sobota, 27 grudnia 2014

Rozdział VIII

  Stanęła przed kamienną chimerą i próbowała przypomnieć sobie ostatnie hasło jakie zadziałało. Nie miała pojęcia co to może być, więc zaczęła próbować wymienić nazwy wszystkich słodyczy, które znała:
- Lukrecjowe pałki! - czekała cierpliwie, ale nic się nie stało, więc spróbowała ponownie - Bombonierki Lesera!
Nadal nic, chimera stała w tym samym miejscu, nie ruszając się nawet o milimetr. Miała nawet dziwaczne wrażenie, że ma kpiący wzrok, taki snape'owski. Otrząsnęła się jednak i rzuciła:
- Cytrynowe dropsy! - na szczęście wtedy się udało, wbiegła na kamienne schody, potykając się o własne nogi i ledwo utrzymując równowagę. Wpadła z rozbiegu, nie próbując nawet pukać.
  Gdy tylko otworzyła drzwi, zaczęła krzyczeć:
- Profesor Snape... On nie może tam dzisiaj iść! Nie sam, niech mnie zabierze ze sobą! On tego nie może zrobić!
  Dopiero wtedy zauważyła, że nie była jedynym gościem dyrektora. Na fotelu przed jego biurkiem siedział nie kto inny, jak wspomniany wcześniej nauczyciel eliksirów. Opierał się wygodnie, najwyraźniej nieświadomy tego, co miało się wydarzyć w najbliższej przyszłości.
- Ekhem... Przepraszam, dobry wieczór dyrektorze, - ukłoniła się lekko starszemu mężczyźnie, po czym skierowała wzrok ku Mistrzowi Eliksirów - profesorze.
   Zaczerwieniła się delikatnie, uświadamiając sobie co właśnie zrobiła. Skierowała wzrok ku posadzce, przyglądając się jej jakby widziała ją pierwszy raz w życiu. Wzięła kilka głębszych oddechów i zdołała spojrzeć na mężczyzn.
  Jak się spodziewała, Snape miał na twarzy swój uśmiech, którego uwielbiał używać, rozmawiając z uczniami. Wyglądało to tak jakby ledwo się powstrzymywał od użycia słów "Masz jeszcze coś mądrego do powiedzenia?". 
  Dyrektor zaś patrzył na nią zaciekawionym wzrokiem, najwyraźniej zaintrygowany jej słowami. Kiedy spojrzała mu w oczy, uśmiechnął się zachęcająco, żeby kontynuowała. Stwierdziła więc, że nie będzie dłużej zwlekać, bo czasu jest coraz mniej.
- Dyrektorze, miałam kolejny sen. Podejrzewam, że dotyczy on dzisiejszej nocy. Był w nim profesor Snape i... Voldemort. To nie było chyba typowe spotkanie, bo nikogo więcej nie widziałam. Voldemort mówił coś o mnie, o tym, że profesor ma mnie zabić, tak jak pana. I... on używał takich okropnych zaklęć, że ja nie mogę na to pozwolić - zwróciła swój wzrok ku Snape'owi, którego twarz nie wyrażała żadnych emocji. - Niech pan tam nie idzie, błagam. A jeśli nie będzie innej możliwości to też chcę iść...
- Nie ma mowy - uciął krótko Snape. - Nigdzie nie pójdziesz i osobiście tego dopilnuję. Myślisz, że nie znosiłem gorszych tortur? Uważasz, że nie jestem do tego przyzwyczajony? Granger, nie pozwolę ci zginąć, zwłaszcza teraz, kiedy okazało się, że twoje sny mogą nam pomóc wygrać tą wojnę. 
- Hermiono, niestety Severus ma rację - odwróciła się z powrotem w stronę Dumbledore'a, w którego oczach był bardzo widoczny smutek. - Nie możemy mu teraz pomóc, będzie musiał znieść te tortury. Jedynym, co możemy uczynić jest zapewnienie mu odpowiedniej opieki medycznej, kiedy wróci. 
- Ale...
- Nie ma żadnego ale, Granger. A teraz idź do siebie i prześpij się trochę, bo jutro o 19 masz się u mnie stawić i nie chcę, żebyś wyglądała i zachowywała się jak trup - odpowiedział Snape, wstając i wskazując jej sugestywnie drzwi. 
  Wstała więc, starając się nie okazać złości, którą wywołała w niej reakcja Snape'a i uśmiechnęła się sztucznie, mrucząc krótkie "Dobranoc.". Była wściekła na nauczyciela eliksirów za to jak ją potraktował. Ona mu powiedziała, że jest gotowa oddać za niego życie, a on jej w podzięce kazał iść do łóżka, bo ma się wyspać. Po prostu super. 
  Wiedziała jednak, że i tak nie ma co liczyć na sen tej nocy. Już teraz bała się o profesora i miała zamiar obserwować błonia, żeby wiedzieć kiedy wróci. To było takie nienormalne, bo przecież kim on dla niej był? Nikim, dokładnie. Jednak czuła się za niego... odpowiedzialna? Poza tym była mu wdzięczna, bo wiedziała, że narażał dla niej życie.
  I wtedy właśnie uświadomiła sobie, że Voldemort musiał się w jakiś sposób dowiedzieć o jej zdolnościach, a wiedziały o tym zaledwie trzy osoby. Ona, Snape i Dumbledore. Dlaczego tak w ogóle Mistrz Eliksirów mu o tym powiedział? Chociaż może nie musiał mówić, w końcu Czarny Pan jest doskonałym legilimentą, a przed takim nie można wszystkiego ukryć. Gdyby profesor w ogóle czegoś takiego spróbował, zdecydowanie byłoby to podejrzane. Musiał mu podsuwać jakieś informacje... Ale czemu akurat to?
  Jej myśli krążyły w bezładzie, nie mając większego sensu. Cały czas wpatrywała się w okno, wyczekując postaci spowitej w czarną szatę. Musiała wiedzieć kiedy wyruszy na tak niebezpieczne spotkanie. Była pewna, że niejeden Ślizgon stchórzyłby w obliczu takiego zagrożenia, ale nie on. Zastanawiało ją czemu tak nienawidził Gryfonów, kiedy w rzeczywistości posiadał tyle cech, które były cnotą Gryffindoru.
  I wtedy go ujrzała. Niewyraźny kształt majaczący w oddali, zbliżający się coraz bardziej do granic antyteleportacyjnych. Przypatrywała mu się aż do ostatniego momentu, kiedy zniknął pośród ciemności.
  Odetchnęła głęboko, uświadamiając sobie, że wstrzymywała oddech i wstała z parapetu. Wiedziała, że w ciągu najbliższej godziny na pewno nie wróci, a jej tyłek wyraźnie dawał znać, że nie lubi zimna. Miała też ochotę udać się za Snape'm, jednak jego słowa ją otrzeźwiły "Nie pozwolę ci zginąć". Nie będzie zmuszała go do jakichkolwiek poświęceń dla niej, a wiedziała, że gdyby się tam z nim udała to on próbowałby ją ochronić, a wtedy oboje by zginęli lub co gorsza ona by przeżyła ze świadomością, że oddał za nią życie.
  Otrząsnęła się z ponurych myśli i westchnęła. Nie miała co ze sobą począć, więc postanowiła udać się na wieżę astronomiczną. Widok tam był piękny, a przy okazji mogła obserwować błonia. Musiała tylko bardzo uważać, by nie zostać przyłapaną, bo jako prefekt naczelna nie powinna dawać takiego przykładu innym.
  Przemknęła się korytarzami niezauważona, stąpając niczym kot. Sama była zdziwiona, że opanowała sztukę cichego poruszania się do takiego stopnia, chociaż po tylu lat spędzonych w towarzystwie chłopaków powinna się już przyzwyczaić.
  Zamknęła za sobą drzwi, starając się, by nie wydały żadnego odgłosu. Udało jej się na szczęście tego dokonać i ze spokojem mogła udać się na górę wieży. Usiadła w pobliżu krawędzi, jednak w bezpiecznej odległości od niej i spojrzała przed siebie.
  Widok zapierał dech w piersiach. Całe błonia były doskonale widoczne, można było dostrzec, w którą stronę poruszają się źdźbła trawy. Zakazany Las majaczał w oddali, stając się o wiele bardziej tajemniczym niż był w rzeczywistości. Nieopodal zaś chatka Hagrida wyglądała niemal komicznie. Hermionie zawsze kojarzyła się ona z przerośniętym ananasem, nie wiedziała nawet do końca dlaczego.
  Najpiękniejsze jednak było jezioro, zdecydowanie. Tafla wody błyszczała w świetle księżyca, niczym niezmącona. Wyglądało naprawdę bajecznie i gdyby dziewczyna nie była taka zmartwiona z pewnością zauważyłaby całe to piękno, jednak ona myślami była już daleko.
  Siedziała tak przez godzinę albo dwie, w całkowitym bezruchu, do momentu gdy coś przykuło jej uwagę. Gdzieś w oddali dostrzegła ruch i po chwili dotarło do niej, że to pewnie Snape wrócił...
  Zbiegła po schodach jak najszybciej się da, nie zwracając już uwagi na to czy ktoś ją usłyszy, czy nie. Wiedziała, że nie ma zbyt wiele czasu i musi dostać się do profesora jak najszybciej. Przebiegła przez całe błonia, rejestrując kątem oka, że zaczyna świtać.
  Przeraziła się, gdy ujrzała Mistrz Eliksirów całego we krwi. Był nieprzytomny, a jego klatka piersiowa unosiła się tyko nieznacznie, tak jakby miała za chwilę przestać się ruszać. Wiedziała jednak, że nie może spanikować. Wyjęła z torby eliksir wspomagający oddychanie i wlała mu go powoli do ust.
  Kiedy dostrzegła rezultaty odetchnęła z ulgą, ale postanowiła, że na tym zakończy swoją pracę z eliksirami. Wolała żeby zajęła się tym pani Pomfrey, tylko gdzie ona była? Przecież Dumbledore mówił o zapewnieniu opieki medycznej, a nie zjawił się nawet po pojawieniu profesora. Gdyby nie ona to zapewne nic nie dałoby się już zrobić.
  Wyjęła więc szybko różdżkę z kieszeni szaty i pomyślała o swoim pierwszym dniu w Hogwarcie, krzycząc:
- Expecto Patronum! - Nie przypuszczacie nawet jak wielkie było jej zdziwienie, kiedy nic się nie stało. Pomyślała więc o tym, jak zaczęła się jej przyjaźń z Ronem i Harrym i spróbowała ponownie. - Expecto Patronum!
  Niestety ukazała się jedynie mgła, która po chwili zniknęła. Dziewczyna zdenerwowała się, bo czas był dla niej bardzo ważny. Postanowiła więc spróbować po raz ostatni. Przypomniała sobie jak udało jej się uratować Snape'a za pierwszym razem i jak bardzo była wtedy szczęśliwa. Uśmiechnęła się, wiedząc już, że jest to odpowiednie wspomnienie i krzyknęła z całą siłą:
- EXPECTO PATRONUM!
  Niebieska wydra podskakiwała szybko, czekając na rozkaz od swojej właścicielki. Ta zaś spojrzała na profesora, upewniając się, czy aby na pewno nadal oddycha, po czym zwróciła się do patronusa:
- Idź do profesora Dumbledore'a i powiedz mu żeby sprowadził panią Pomfrey jak najszybciej pod granicę bariery antyteleportacyjnej. Pospiesz się!
  Dopiero wtedy odetchnęła z ulgą. Wiedziała już, że Snape przeżyje, a to było dla niej w tamtej chwili najważniejsze, reszta nie miała znaczenia.


~*~
Wiem, zawaliłam całkowicie.
Nie mam nawet zamiaru się tłumaczyć, bo nic mnie nie usprawiedliwi. Tak długi okres musieliście czekać na nowy rozdział...
Dlatego OBIECUJĘ wam, że następny pojawi się jeszcze w tym roku, choćby nie wiem co się działo. I mam nadzieję, że to co dodałam jest chociaż zadowalające. ;_;
Poza tym, jesteście niesamowici, jeśli chodzi o wyświetlenia i komentarze. Mówiłam wam to już tysiąc razy, ale powtórzę po raz kolejny - Kocham Was! ♥