już ich nie było.
  Gryfonka postanowiła iść do dormitorium i poszukać czegoś co mogłaby na siebie założyć. Zapomniała o jakimkolwiek kostiumie i teraz będzie musiała pobawić się transmutacją składnikową, no super. Odwróciła się, żeby udać się w swoją stronę, gdy nagle usłyszała:
- Ej, Granger! Za kogo się przebierasz w tym roku? Trelawney? - usłyszała głos Malfoya, a jej policzki od razu zrobiły się czerwone. Nie wiedziała, czemu aż tak ją dzisiaj denerwował. Chyba zbliżał jej się okres, będzie musiała iść do Hogsmeade kupić sobie magi-podpaski.
- A ty? Przebierasz się za pajaca? W sumie, nie musiałbyś wydawać pieniędzy na kostium - odpowiedziała i ruszyła w zamierzonym wcześniej kierunku, ignorując całkowicie komentarze Malfoya w stylu "Głupia szlama.".
  Dotarła do swojego pokoju i otworzyła szafę. To co się tam znajdowało z pewnością nie pasowało na dzisiejszą okazję. Duże swetry, mocno porozciągane. Jakieś sukienki, które były bardzo pstrokate, kolorowe i w dodatku za małe. Dziewczyna westchnęła głośno, wyciągnęła jakieś czarne rzeczy i postanowiła, że przebierze się za czarną wdowę. Jakoś tak, było to pierwsze co przyszło jej na myśl.
  Rzucała właśnie zaklęcie na swoją starą spódnicę, o 3 rozmiary za małą, kiedy nagle w jej okno zastukał dorodny puchacz. Otworzyła mu, a ptak od razu odleciał, wiedziała więc, że nie oczekiwał na odpowiedź. List, a raczej notatka brzmiała następująco:
"Granger, 20:00 w moim gabinecie. Kartka spali się za 10 sekund."
  Taa, zapowiada się cudowny wieczór...


~*~
Hej, cześć i czołem, kluski z rosołem!
Wiem, że nie było mnie bardzo długo i jest to niewybaczalne. Sama sobie nie mogę tego wybaczyć. Jednak tym razem na prawdę postaram się, żeby takie przerwy więcej nie wystąpiły. Obiecałam sobie, że tą historię doprowadzę do końca - i choćby się waliło, paliło - zrobię to.
Dzisiaj oddaję w wasze ręce najdłuższy do tej pory rozdział, mam nadzieję, że wam się spodoba. No i oczywiście, że licznie go przeczytacie.
Proszę was też bardzo o komentarze - naprawdę nic nie daje takiej satysfakcji jak one.

sobota, 31 października 2015

Rozdział X

  Hermionę obudziło delikatne pukanie do drzwi. Niechętnie otworzyła oczy i ziewnęła przeciągle. Zaraz jednak przypomniała sobie, że należałoby wpuścić intruza, który zakłócał jej sen.
- Proszę! - Zawołała niechętnie, wykrzywiając swoją twarz w wyrazie niezadowolenia. Kiedy jednak drzwi otworzyły się ze skrzypnięciem, a do pokoju wkroczył dyrektor, szybko wyskoczyła z łóżka, poprawiła koszulkę, która podwinęła jej się za bardzo do góry i odgarnęła kosmyki, które opadały jej na twarz. "Kurde, mogłam chociaż włosy ogarnąć zanim go tu wpuściłam." -przeklinała się w myślach, jednak zaraz przypomniała sobie, że wypadałoby się przywitać i w ogóle okazać jakiekolwiek oznaki dobrego wychowania.
- Ekhem, dzień dobry! - Uśmiechnęła się, chociaż wiedziała, że było widać sztuczność. No ale trudno. - Może pan usiądzie?
- Och, dzień dobry panno Granger. - W jego oczach widać było lekkie rozbawienie, jednak poza tym pozostał całkowicie poważny. - Myślę, że nie ma potrzeby żebym siadał, bo wpadłem tylko na chwilę.
- Mhm, a czy mogłabym wiedzieć czemu zawdzięczam tę wizytę? - Oczywiście domyślała się, że będzie chciał jej wyjaśnić to o czym gadał ze Snape'm, ale musiała wykorzystać swój skrywany talent aktorski i udawać, że nie ma pojęcia o niczym.
- Chciałbym z panią porozmawiać, dzisiaj o 18 w moim gabinecie. Hasło to musy świstusy. - Z jego oczu zniknęły iskierki, a jego ton był bardzo poważny. No, czyli było to coś "większego", tak jak Hermiona podejrzewała. Ugh, czy jej życie nie mogło być takie jak kiedyś?
- Oczywiście, panie dyrektorze - uśmiechnęła się lekko, mając nadzieję, że może zdradzi jej o co chodzi. - A mogłabym chociaż wiedzieć w jakim celu chce pan się ze mną spotkać?
- Wszystkiego dowiesz się w swoim czasie, moje drogie dziecko, w swoim czasie - westchnął Dumbledore i skierował się w stronę drzwi. Stanął jednak w progu i odwrócił się jeszcze do niej. - Ale proszę cię, cokolwiek ci Severus powie, nie obwiniaj go. Do zobaczenia.
- Do widzenia! - odkrzyknęła Hermiona, a jedyną odpowiedzią było delikatne kłapnięcie drzwiami.
  Podniosła się ze swojego łóżka i westchnęła ciężko. Czasami wydawało jej się, że wszystko skierowało się przeciwko niej. Tak jakby ktoś chciał zrobić jej nieśmieszny dowcip. Ułożyła starannie poduszki i kołdrę, a potem wyjęła jakiś komplet szat z kufra i udała się do łazienki.
  Jakieś 15 minut później szła już w kierunku Wielkiej Sali, by zjeść w spokoju śniadanie. Cieszyła się, że przynajmniej tym razem nie wyglądała jak niedoszły zombie. Ku swojemu zdziwieniu pojawiła się jako pierwsza przy stole Gryffindoru, nie licząc kilku pierwszoklasistek, więc usiadła na swoim stałym miejscu i nałożyła sobie trochę owsianki. Przeżuwała ją powoli, rozglądając się po innych stołach. Dostrzegła kilka krukonek z jej rocznika, które posłały w jej stronę uśmiech, gdy ją zobaczyły. Odwzajemniła go, gdy nagle poczuła czyjś wzrok na sobie.
  Udała, że się nie zorientowała i wzięła do ust kolejną łyżkę jedzenia pobieżnie rozglądając się za osobą, której szukała. I w końcu znalazła. Siedział sobie przy stole Slytherinu, widocznie o czymś myśląc i patrzył się na nią rozkojarzonym wzrokiem. Zastanawiała się o co może mu chodzić, ale stwierdziła, że w sumie nie ma sensu, w końcu to Malfoy. 
  Zignorowała więc jego spojrzenie i zjadła swoje śniadanie do końca. Kiedy jadła dołączyli do niej Neville i Ginny, jednak szybko się z nimi pożegnała, bo musiała iść jeszcze na chwilę do biblioteki zanim zacznie się lekcja transmutacji.
  Usiadła na swoim zwyczajowym miejscu, czekając na profesor McGonagall, postanowiła, że będzie jak dawniej podnosiła rękę przy każdym pytaniu, bo ostatnio zaniedbywała swoją naukę, a w końcu ostatnia klasa jest najważniejszą w jej edukacji. Dlatego też przed lekcją przeglądała różne księgi opowiadające o wymnażaniu genetycznym. Taki bowiem miał być temat zajęć.
  Podczas kiedy większość klasy zajęta była rozmową do klasy wślizgnął się bury kot. Szybko przemieścił się na przód sali, gdzie zamienił się w czarownicę ze szpiczastą tiarą i okularami na nosie. Nauczycielka odchrząknęła, a cała klasa natychmiast zamilkła. Machnęła różdżką, a na tablicy pojawił się temat.
- Dzisiaj mamy bardzo trudny temat do realizacji, dlatego liczę na wasze pełne skupienie. Do tej pory opór transmutacyjny łamaliście przy pomocy metody krokowej, lecz nie jest ona skuteczna w każdym wypadku. Musicie zatem poznać wymnażanie genetyczne. Polega ono na... -  Ręka brązowowłosej Gryfonki poszybowała w górę, więc profesorka przerwała swój monolog - Tak, panno Granger?
- Ekhm, chciałam powiedzieć, że wymnażanie genetyczne jest dosyć mylną nazwą, gdyż nie ma żadnego związku z genetyką. Najlepiej używa się go kiedy mamy do czynienia z transmutacją międzyrzeczową, gdzie substrat i produkt mają inne nazwy - uśmiechnęła się delikatnie do swojej nauczycielki, mając nadzieję, że ta nie będzie zła za wtrącenie się w jej lekcje. Odetchnęła z ulgą, kiedy odwzajemniła jej uśmiech.
- Masz rację, miałam to właśnie powiedzieć, 20 punktów dla Gryffindoru. Przejdziemy teraz do I Twierdzenia Andertona...
  Lekcje szybko upłynęły, a zegar nieubłaganie zbliżał się do godziny osiemnastej. Mimo tego, że wiedziała mniej więcej czego ta rozmowa miała dotyczyć i tak się stresowała. Nie wiedziała, czego się spodziewać. Ktoś był w gabinecie Snape'a, szpiegował go, to było jasne. Tylko czego ten ktoś się dowiedział, czy nie zagroziło to bezpośrednio profesorowi eliksirów? Zadawała sobie te pytania w drodze do gabinetu dyrektora, nie otrzymując na nie odpowiedzi.
  W końcu nadszedł ten moment, wybiła odpowiednia godzina, a ona stała przed kamienną chimerą. Miała ochotę stamtąd odejść, uciec. Mówiła sobie jednak w duchu, że jest przecież Gryfonką i nie może stchórzyć. W końcu zebrała się na odwagę i powiedziała niepewnie:
- Musy świstusy - chimera odsunęła się, a przed nią zaczęły pojawiać się kręcone schody. Stanęła na pierwszy i zaczęła piąć się ku górze. Fakt, że schody się kręciły, wcale jej niczego nie ułatwiał, nie mogła iść powoli. Stanęła przed drzwiami i zapukała. W odpowiedzi usłyszała głośne:
- Niech pani wchodzi, panno Granger!
- Dzień dobry panie dyrektorze, - dostrzegła też, że w fotelu siedzi także spowita na czarno postać - profesorze.
  Skinęła obu głową i nie bardzo wiedziała co ma ze sobą zrobić. Uciekała wzrokiem nie chcąc patrzeć w przeraźliwie niebieskie oczy, skryte za okularami-połówkami. W końcu z pomocą przyszła jej wskazówka.
- Może pani usiąść, jest tutaj wolne miejsce - usiadła więc, bardzo szybko, co zdradzało jej zdenerwowanie. Poprawiła mimowolnie swoje włosy i postanowiła udawać opanowaną. Spojrzała na dyrektora i postanowiła czekać, aż on zacznie rozmowę.
- Z pewnością zastanawiasz się dlaczego cię tutaj wezwałem. Nie bez powodu jest tu z nami profesor Snape, bo sprawa dotyczy was oboje. Jak się na pewno domyśliłaś, Voldemort już wie o twoich zdolnościach. Nie dowiedział się tego rzecz jasna od nas. - Jej twarz nie zmieniła swojego wyrazu, nie chciała pokazywać, że akurat o  tym już wiedziała. - Podczas kiedy rozmawiałaś o swoich snach z Severusem w jego gabinecie był akurat pewien Ślizgon, który chciał zabrać z jego schowka jakieś ingrediencje do eliksirów. To, że usłyszał informacje o tobie było całkowicie przypadkowe. Niestety swoim odkryciem postanowił podzielić się ze swoim ojcem, a ten... No z pewnością domyślasz się reszty.
- Ym, mogę wiedzieć kim był ten Ślizgon? - Tak właściwie to spodziewała się już odpowiedzi, ale wolała się upewnić. Była na siebie zła, że nie połączyła incydentu przy śniadaniu z tym, co usłyszała poprzedniego dnia w Skrzydle.
- Malfoy. Draco Malfoy, mój chrześniak - tym razem odpowiedź padła z ust Snape'a, który do tej pory milczał. Jego głos był prawie taki jak zwykle, ale dało się w nim wyczuć nutkę żalu.
- Kiedy Voldemort dowiedział się, że Severus o wszystkim wiedział postanowił nakazać mu cię zabić. Oczywiście Severus powiedział mu, że ja na to nie pozwalam, ale Czarny Pan nie jest głupi.
- Wiedział, że ukrywam przed nim naszą rozmowę. Stał się podejrzliwy wobec mnie i dlatego kazał mi torturować te dzieci. Chciał mnie złamać, żebym pokazał mu wszystkie wspomnienia.
  Hermiona nie wiedziała co o tym wszystkim myśleć. Znowu poczuła się winna. To przez nią profesor tyle cierpiał. Wiedziała też, że nie miała na to większego wpływu, jednak mimo wszystko obwiniała się w pewnym stopniu o wszystko.
- Och, to stawia nas w niekorzystnej sytuacji. - Uświadomiła sobie, że mężczyźni oczekują od niej czegoś więcej, więc dodała - Jest mi strasznie przykro, bo ta sytuacja wynikła między innymi z mojej winy. No ale moje słowa są teraz niewiele warte, mamy jakiś plan działania?
- Planem działania bym tego nie nazwał. Powiedzmy, że musisz pomóc odzyskać Severusowi zaufanie Voldemorta. Nie będzie to łatwe, ale myślę, że jeśli stworzycie odpowiednie wspomnienia być może się to uda. Do tego jednak potrzebujecie więcej lekcji. Im więcej czasu spędzicie razem tym więcej wspomnień Severus będzie mógł pokazać Czarnemu Panu.
- Hm... Wydaje się być to całkiem logiczne, więc kiedy mam mieć te dodatkowe lekcje?
 Snape osłupiał. Był pewien, że Gryfonka będzie na niego wściekła, zacznie się awanturować, robić mu wyrzuty z powodu braku zabezpieczeń, a ona tak po prostu się na wszystko zgodziła. Nie przestawała go zadziwiać. Z każdym dniem uważał, że jednak jest inteligentniejsza niż myślał.
 - To zależy od profesora Snape'a, ale uważam, że powinniście ustalić to jutro. Dzisiaj jest już za późno - dyrektor uśmiechnął się do nich. Hermiona odczytała to jako "Dobra, nie pokłócili się, niech idą już spać i będzie super, nie będę musiał ich godzić".
- W takim razie myślę, że my nie będziemy już przeszkadzać - Severus wstał ze swojego siedzenia, lekko się przy tym krzywiąc. Ruch nadal sprawiał mu trochę bólu, ale starał się tego nie pokazywać. - Dobrej nocy Albusie.
  Poczekał przez chwilę na Granger i razem wyszli z gabinetu. Stanęli na chwilę przed chimerą i spojrzeli sobie nawzajem w oczy, jakby chcieli coś powiedzieć, ale zrezygnowali i każde z nich poszło w swoją stronę.
- Dobranoc, profesorze - rzuciła jeszcze Granger i skręciła w korytarz prowadzący do jej dormitorium.
  
~*~
Postarałam się żeby ten rozdział był trochę dłuższy, bo nie pojawiał się od dłuższego czasu. Naprawdę często otwierałam go i pisałam jakieś zdanie, ale zawsze coś mi przeszkadzało. No ale w końcu udało mi się go dokończyć i oddaję go w wasze ręce, licząc, że ktoś będzie miał ochotę to przeczytać.
A dzisiaj jest taki wyjątkowy dzień, zarówno rocznica śmierci Jamesa i Lily, jak i dnia, w którym Harry i Ron zaczęli przyjaźnić się z Hermioną, pomyślałam sobie, że to dobra data na dodanie nowego rozdziału, w końcu każdy Potterhead o niej pamięta.

czwartek, 9 lipca 2015

Rozdział IX

  Obudził się w Skrzydle Szpitalnym. Jego głowa bolała niemiłosiernie, a gardło było wyschnięte niczym Sahara. Zamrugał kilkakrotnie, by przyzwyczaić wzrok do dosyć jasnego światła, które wpadało przez okiennice.
  Po chwili uświadomił sobie, że oprócz bolącej głowy dokuczało mu prawie wszystko. Czuł się jakby ktoś wbijał mu nóż w każdą część ciała, by po chwili powoli wyjąć i uczynić to jeszcze raz. Okropne uczucie.
  Spróbował podnieść się delikatnie, jednak nie pozwolił mu na to ostry ton pielęgniarki:
- Nawet nie próbuj tego robić - posłuchał jej, a po chwili usłyszał stukanie obcasów. Podeszła do niego, przyglądając mu się badawczo. - Nie wyglądasz najgorzej, za jakiś tydzień cię wypuszczę. Całe szczęście, że panna Granger cię znalazła...
- CO DO CHOLERY JASNEJ GRANGER TAM ROBIŁA? - wykrzyknął, zastanawiając się odrobinę jakim cudem zdołał cokolwiek powiedzieć. Po chwili dopadł go atak kaszlu, pewnie przez te wrzaski. Ugh, jakie to denerwujące, kiedy wszystko tak cholernie boli.
- Spacerowała chyba... W ogóle jakie to ma znaczenie? I przestań się tak wydzierać, bo oprócz ciebie przebywają tu także inni pacjenci - spojrzała na niego srogo, po czym ostentacyjnie się odwróciła i wyszła.
  Został więc sam na swoim łóżku i chociaż tak bardzo chciało mu się pić, nie miał zamiaru wołać pielęgniarki. Postanowił, że najlepiej będzie jeśli znów zaśnie, jednak nie było mu to dane. W jego głowie wciąż pojawiały się obrazy wymyślnych tortur Czarnego Pana. Do cruciatusów zdążył przywyknąć, ale nie był w stanie wytrzymać tego, jak Voldemort torturował niewinne dzieci, tylko po to by go złamać. Ale oczywiście on utrzymał maskę, bo przecież musiał. Był zmuszony poświęcić życie tych dzieci dla dobra ogółu i to bolało go najbardziej.
  Tak, Severus Snape miał okropne wyrzuty sumienia. Nawet jemu czasem się to zdarza. Czuł się winny tych śmierci, pomimo tego, że nawet gdyby chciał to nie zapobiegł by im, a jedynie pogorszył sytuację. Nie zauważył nawet kiedy ktoś wszedł i usiadł przy jego łóżku. Wpatrywał się cały czas w jeden punkt, widząc przed oczami to przerażenie wymalowane na twarzy i zielony płomień, który kończył wszystko. Otrząsnął się dopiero gdy usłyszał głos:
- Profesorze... Wszystko w porządku? - Oczywiście była to Granger. Nikt inny nie zadawał by takich bezsensownych pytań.
- Oczywiście, że tak, przecież wcale nie leżę tu od kilku dni - odrzekł, odwracając głowę w jej stronę. Zdążył jeszcze dostrzec delikatne rumieńce, zanim ukryła je pod burzą kasztanowych loków. - Mam tylko jedno pytanie... Czemu to robisz?
  Zdziwienie na jej twarzy było nie do opisania, spojrzała na niego i próbowała cokolwiek wyczytać z jego czarnych jak noc oczu, jednak na próżno. 
- Nie mam pojęcia o co panu chodzi, jaa... - chciała zacząć tłumaczyć, że to pytanie było głupie i bezsensowne, ale wtedy jej przerwał.
- Dobrze wiesz o co mi chodzi. Dlaczego wciąż mnie ratujesz? - skierował na nią swój przenikliwy wzrok - Czemu gdy dzieje się ze mną coś złego, ty zawsze tam jesteś?
- Ja... Ekhem, panie profesorze, szanuję pana bardzo i nie chciałabym żeby ktoś tak ważny w tej wojnie zginął - przeklęła się w duchu za to co powiedziała. Przecież wcale tak nie uważała, a on teraz będzie myślał, że jest kolejną osobą, która traktuje go jak broń. - I przepraszam bardzo ale ja eee... muszę iść na szlaban do profesor Sprout, do widzenia!
  I wybiegła, a on znów został sam ze swoimi myślami. Czyli to dlatego mnie chroniła, bo mogłem być przydatny - pomyślał. A miał nadzieję, że choć raz od czasów Lily ktoś się na prawdę o niego martwił... 
  Rozmyślając zasnął, podczas gdy Hermiona zaszyła się w swoim pokoju i wylewała hektolitry łez. Raz po raz wyrzucała sobie, że wszystko zniszczyła. Rzecz jasna nie miała szlabanu, wymyśliła to na poczekaniu, bo nie chciała powiedzieć czegoś jeszcze głupszego. Czemu ona w ogóle nie używa mózgu?
  Jego sny wciąż nawiedzała jedna ponura myśl. Wiedział, że nie jest już człowiekiem. Jego serce umarło, a wszyscy traktowali go jak przedmiot, maszynę do zabijania. W jego wspomnieniach krążyły mugolskie dzieci, tak okrutnie torturowane i zabijane, śmierciożercy, którzy zabijali bez najmniejszego wahania. I pośród tego krążyła Granger, wbijająca mu sztylet w plecy. Przecież ona nie jest inna, on sobie coś ubzdurał. Jego świat był dalej tak samo ponury, nie miał po co żyć.
  A ona myślała, całą noc. Wiedziała, że Snape był również człowiekiem, ale nie myślała żeby przejmował się jej słowami tak bardzo. Chociaż w pierwszej chwili wydawało jej się, że zobaczyła w jego oczach ból. Ale przecież to musiało być złudzenie. Bo niby dlaczego Mistrz Eliksirów miałby się przejąć słowami jakiejś głupiej Gryfonki?
  Następnego dnia była niestety środa, czyli dzień, w którym zaczynała lekcje bardzo wcześnie. Niewyspanie dawało jej się we znaki, jednak szybko doprowadziła się do porządku i udała na śniadanie, gdzie spotkała swoich przyjaciół, rozmawiających żywo na temat Quidditcha.
  Usiadła obok Ginny i Neville'a i powoli przeżuwała swojego tosta, starając się nie ziewać. Pomyślała sobie, że przydałby się jej jakiś eliksir na niewsypanie albo chociaż porządna kawa, ale na to raczej nie miała co liczyć. Westchnęła więc pod nosem i wstała, bo czekała ją ciężka lekcja u profesor Sprout.
  Kiedy dziewczyna wracała do dormitorium, przechodziła mimochodem obok skrzydła szpitalnego. Nie miała ochoty odwiedzać profesora, bo bała się, że znowu powie coś głupiego, jednak kiedy usłyszała podniesione głosy, nie mogła się powstrzymać. Przystanęła za kolumną i wytężyła słuch.
- Severusie, musimy jej o tym powiedzieć. Wiem, że to będzie trudne, ale nie da się inaczej...
- Nie Dumbledore! Nigdy w życiu nie powinna się o tym dowiedzieć, przecież to nie jest aż tak istotne w jaki sposób Czarny Pan się dowiedział!
- Może tobie się tak wydaje, ale ona pewnie myśli, że to przez ciebie. Nie możemy pozwolić, by nie miała do ciebie zaufania. Będziecie siebie nawzajem potrzebowali w tej wojnie i doskonale o tym wiesz.
- Ale niby jak ty to sobie wyobrażasz? I tak weźmie mnie za kompletnego durnia! Jak mogłem nie zauważyć, że ktoś jest w moim prywatnym gabinecie?
  Hermiona wiedziała doskonale, że chodziło o nią. Postanowiła jednak się oddalić, bo miała niezły mętlik w głowie. Znowu. O czym oni w ogóle mówili? Ktoś był w gabinecie Snape'a? Kiedy? I jaki to miało związek z tym, że Voldemort wie o jej umiejętnościach?
  Setki pytań kłębiły się w jej głowie, a ona nie potrafiła znaleźć na nie odpowiedzi. Wolała chyba tego nie robić, miała już po prostu wszystkiego dosyć. Teraz już rozumiała Harry'ego. Te wszystkie problemy, których ilość tylko rosła. Manipulacje ze strony wszystkich. Nie wiedziała o swoim życiu tyle, ile chciałaby wiedzieć i to przerażało ją najbardziej...

~*~
Zabijcie mnie jak chcecie, ale tak, wróciłam. I nigdy więcej nie opuszczę was na taki okres czasu. To co zrobiłam było naprawdę karygodne i nie wybaczę sobie tego. Serio. Chciałam żeby nie było tutaj takich przerw, ale mam nadzieję, że był to jednorazowy incydent. Teraz podczas wakacji mam o wiele więcej czasu i rozdziały powinny pojawiać się częściej.
Mam jednak nadzieję, że ktoś jeszcze tutaj zagląda, jeśli tak to miło by było gdyby pojawiły się jakiekolwiek komentarze.

sobota, 27 grudnia 2014

Rozdział VIII

  Stanęła przed kamienną chimerą i próbowała przypomnieć sobie ostatnie hasło jakie zadziałało. Nie miała pojęcia co to może być, więc zaczęła próbować wymienić nazwy wszystkich słodyczy, które znała:
- Lukrecjowe pałki! - czekała cierpliwie, ale nic się nie stało, więc spróbowała ponownie - Bombonierki Lesera!
Nadal nic, chimera stała w tym samym miejscu, nie ruszając się nawet o milimetr. Miała nawet dziwaczne wrażenie, że ma kpiący wzrok, taki snape'owski. Otrząsnęła się jednak i rzuciła:
- Cytrynowe dropsy! - na szczęście wtedy się udało, wbiegła na kamienne schody, potykając się o własne nogi i ledwo utrzymując równowagę. Wpadła z rozbiegu, nie próbując nawet pukać.
  Gdy tylko otworzyła drzwi, zaczęła krzyczeć:
- Profesor Snape... On nie może tam dzisiaj iść! Nie sam, niech mnie zabierze ze sobą! On tego nie może zrobić!
  Dopiero wtedy zauważyła, że nie była jedynym gościem dyrektora. Na fotelu przed jego biurkiem siedział nie kto inny, jak wspomniany wcześniej nauczyciel eliksirów. Opierał się wygodnie, najwyraźniej nieświadomy tego, co miało się wydarzyć w najbliższej przyszłości.
- Ekhem... Przepraszam, dobry wieczór dyrektorze, - ukłoniła się lekko starszemu mężczyźnie, po czym skierowała wzrok ku Mistrzowi Eliksirów - profesorze.
   Zaczerwieniła się delikatnie, uświadamiając sobie co właśnie zrobiła. Skierowała wzrok ku posadzce, przyglądając się jej jakby widziała ją pierwszy raz w życiu. Wzięła kilka głębszych oddechów i zdołała spojrzeć na mężczyzn.
  Jak się spodziewała, Snape miał na twarzy swój uśmiech, którego uwielbiał używać, rozmawiając z uczniami. Wyglądało to tak jakby ledwo się powstrzymywał od użycia słów "Masz jeszcze coś mądrego do powiedzenia?". 
  Dyrektor zaś patrzył na nią zaciekawionym wzrokiem, najwyraźniej zaintrygowany jej słowami. Kiedy spojrzała mu w oczy, uśmiechnął się zachęcająco, żeby kontynuowała. Stwierdziła więc, że nie będzie dłużej zwlekać, bo czasu jest coraz mniej.
- Dyrektorze, miałam kolejny sen. Podejrzewam, że dotyczy on dzisiejszej nocy. Był w nim profesor Snape i... Voldemort. To nie było chyba typowe spotkanie, bo nikogo więcej nie widziałam. Voldemort mówił coś o mnie, o tym, że profesor ma mnie zabić, tak jak pana. I... on używał takich okropnych zaklęć, że ja nie mogę na to pozwolić - zwróciła swój wzrok ku Snape'owi, którego twarz nie wyrażała żadnych emocji. - Niech pan tam nie idzie, błagam. A jeśli nie będzie innej możliwości to też chcę iść...
- Nie ma mowy - uciął krótko Snape. - Nigdzie nie pójdziesz i osobiście tego dopilnuję. Myślisz, że nie znosiłem gorszych tortur? Uważasz, że nie jestem do tego przyzwyczajony? Granger, nie pozwolę ci zginąć, zwłaszcza teraz, kiedy okazało się, że twoje sny mogą nam pomóc wygrać tą wojnę. 
- Hermiono, niestety Severus ma rację - odwróciła się z powrotem w stronę Dumbledore'a, w którego oczach był bardzo widoczny smutek. - Nie możemy mu teraz pomóc, będzie musiał znieść te tortury. Jedynym, co możemy uczynić jest zapewnienie mu odpowiedniej opieki medycznej, kiedy wróci. 
- Ale...
- Nie ma żadnego ale, Granger. A teraz idź do siebie i prześpij się trochę, bo jutro o 19 masz się u mnie stawić i nie chcę, żebyś wyglądała i zachowywała się jak trup - odpowiedział Snape, wstając i wskazując jej sugestywnie drzwi. 
  Wstała więc, starając się nie okazać złości, którą wywołała w niej reakcja Snape'a i uśmiechnęła się sztucznie, mrucząc krótkie "Dobranoc.". Była wściekła na nauczyciela eliksirów za to jak ją potraktował. Ona mu powiedziała, że jest gotowa oddać za niego życie, a on jej w podzięce kazał iść do łóżka, bo ma się wyspać. Po prostu super. 
  Wiedziała jednak, że i tak nie ma co liczyć na sen tej nocy. Już teraz bała się o profesora i miała zamiar obserwować błonia, żeby wiedzieć kiedy wróci. To było takie nienormalne, bo przecież kim on dla niej był? Nikim, dokładnie. Jednak czuła się za niego... odpowiedzialna? Poza tym była mu wdzięczna, bo wiedziała, że narażał dla niej życie.
  I wtedy właśnie uświadomiła sobie, że Voldemort musiał się w jakiś sposób dowiedzieć o jej zdolnościach, a wiedziały o tym zaledwie trzy osoby. Ona, Snape i Dumbledore. Dlaczego tak w ogóle Mistrz Eliksirów mu o tym powiedział? Chociaż może nie musiał mówić, w końcu Czarny Pan jest doskonałym legilimentą, a przed takim nie można wszystkiego ukryć. Gdyby profesor w ogóle czegoś takiego spróbował, zdecydowanie byłoby to podejrzane. Musiał mu podsuwać jakieś informacje... Ale czemu akurat to?
  Jej myśli krążyły w bezładzie, nie mając większego sensu. Cały czas wpatrywała się w okno, wyczekując postaci spowitej w czarną szatę. Musiała wiedzieć kiedy wyruszy na tak niebezpieczne spotkanie. Była pewna, że niejeden Ślizgon stchórzyłby w obliczu takiego zagrożenia, ale nie on. Zastanawiało ją czemu tak nienawidził Gryfonów, kiedy w rzeczywistości posiadał tyle cech, które były cnotą Gryffindoru.
  I wtedy go ujrzała. Niewyraźny kształt majaczący w oddali, zbliżający się coraz bardziej do granic antyteleportacyjnych. Przypatrywała mu się aż do ostatniego momentu, kiedy zniknął pośród ciemności.
  Odetchnęła głęboko, uświadamiając sobie, że wstrzymywała oddech i wstała z parapetu. Wiedziała, że w ciągu najbliższej godziny na pewno nie wróci, a jej tyłek wyraźnie dawał znać, że nie lubi zimna. Miała też ochotę udać się za Snape'm, jednak jego słowa ją otrzeźwiły "Nie pozwolę ci zginąć". Nie będzie zmuszała go do jakichkolwiek poświęceń dla niej, a wiedziała, że gdyby się tam z nim udała to on próbowałby ją ochronić, a wtedy oboje by zginęli lub co gorsza ona by przeżyła ze świadomością, że oddał za nią życie.
  Otrząsnęła się z ponurych myśli i westchnęła. Nie miała co ze sobą począć, więc postanowiła udać się na wieżę astronomiczną. Widok tam był piękny, a przy okazji mogła obserwować błonia. Musiała tylko bardzo uważać, by nie zostać przyłapaną, bo jako prefekt naczelna nie powinna dawać takiego przykładu innym.
  Przemknęła się korytarzami niezauważona, stąpając niczym kot. Sama była zdziwiona, że opanowała sztukę cichego poruszania się do takiego stopnia, chociaż po tylu lat spędzonych w towarzystwie chłopaków powinna się już przyzwyczaić.
  Zamknęła za sobą drzwi, starając się, by nie wydały żadnego odgłosu. Udało jej się na szczęście tego dokonać i ze spokojem mogła udać się na górę wieży. Usiadła w pobliżu krawędzi, jednak w bezpiecznej odległości od niej i spojrzała przed siebie.
  Widok zapierał dech w piersiach. Całe błonia były doskonale widoczne, można było dostrzec, w którą stronę poruszają się źdźbła trawy. Zakazany Las majaczał w oddali, stając się o wiele bardziej tajemniczym niż był w rzeczywistości. Nieopodal zaś chatka Hagrida wyglądała niemal komicznie. Hermionie zawsze kojarzyła się ona z przerośniętym ananasem, nie wiedziała nawet do końca dlaczego.
  Najpiękniejsze jednak było jezioro, zdecydowanie. Tafla wody błyszczała w świetle księżyca, niczym niezmącona. Wyglądało naprawdę bajecznie i gdyby dziewczyna nie była taka zmartwiona z pewnością zauważyłaby całe to piękno, jednak ona myślami była już daleko.
  Siedziała tak przez godzinę albo dwie, w całkowitym bezruchu, do momentu gdy coś przykuło jej uwagę. Gdzieś w oddali dostrzegła ruch i po chwili dotarło do niej, że to pewnie Snape wrócił...
  Zbiegła po schodach jak najszybciej się da, nie zwracając już uwagi na to czy ktoś ją usłyszy, czy nie. Wiedziała, że nie ma zbyt wiele czasu i musi dostać się do profesora jak najszybciej. Przebiegła przez całe błonia, rejestrując kątem oka, że zaczyna świtać.
  Przeraziła się, gdy ujrzała Mistrz Eliksirów całego we krwi. Był nieprzytomny, a jego klatka piersiowa unosiła się tyko nieznacznie, tak jakby miała za chwilę przestać się ruszać. Wiedziała jednak, że nie może spanikować. Wyjęła z torby eliksir wspomagający oddychanie i wlała mu go powoli do ust.
  Kiedy dostrzegła rezultaty odetchnęła z ulgą, ale postanowiła, że na tym zakończy swoją pracę z eliksirami. Wolała żeby zajęła się tym pani Pomfrey, tylko gdzie ona była? Przecież Dumbledore mówił o zapewnieniu opieki medycznej, a nie zjawił się nawet po pojawieniu profesora. Gdyby nie ona to zapewne nic nie dałoby się już zrobić.
  Wyjęła więc szybko różdżkę z kieszeni szaty i pomyślała o swoim pierwszym dniu w Hogwarcie, krzycząc:
- Expecto Patronum! - Nie przypuszczacie nawet jak wielkie było jej zdziwienie, kiedy nic się nie stało. Pomyślała więc o tym, jak zaczęła się jej przyjaźń z Ronem i Harrym i spróbowała ponownie. - Expecto Patronum!
  Niestety ukazała się jedynie mgła, która po chwili zniknęła. Dziewczyna zdenerwowała się, bo czas był dla niej bardzo ważny. Postanowiła więc spróbować po raz ostatni. Przypomniała sobie jak udało jej się uratować Snape'a za pierwszym razem i jak bardzo była wtedy szczęśliwa. Uśmiechnęła się, wiedząc już, że jest to odpowiednie wspomnienie i krzyknęła z całą siłą:
- EXPECTO PATRONUM!
  Niebieska wydra podskakiwała szybko, czekając na rozkaz od swojej właścicielki. Ta zaś spojrzała na profesora, upewniając się, czy aby na pewno nadal oddycha, po czym zwróciła się do patronusa:
- Idź do profesora Dumbledore'a i powiedz mu żeby sprowadził panią Pomfrey jak najszybciej pod granicę bariery antyteleportacyjnej. Pospiesz się!
  Dopiero wtedy odetchnęła z ulgą. Wiedziała już, że Snape przeżyje, a to było dla niej w tamtej chwili najważniejsze, reszta nie miała znaczenia.


~*~
Wiem, zawaliłam całkowicie.
Nie mam nawet zamiaru się tłumaczyć, bo nic mnie nie usprawiedliwi. Tak długi okres musieliście czekać na nowy rozdział...
Dlatego OBIECUJĘ wam, że następny pojawi się jeszcze w tym roku, choćby nie wiem co się działo. I mam nadzieję, że to co dodałam jest chociaż zadowalające. ;_;
Poza tym, jesteście niesamowici, jeśli chodzi o wyświetlenia i komentarze. Mówiłam wam to już tysiąc razy, ale powtórzę po raz kolejny - Kocham Was! ♥


piątek, 17 października 2014

Rozdział VII

  Podszedł do niej z zaciętą miną. Co ta głupia dziewucha sobie wyobrażała? Czy nie zdawała sobie sprawy, że mogła stracić przytomność w każdej chwili? Naprawdę zaczynał tracić wiarę w ludzi...
  Od razu wyczuł sok dyniowy. Jego zapach był tak wyraźny, że mógłby przypuszczać, że Granger wypiła co najmniej 2 litry. Przypomniał sobie, że dynia to jeden ze składników maści. Zapewne ta uparta Gryfonka też w jakiś sposób to odkryła i postanowiła zrobić sobie zamiennik.
  Prychnął w duchu, zauważając po raz kolejny całkowity brak jej inteligencji i przywołał szybkim zaklęciem maść. Dostrzegł, że Hermiona praktycznie nie miała już kontaktu z rzeczywistością, więc szybko rozsmarował jej lekarstwo. Po chwili dziewczyna zaczęła wracać do rzeczywistości, a Snape stał nad nią, czekając na to co ma mu do powiedzenia.
  - Panie Profesorze? Co mi się stało? - spojrzała na niego lekko zamroczonymi oczami, jednak po chwili wszystko jej się przypomniało, a jej wzrok zmienił się diametralnie. - Ja... Przepraszam... I dziękuję.
- Przepraszasz? Granger, czy ty gdzieś po drodze nie zgubiłaś mózgu? A może jesteś głucha i nie usłyszałaś kiedy powiedziałem ci wczoraj, że masz stawić się w moim gabinecie? I nie musisz mi dziękować, to niestety mój obowiązek - przy tych słowach wywrócił teatralnie oczami, po czym kontynuował - i gdybym nic nie zrobił to dyrektor zabiłby mnie własnoręcznie. Zejdź mi teraz z oczu i chociaż teraz pamiętaj, żeby przyjść do mnie o 19.
  Hermiona wyszła z gabinetu zastanawiając się nad tym co powiedział jej Mistrz Eliksirów. Uświadomiła sobie, że może rzeczywiście zachowała się nieco nieodpowiedzialnie, ale chciała się zemścić i nie myślała racjonalnie. Spojrzała na swoją rękę z mieszaniną różnych uczuć. Była zła, bo wszystko było tak naprawdę jej winą. Gdyby dobrze zaakcentowała tamto zaklęcie to wszystko było by w porządku...
  Westchnęła ciężko i udała się na kolejną lekcję, którą była Numerologia. Wiedziała, że profesor Vector nienawidzi spóźnień, a z lochów prowadziła całkiem długa droga.
  O tym co działo się potem chyba nawet nie warto opowiadać. Snape trochę pokrzyczał na uczniów, jak to on oczywiście. Kilku pierwszorocznych uciekało przed nim na korytarzach ze strachu... A Hermiona chodziła od klasy do klasy powtarzając materiał i zgłaszając się co chwilę. To nawet dziwne, że ręka jej od tego nie boli.
  W końcu nadeszła godzina 18. Nie, nie pomyliłam się, właśnie o tą godzinę mi chodziło. Wtedy to właśnie panna Granger postanowiła przygotować sobie wszystkie notatki na temat jej snów. [KLIK!]
Starała się też dociec kto w jej rodzinie mógł być czarodziejem, ale o ile się orientowała do tego celu potrzebny był jej bardzo skomplikowany eliksir, którego składniki były okropnie rzadkie, a wykonanie naprawdę trudne. Chciała porozmawiać o tym ze Snape'm, bo stwierdziła, że raczej nie znajdziej innych informacji na ten temat.
  Przez jakieś 10 minut szukała wszystkich kartek i zapisków, aż w końcu udało jej się wszystko zgromadzić. Wtedy to postanowiła się nieco odświeżyć, bo była wykończona po całym dniu lekcji i nawale prac domowych. Wzięła szybki prysznic i stanęła przed lustrem owinięta w puchowy ręcznik. Spojrzała na swoje ociekające jeszcze wodą włosy i postanowiła coś z nimi zrobić. Wzięła do ręki różdżkę, skierowała ją na kosmyk włosów i szepnęła zaklęcie, dzięki któremu stał się idealnie prosty.
Powtórzyła tą czynność kilkakrotnie i gdy osiągnęła pożądany efekt, rozczesała je delikatnie i założyła szaty.
  Jej włosy schły dosyć szybko, więc nie musiała rzucać na nie żadnego zaklęcia, a 5 minut przed 19 stała już przed gabinetem profesora Snape'a. Chciała żeby zobaczył co zrobiła, bo wiedziała, że nie będzie już mógł wypominać jej, że ma szopę na głowie.
  Zapukała do drzwi punktualnie o 19 i po usłyszeniu krótkiego "Wejść", otworzyła drzwi. Snape spojrzał na nią zza biurka i zaniemówił. Hermiona Granger, która zawsze kojarzyła mu się z nieokiełznaną fryzurą, miała proste, ładnie ułożone włosy. Oprócz tego zauważył na jej twarzy delikatny, niemal niewidoczny makijaż i buty na delikatnym obcasie.
  Oczywiście zaraz się zreflektował mówiąc sobie w duchu "Snape, ty stary kretynie, to jest uczennica! W dodatku gryfonka!".
  -Dobry wieczór, profesorze - powiedziała, wchodząc do klasy. Zauważyła, że Mistrz Eliksirów jej się przygląda. Uśmiechnęła się pod nosem, bo jednak osiągnęła swój cel.
- Dla kogo dobry, dla tego dobry - mruknął pod nosem. - Siadaj Granger, pora żebyś przyjęła kolejną dawkę maści.
Od razu posłuchała, nie chcąc po raz kolejny denerwować nauczyciela. Wyciągnęła dłoń, a on delikatnie nałożył na nią sporą ilość maści.
- Musisz chwilę poczekać, dlatego na eliksiry przyjdzie pora później - spojrzał na nią z kpiną, pamiętając o tym, że nie mogła poradzić sobie przy tak łatwym zadaniu jakim była segregacja. - Domyślam się, że szukałaś sposobu na odnalezienie twojego czarodziejskiego przodka, prawda?
- Tak... To prawda. Tylko, że znalazłam jedynie bardzo skomplikowany eliksir i wątpię by udało mi się zdobyć składniki, a tym bardziej go wykonać - spojrzała niepewnie na Snape'a, spodziewając się miny typu "Och jak to możliwe, że Granger czegoś nie potrafi?" i o dziwo nie zastając jej. Nauczyciel patrzył na nią nieprzeniknionym wzrokiem, tak jakby się nad czymś zastanawiał.
- Dziwne, że udało ci się dotrzeć do takich informacji... Wydaje mi się, że jedyne księgi mówiące o tym należą do Działu Ksiąg Zakazanych. A nie wydaje mi się żebyś miała pozwolenie na chodzenie tam...
- Eee... No bo ja tak bardzo chciałam się dowiedzieć, no i nie mogłam się powstrzymać, ale gdyby pan mógł napisać mi pozwolenie to przestałabym łamać regulamin... - przerwała swoją bezsensowną gadaninę, bo uświadomiła sobie co właśnie powiedziała. Snape dający jej pozwolenie? Przecież ona była gryfonką, a on uwielbiał karać gryfonów za łamanie regulaminu! Co jej w ogóle do głowy przyszło? Podniosła swój wzrok i dostrzegła jego lewą brew uniesioną do góry.
- Nie sądzę, by było to konieczne. Możesz po prostu zaprzestać wędrówek do tego działu - mówiąc to zgromił ją wzrokiem i wstał zza swojego biurka.  - A tymczasem myślę, że twoja jesteś już w stanie pisać, dlatego możesz poprawiać błędy ortograficzne w wypracowaniach pierwszorocznych. Oczy już mnie od nich bolą.
- Oczywiście, już poprawiam - mruknęła i zabrała się za tą nudną i mozolną pracę, podczas gdy Snape kreślił i poprawiał różne bezsensowne zdania napisane przez uczniów trzeciego roku.
  W końcu po 2 godzinach pozwolił jej iść do dormitorium, mówiąc, że nie będzie tolerował uczniów chodzących po zamku w czasie ciszy nocnej. Hermiona pożegnała się grzecznie i poszła zmęczona do swojego dormitorium.
  Zaraz po przekroczeniu progu rzuciła notatki w kąt i rzuciła się na łóżko. Była taka zmęczona, że od razu usnęła, nie zważając na to, że cały czas jest w ubraniach. Jej sny początkowo były całkiem normalne. Chodziła po łące ubrana w białą suknię i zbierała kwiaty, potem jeździła na koniu... i nagle obraz zmienił się całkowicie.
  Ukazał jej się Snape, trzymający się za ramię i zaciskający zęby z bólu. Zakładał swoje czarne szaty śmierciożercy, a po chwili przemierzał błonia, zmierzając do bramy, za którą można było się aportować. Widziała jak wchodził do dworu Malfoyów i jak kłaniał się przed Voldemortem. Usłyszała też głos tej wężopodobnej kreatury:
- Severusie... Zawiodłeś mnie! Dziewczyna cały czas jest w Hogwarcie i nadal żyje, tak samo jak Dumbledore!
- Panie... Staram się jak mogę, ale ten stary pożeracz dropsów kazał mi się nią zajmować i przyjąć na staż z eliksirów. Nie mogę jej wyeliminować póki on żyje...
- Powinieneś już sprawić żeby umarł! Crucio!
Przeraźliwy krzyk rozniósł się echem po pomieszczeniu, mieszając z szaleńczym śmiechem Czarnego Pana, a przerażona Hermiona otworzyła oczy.
  Voldemort pragnie jej śmierci, a Snape jej broni, przyjmuje tortury za nią... Musiała mu się jakoś odwdzięczyć. Pospiesznie wstała, rzuciła szybkie zaklęcie odświeżające i pobiegła ile sił w nogach do dyrektora...

~*~

W końcu coś mi się udało napisać. Naprawdę nie chciałam żeby trwało to tak długo. Wielokrotnie zaczynałam już pisanie, ale nigdy nie udawało mi się napisać więcej niż zdanie... Dlatego mam nadzieję, że docenicie to, co teraz udało mi się stworzyć.
Dziękuję wam za ponad 2 tysiące wyświetleń, jesteście genialni, kochani i uwielbiam was po prostu!
Uwielbiam czytać wasze komentarze i jest mi bardzo miło, kiedy widzę, że jest ich aż tak wiele. ♥
Jakoś mam teraz ochotę pisać, więc postaram się napisać gdzieś jakiś rozdzialik na zapas żebyście nie musieli znowu tyle czekać. ^^

piątek, 12 września 2014

Rozdział VI

  Kiedy Mistrz Eliksirów wszedł do pomieszczenia, Gryfonka traciła przytomność. Ostatnim co zarejestrowała był dźwięk otwieranych drzwi. Później odpłynęła w krainę błogiej nieświadomości.
  W tym samym czasie jej skóra na ręce stawała się coraz ciemniejsza. Snape od razu wyjął bezoar i włożył jej do buzi, żeby trucizna nie rozprzestrzeniała się dalej. Teraz w najgorszym wypadku zostanie jej blizna na ręce. Czemu Dumbledore musiał dać mu taką idiotkę? Czasami miał wrażenie, że nawet Weasley byłby lepszy od niej. Westchnął ciężko i rzucił na nią szybkie Wingardium Leviosa, po czym przetransportował ją na kanapę.
  Wrócił do składziku, żeby zastać prawie ukończoną pracę oraz mały bałagan, jakim był rozbity słoik. Zastanawiało go w jaki sposób udało jej się go rozwalić na takie drobne kawałeczki. 
- Accio rękawice ze skóry smoka! - do jego ręki przybyła para grubych rękawic, którymi włożył resztki rośliny znajdujące się na podłodze. Później odstawił słoik na miejsce i spojrzał na drobinki szkła, kierując w tamtą stronę różdżką: - Reparo!
  Zabrał ze sobą maść, która miała za zadanie wyeliminować skutki pozostawione przez niebezpieczną roślinę i udał się do salonu, gdzie leżała Hermiona. Spojrzał na jej rękę z lekkim wstrętem. Pomimo tego, że był Mistrzem Eliksirów i codziennie miał do czynienia z różnymi dziwnymi substancjami, to ciemnoszara skóra nie była przyjemnym widokiem. Zbyt bardzo kojarzyła mu się z Voldemortem...
  Wtarł szybko maść i odstawił ją na miejsce. Stwierdził, że nie ma sensu siedzieć tam i czekać aż Granger się obudzi. Miał dziwaczne poczucie deja vu, kiedy gryfonka leżała nieprzytomna w jego mieszkaniu. Szybko jednak przestał nad tym rozmyślać i wrócił do sprawdzania kartkówek.
  Po kilku minutach Hermiona odzyskała przytomność. Na początku była całkowicie zdezorientowana i nie miała pojęcia co się dzieje, jednak delikatne pieczenie ręki o wszystkim jej przypomniało. Pamiętała ten okropny ból, kiedy ciemiernik dotknął jej skóry. Prawdopodobnie nigdy już tego nie zapomni.
  Z lekkim przestrachem postanowiła zerknąć na swoją rękę, żeby zobaczyć w jakim jest stanie. Ku jej zdziwieniu nie miała tam ogromu czarnej, spalonej skóry, a jedynie szarą i to widocznie opatrzoną.
  Od razu przypomniała sobie także swój pisk i dźwięk otwieranych drzwi. Wiedziała już, że to Snape jej pomógł. Hmmm... Czyli w sumie byli kwita. Ona uratowała jemu życie, on jej... Wiedziała jednak, że będzie ją teraz uważał za całkowitą kretynkę i nie będzie z nią rozmawiał jak z człowiekiem o chociażby przeciętnej inteligencji.
  Wstała powoli, nie chcąc narobić niepotrzebnego hałasu i udała się do gabinetu profesora eliksirów. Otworzyła drzwi i odezwała się głosem na tyle pewnym, na ile było ją stać:
- Dziękuję, panie profesorze... Uratował mi pan życie i niezbyt wiem jak się mam panu odwdzięczyć, bo raczej nie znajdę sposobu. Niemniej jednak jestem panu dozgonnie wdzięczna i chciałabym przeprosić za ten cały kłopot i w ogóle za wszystko...
-Granger, czy ty potrafisz choć przez chwilę siedzieć cicho? Tak trajkoczesz, że słowa nie da się wtrącić. Nie ma za co, możesz już iść. Przyjdź jutro przed lekcjami, musisz dostać jeszcze jedną dawkę maści. A teraz dobranoc, mam dużo pracy - wskazał jej gestem drzwi i skierował w jej stronę swoje przenikliwe spojrzenie.
  -Dobranoc, profesorze - odrzekła ze złością młoda dziewczyna i szybko wyszła. Była na niego okropnie zła. Wiedziała, że tak będzie. Przerwał jej w połowie zdania, bezczelnie komentując jaka to jest gadatliwa i wydając rozkazy niczym jakiejś służącej.
  Ale ona nie będzie posłuszna, znajdzie jakiś sposób żeby zastąpić maść czymś innym. Nie pójdzie do niego choćby nie wiem co, wystarczy jej, że miała z nim tego dnia eliksiry i jeszcze te dodatkowe lekcje. Zdecydowanie zbyt dużo Snape'a jak na jeden dzień...
   W tym samym czacie Mistrz Eliksirów skończył już sprawdzać prace uczniów. Był tak zdenerwowany, a prace tak bezsensowne, że stawiał same Trolle. Ta irytująca Gryfonka nie dość, że była idiotką, to nawet pracy nie umiała skończyć.
  Przypomniał sobie, że nadal nie wie w jaki sposób zraniła sobie rękę. Pewnie w jakiś przygłupi sposób, tak bardzo podobny do gryfonów. Prychnął w duchu i poszedł sprawdzić swoje zapasy. Musiał się upewnić czy niczego nie brakowało, bo już nieraz jego zapasy uszczupliły się przez bandę gryfonów, którzy warzyli nielegalnie eliksiry. A tym razem dał Granger idealny sposób na wykradnięcie czegokolwiek...
  Przejrzał wszystko i ze zdziwieniem stwierdził, że niczego nie brakuje. Może jednak nie była aż taka głupia, co nie zmienia faktu, że poziom jej inteligencji jest znikomy. Sprawdził jeszcze raz zapas maści, którą stosowała Granger i poszedł do swojej sypialni, gdzie oddał się w objęcia Morfeusza.
  Kiedy on smacznie spał, pewna gryfonka poszukiwała w różnych księgach zastępcy tajemniczej maści, której przepis był chyba autorstwa Snape'a, bo nigdy o niej nie słyszała i nie znaleźć tego przepisu. Jedynym co znalazła było to, że dynia może powstrzymywać chwilowo skutki rośliny. Miała nadzieję znaleźć coś innego, bardziej trwalszego, lecz nie udało jej się. W końcu postanowiła wypić hektolitry soku dyniowego i mieć nadzieję, że wystarczy, po czym również odpłynęła w niebyt.
  Następnego dnia poszła na śniadanie w wyśmienitym humorze. Tak jak postanowiła, piła okropnie dużo soku z dyni i nie przejmowała się lekkim pieczeniem ręki, które było podobne do tego zaraz po przebudzeniu w kwaterach Snape'a.
  Spojrzała na niego ukradkiem i widziała jak się jej przygląda. Zignorowała go całkowicie i wróciła do pochłaniania tosta z dżemem malinowym i picia napoju. Po śniadaniu wstała i udała się na pierwsze zajęcia, wiedząc, że Mistrz Eliksirów będzie wściekły.
  Każdy w szkole wiedział, że nie lubił gdy ktoś mu się sprzeciwiał. Niestety zdawała sobie sprawę, że zaraz po transmutacji, jej pierwszej lekcji, czekały na nią eliksiry. Chciała zobaczyć minę Snape'a, który się na nią wścieka.
  Może i był jej nauczycielem, ale ona nie będzie pozwalała się tak traktować i musiał mieć jakąś nauczkę, nawet jeśli jej zachowanie było nieco dziecinne.
  Podczas przemiany królika w kota jej ręka zaczęła jeszcze bardziej piec. Nie zwracała na to zbyt dużej uwagi i uczestniczyła w zajęciach jak gdyby nigdy nic. Co prawda ból wzmagał się, kiedy wykonywała skomplikowane ruchy zranioną ręką, jednak wiedziała, że musi być silna.
  Na przerwie poszła do kuchni i poprosiła skrzaty o kilka szklanek soku i pobiegła do lochów żeby nie spóźnić się na starcie z Nietoperzem. Poprawiła torbę na swoim ramieniu i razem z resztą klasy czekała na rozpoczęcie zajęć.
  Po śniadaniu Snape uważnie obserwował Gryfonkę. Wiedział już, że coś knuje, nie wiedział jeszcze tylko co. Kiedy zobaczył, że dziewczyna wychodzi, sam również opuścił Wielką Salę i udał się do swojego gabinetu. Pamiętał, że miała przyjść po kolejną dawkę maści. Jednak kiedy nie przychodziła, a jego zegarek wskazywał godzinę, o której rozpoczynała zajęcia, Severus był już nieźle wściekły.
  "Głupia, uparta dziewucha. Co ona sobie wyobraża?" - tego typu myśli krążyły w jego głowie również wtedy gdy szedł na zajęcia z siódmą klasą. Doskonale wiedział, że Granger też tam była i to go jeszcze bardziej denerwowało. Już on jej pokaże, że nie warto z nim zadzierać.
  Kiedy otworzył drzwi ich spojrzenia skrzyżowały się, oba były wyzywające. Dziewczyna wyminęła swojego nauczyciela i zajęła standardowe miejsce, uśmiechając się wrednie pod nosem. Wiedziała, że niedługo działanie soku przestanie działać, ale cieszyła się jak na razie tymi chwilami, kiedy nie musiała znosić okropnego pieczenia. Wyjęła podręcznik i wraz z resztą klasy zaczęła warzyć eliksir słodkiego snu.
  Kiedy mieszała po raz kolejny eliksir, zawirowało jej w głowie. Nie była pewna czy to od oparów unoszących się znad kociołka, czy od mocno już bolącej ręki, jednak wiedziała, że nie da dłużej rady. Usiadła więc na chwilę i zaczęła głęboko oddychać. Świat wirował jej przed oczami, a ona starała się uspokoić.
  Snape obserwował ją przez całą lekcję. Był zdziwiony tym, że warzyła eliksir i nic jej nie było. W końcu jednak coś zaczęło się z nią dziać. Podczas trzeciej fazy warzenia zachybotała się lekko, po czym usiadła. Widział, że nie było z nią dobrze, więc powiedział reszcie klasy, że mogą już wyjść.

~*~
Nareszcie udało mi się coś napisać. Zdecydowanie nie lubię szkoły i tej masy nauki, która się z nią wiąże. Dziękuję wam bardzo za komentarze. Jesteście cudowni! <3
Nawet nie wiecie jaką radość sprawiało mi czytanie każdego komentarza. I kiedy nie miałam weny przypominałam sobie jak wiele osób pytało o kolejny rozdział. Może nie jest idealny, ale przynajmniej jest.
Powiem wam szczerze, że nigdy nie liczyłam na taką liczbę wyświetleń, obserwatorów i komentarzy w tak krótkim czasie.

niedziela, 24 sierpnia 2014

Rozdział V

  Wreszcie nastała niedziela, co oznaczało oczywiście wielki rumor w Skrzydle Szpitalnym. Pani Pomfrey musiała przebadać dokładnie Mistrza Eliksirów, po czym pozwoliła mu wrócić do swoich komnat. Wiedziała, że nawet gdyby nie mógł chodzić to w tamten dzień by się stamtąd wyczołgał. Kiedy zamknęły się za nim drzwi, westchnęła cicho i podeszła do ucznia, który właśnie trafił do niej z przeziębieniem...
  Tymczasem Severus Snape przechadzał się powoli korytarzami Hogwartu, rozglądając się na boki. Na szczęście skutki Cruciatusów nie dawały mu się już tak we znaki. Minął Wielką Salę, zauważając, że trwa właśnie kolacja i udał się do swoich lochów. I wtedy dotarło do niego, że już dzisiaj miał mieć pierwszą lekcję z Granger. Przeklął szpetnie i sięgnął po swoje stare notatki. Poszperał trochę, aż w końcu znalazł to czego szukał.
  Położył swoją pracę na temat proroczych snów na biurku, wziął do ręki kawałek pergaminu i napisał swoim starannym pismem krótką notatkę:
 
  Rzucił szybko zaklęcie czasowe* i przywiązał zwitek pergaminu do nóżki sowy, po czym wypuścił ją przez okno. Spojrzał na zegarek i stwierdził, że wystarczy mu czasu na uwarzenie eliksiru pieprzowego dla Pomfrey. Niektórzy mogliby stwierdzić, że był pracoholikiem, ale on po prostu fascynował się eliksirami. Założył swój strój ochronny i zaczął łamać kieł węża... Ale to przecież nie jest ciekawe!
  Jeśli chodzi o pannę Granger to właśnie wychodziła z Wielkiej Sali, kiedy natknęła się na Malfoya i jego bandę. Oczywiście nie obyło się bez złośliwych komentarzy, typu "Wielka Sala tak przepełniła się twoim szlamem, że musisz stamtąd uciekać?" czy też "A gdzie Wiewióra i Bliznowaty? Ach, już wiem! Chowają się, bo boją się Czarnego Pana!".
  Hermiona, jak na damę przystało, uśmiechnęła się pogodnie i wymierzyła Malfoyowi siarczysty policzek, po czym z gracją odeszła do swojego dormitorium. Miała nadzieję, że duma nie pozwoli mu pójść do profesorów. Wiedziała, że w życiu nie przyznałby się do tego, że dziewczyna go uderzyła. Uśmiechnęła się z satysfakcją i poszła do swojego dormitorium. Kiedy otwierała drzwi, pojawiła się przed nią mała płomykówka z drobną karteczką. 
  Zamknęła drzwi, dała sowie jakiś przysmak i przebiegła szybko wzrokiem po kartce. Jej twarz momentalnie zastygła w bezruchu, kiedy zobaczyła podpis. 
- Jak ja mogłam o tym zapomnieć?! - krzyknęła, ciesząc się, że na jej kwatery rzucone jest zaklęcie wyciszające. Była na siebie strasznie zła, bo nie przeczytała jeszcze wszystkiego. I Snape będzie miał powód do nabijania się z niej, po prostu super. Westchnęła głośno i stwierdziła, że nie zdąży zbyt wiele przeczytać, jeśli chce się trochę ogarnąć. Zabrała swoje rzeczy i poszła do łazienki prefektów. 
  Około 2 godziny później była już całkowicie gotowa. Zakręciła włosy przy pomocy różdżki, bo były nie do zniesienia i stały na wszystkie strony. Wrzuciła do swojej torby kilka podręczników do Eliksirów i jedyny wolumin, który udało jej się zdobyć i przeczytać. Nadal jednak nie znała odpowiedzi na kilka pytań, więc denerwowała się. Tak jakby szła na egzamin, nie przygotowując się na niego w ogóle.
  Równo o godzinie 19 zapukała do mahoniowych drzwi, które prowadziły do gabinetu Mistrza Eliksirów. Odpowiedziało jej dosyć głośne "Wchodź, byle szybko". Otworzyła więc drzwi i pośpiesznie je za sobą zamknęła. Nie musiała się rozglądać, była tam całkiem niedawno...
  - Dzień dobry profesorze - powiedziała uprzejmie, po czym poprawiła torbę, która osunęła się z jej ramienia. 
- Siadaj - ruchem wskazał jej krzesło, stojące naprzeciwko jego własnego, po drugiej stronie biurka. - Przynajmniej się nie spóźniłaś... Domyślam się, że Dumbledore już cię o wszystkim poinformował, jednak mimo wszystko powtórzę. Jesteś u mnie na stażu, przez co oczekuję od ciebie, że będziesz używała chociaż odrobiny mózgu, ale nie będziesz się też wymądrzać tak jak lubisz robić to na lekcjach. Każdego wieczoru o tej porze masz się stawiać w moim gabinecie, jeśli mnie nie będzie to na pewno wyślę ci sowę z wiadomością...
  W tym czasie Hermiona ugryzła się w język trzykrotnie, bo wiedziała, że lepiej nie drażnić Snape'a, jeśli miało się z nim spędzić jakiś czas. Spojrzała na niego, słuchając uważnie kiedy mówił. Wiedziała, że każde słowo było dokładnie zaplanowane, zapewne już wcześniej.
 -...A teraz przejdziemy już do tych twoich wizji - prychnął, wypowiadając ostatnie słowo i spojrzał na twarz Gryfonki, zastanawiając się ile wyczytała z tych swoich ogromnych tomiszczy. - Dobra Granger, mów co wiesz. 
- Ech... No więc w księdze, którą czytałam pisali, że takie wizje są bardzo rzadką umiejętnością, która objawia się tylko w wybranych czarodziejskich rodach. Oprócz tego było wiele nieistotnych rzeczy na temat interpretacji snów, w których pojawiają się jedynie symbole. Uznałam jednak, że nie tyczy się to mnie, bo w moim przypadku wszystko było dosłowne. Jednak nadal nie rozumiem jakim cudem posiadam tą umiejętność... - przerwała i zagryzła wargę, zastanawiając się czy powinna wspominać o Czarnej Magii. W końcu uznała jednak, że musiałaby się wtedy tłumaczyć skąd ją miała, a nie chciała dostać kolejnych minusowych punktów.
- Któż by pomyślał, że taki umysł jak twój nie będzie czegoś wiedział - oczywiście nie mógł przepuścić okazji do upokorzenia Gryfona, nie byłby przecież sobą, gdyby tego nie zrobił. - Skoro objawia się w czarodziejskich rodach to znaczy, że miałaś czarodziejskich przodków. Po prostu jakaś twoja prababka albo pradziadek nie mieli czarodziejskich umiejętności. To przecież logiczne, nieprawdaż? 
- Ale co... jak... Nie jestem mugolaczką! Malfoy się mylił przez te wszystkie lata! - początkowy szok, szybko zastąpiła triumfem. Te wszystkie obelgi nawet nie były prawdą. Tak się cieszyła, że zapomniała całkowicie o Snapie, który uśmiechał się kpiąco, patrząc na nią. 
- Nie jesteś mugolaczką, co nie zmienia faktu, że mówiłem coś o używaniu mózgu! Możesz już przestać cieszyć się jak jakaś idiotka, bo ktoś inny się mylił. A teraz mogłabyś łaskawie rozpocząć swój staż. Chodź za mną - wstał zza biurka i skierował się do drzwi, które prowadziły do składzika. - Masz powycierać każdy słoik i zapisywać sobie czego zaczyna brakować i ile należy kupić bądź zebrać. Jak już skończysz to przyjdź do mojego gabinetu.
  Hermiona z przerażeniem spojrzała na wielki regał, cały zapełniony przeróżnymi ingrediencjami. Wiedziała, że szybko tego nie skończy, więc usiadła sobie na chłodnej posadzce, wyjęła różdżkę, pergamin i pióro i zaczęła swoją pracę. 
  Po dwóch godzinach była tak strasznie zmęczona, że źle zaakcentowała zaklęcie przywołujące. Dlatego właśnie słoik z ciemiernikiem czarnym roztrzaskał się na jej dłoni. Szkło wbiło się w jej dłoń, a trująca roślina sprawiała dodatkowy ból. Pisnęła z przerażenia i bólu, po czym wypuściła ciemiernik z dłoni. 
  W tym czasie Snape sprawdzał kartkówki swoich uczniów. Właśnie skreślał całkowicie bezsensowne zdanie, napisane przez jakiegoś puchona, gdy nagle usłyszał przejmujący wrzask. Domyślił się, że pochodził on ze składzika, więc szybko się poderwał i pobiegł w tamtym kierunku. Kiedy otworzył drzwi, zobaczył Granger siedzącą na podłodze z ręką całą we krwi i kawałkami słoika wokół nóg. 
  "Co ona do cholery jasnej zrobiła?" - pomyślał i podszedł bliżej do niej. Schylił się, a to co zobaczył okropnie go przeraziło.

~*~
Hej kochani! 
Jest was tak duużo i bardzo wam za to dziękuję. Nie spodziewałam się, że to co piszę spotka się z takim zainteresowaniem. Mam nadzieję, że wybaczycie mi za przerwanie w takim momencie, ale nie chciałam zbytnio przedłużać rozdziału. Zmieniłam też swoją profilówkę na Bloggerze, więc jeśli ktoś nie widział mojej twarzy, a ciekawiło go jak wyglądam to może teraz podziwiać dzieło mojej kamerki w laptopie. xD 
Niestety niedługo koniec wakacji, więc możliwe, że rozdziały będę dodawała jedynie w weekendy. Oczywiście będę starała się wrzucać też w tygodniu, ale nie zawsze mogę mieć czas, więc proszę was żebyście mi to wybaczyli.
Ach, no i dziękuję za wszystkie komentarze, dzięki nim wiem, że mam dla kogo pisać. <3

* Zaklęcie wymyślone na potrzeby opowiadania