czwartek, 9 lipca 2015

Rozdział IX

  Obudził się w Skrzydle Szpitalnym. Jego głowa bolała niemiłosiernie, a gardło było wyschnięte niczym Sahara. Zamrugał kilkakrotnie, by przyzwyczaić wzrok do dosyć jasnego światła, które wpadało przez okiennice.
  Po chwili uświadomił sobie, że oprócz bolącej głowy dokuczało mu prawie wszystko. Czuł się jakby ktoś wbijał mu nóż w każdą część ciała, by po chwili powoli wyjąć i uczynić to jeszcze raz. Okropne uczucie.
  Spróbował podnieść się delikatnie, jednak nie pozwolił mu na to ostry ton pielęgniarki:
- Nawet nie próbuj tego robić - posłuchał jej, a po chwili usłyszał stukanie obcasów. Podeszła do niego, przyglądając mu się badawczo. - Nie wyglądasz najgorzej, za jakiś tydzień cię wypuszczę. Całe szczęście, że panna Granger cię znalazła...
- CO DO CHOLERY JASNEJ GRANGER TAM ROBIŁA? - wykrzyknął, zastanawiając się odrobinę jakim cudem zdołał cokolwiek powiedzieć. Po chwili dopadł go atak kaszlu, pewnie przez te wrzaski. Ugh, jakie to denerwujące, kiedy wszystko tak cholernie boli.
- Spacerowała chyba... W ogóle jakie to ma znaczenie? I przestań się tak wydzierać, bo oprócz ciebie przebywają tu także inni pacjenci - spojrzała na niego srogo, po czym ostentacyjnie się odwróciła i wyszła.
  Został więc sam na swoim łóżku i chociaż tak bardzo chciało mu się pić, nie miał zamiaru wołać pielęgniarki. Postanowił, że najlepiej będzie jeśli znów zaśnie, jednak nie było mu to dane. W jego głowie wciąż pojawiały się obrazy wymyślnych tortur Czarnego Pana. Do cruciatusów zdążył przywyknąć, ale nie był w stanie wytrzymać tego, jak Voldemort torturował niewinne dzieci, tylko po to by go złamać. Ale oczywiście on utrzymał maskę, bo przecież musiał. Był zmuszony poświęcić życie tych dzieci dla dobra ogółu i to bolało go najbardziej.
  Tak, Severus Snape miał okropne wyrzuty sumienia. Nawet jemu czasem się to zdarza. Czuł się winny tych śmierci, pomimo tego, że nawet gdyby chciał to nie zapobiegł by im, a jedynie pogorszył sytuację. Nie zauważył nawet kiedy ktoś wszedł i usiadł przy jego łóżku. Wpatrywał się cały czas w jeden punkt, widząc przed oczami to przerażenie wymalowane na twarzy i zielony płomień, który kończył wszystko. Otrząsnął się dopiero gdy usłyszał głos:
- Profesorze... Wszystko w porządku? - Oczywiście była to Granger. Nikt inny nie zadawał by takich bezsensownych pytań.
- Oczywiście, że tak, przecież wcale nie leżę tu od kilku dni - odrzekł, odwracając głowę w jej stronę. Zdążył jeszcze dostrzec delikatne rumieńce, zanim ukryła je pod burzą kasztanowych loków. - Mam tylko jedno pytanie... Czemu to robisz?
  Zdziwienie na jej twarzy było nie do opisania, spojrzała na niego i próbowała cokolwiek wyczytać z jego czarnych jak noc oczu, jednak na próżno. 
- Nie mam pojęcia o co panu chodzi, jaa... - chciała zacząć tłumaczyć, że to pytanie było głupie i bezsensowne, ale wtedy jej przerwał.
- Dobrze wiesz o co mi chodzi. Dlaczego wciąż mnie ratujesz? - skierował na nią swój przenikliwy wzrok - Czemu gdy dzieje się ze mną coś złego, ty zawsze tam jesteś?
- Ja... Ekhem, panie profesorze, szanuję pana bardzo i nie chciałabym żeby ktoś tak ważny w tej wojnie zginął - przeklęła się w duchu za to co powiedziała. Przecież wcale tak nie uważała, a on teraz będzie myślał, że jest kolejną osobą, która traktuje go jak broń. - I przepraszam bardzo ale ja eee... muszę iść na szlaban do profesor Sprout, do widzenia!
  I wybiegła, a on znów został sam ze swoimi myślami. Czyli to dlatego mnie chroniła, bo mogłem być przydatny - pomyślał. A miał nadzieję, że choć raz od czasów Lily ktoś się na prawdę o niego martwił... 
  Rozmyślając zasnął, podczas gdy Hermiona zaszyła się w swoim pokoju i wylewała hektolitry łez. Raz po raz wyrzucała sobie, że wszystko zniszczyła. Rzecz jasna nie miała szlabanu, wymyśliła to na poczekaniu, bo nie chciała powiedzieć czegoś jeszcze głupszego. Czemu ona w ogóle nie używa mózgu?
  Jego sny wciąż nawiedzała jedna ponura myśl. Wiedział, że nie jest już człowiekiem. Jego serce umarło, a wszyscy traktowali go jak przedmiot, maszynę do zabijania. W jego wspomnieniach krążyły mugolskie dzieci, tak okrutnie torturowane i zabijane, śmierciożercy, którzy zabijali bez najmniejszego wahania. I pośród tego krążyła Granger, wbijająca mu sztylet w plecy. Przecież ona nie jest inna, on sobie coś ubzdurał. Jego świat był dalej tak samo ponury, nie miał po co żyć.
  A ona myślała, całą noc. Wiedziała, że Snape był również człowiekiem, ale nie myślała żeby przejmował się jej słowami tak bardzo. Chociaż w pierwszej chwili wydawało jej się, że zobaczyła w jego oczach ból. Ale przecież to musiało być złudzenie. Bo niby dlaczego Mistrz Eliksirów miałby się przejąć słowami jakiejś głupiej Gryfonki?
  Następnego dnia była niestety środa, czyli dzień, w którym zaczynała lekcje bardzo wcześnie. Niewyspanie dawało jej się we znaki, jednak szybko doprowadziła się do porządku i udała na śniadanie, gdzie spotkała swoich przyjaciół, rozmawiających żywo na temat Quidditcha.
  Usiadła obok Ginny i Neville'a i powoli przeżuwała swojego tosta, starając się nie ziewać. Pomyślała sobie, że przydałby się jej jakiś eliksir na niewsypanie albo chociaż porządna kawa, ale na to raczej nie miała co liczyć. Westchnęła więc pod nosem i wstała, bo czekała ją ciężka lekcja u profesor Sprout.
  Kiedy dziewczyna wracała do dormitorium, przechodziła mimochodem obok skrzydła szpitalnego. Nie miała ochoty odwiedzać profesora, bo bała się, że znowu powie coś głupiego, jednak kiedy usłyszała podniesione głosy, nie mogła się powstrzymać. Przystanęła za kolumną i wytężyła słuch.
- Severusie, musimy jej o tym powiedzieć. Wiem, że to będzie trudne, ale nie da się inaczej...
- Nie Dumbledore! Nigdy w życiu nie powinna się o tym dowiedzieć, przecież to nie jest aż tak istotne w jaki sposób Czarny Pan się dowiedział!
- Może tobie się tak wydaje, ale ona pewnie myśli, że to przez ciebie. Nie możemy pozwolić, by nie miała do ciebie zaufania. Będziecie siebie nawzajem potrzebowali w tej wojnie i doskonale o tym wiesz.
- Ale niby jak ty to sobie wyobrażasz? I tak weźmie mnie za kompletnego durnia! Jak mogłem nie zauważyć, że ktoś jest w moim prywatnym gabinecie?
  Hermiona wiedziała doskonale, że chodziło o nią. Postanowiła jednak się oddalić, bo miała niezły mętlik w głowie. Znowu. O czym oni w ogóle mówili? Ktoś był w gabinecie Snape'a? Kiedy? I jaki to miało związek z tym, że Voldemort wie o jej umiejętnościach?
  Setki pytań kłębiły się w jej głowie, a ona nie potrafiła znaleźć na nie odpowiedzi. Wolała chyba tego nie robić, miała już po prostu wszystkiego dosyć. Teraz już rozumiała Harry'ego. Te wszystkie problemy, których ilość tylko rosła. Manipulacje ze strony wszystkich. Nie wiedziała o swoim życiu tyle, ile chciałaby wiedzieć i to przerażało ją najbardziej...

~*~
Zabijcie mnie jak chcecie, ale tak, wróciłam. I nigdy więcej nie opuszczę was na taki okres czasu. To co zrobiłam było naprawdę karygodne i nie wybaczę sobie tego. Serio. Chciałam żeby nie było tutaj takich przerw, ale mam nadzieję, że był to jednorazowy incydent. Teraz podczas wakacji mam o wiele więcej czasu i rozdziały powinny pojawiać się częściej.
Mam jednak nadzieję, że ktoś jeszcze tutaj zagląda, jeśli tak to miło by było gdyby pojawiły się jakiekolwiek komentarze.