środa, 30 listopada 2016

Rozdział XI

  Krzątanina w Wielkiej Sali trwała w najlepsze. Wszędzie chodzili nauczyciele z dyniami, pajęczynami i różnymi tego typu rzeczami. Prawie wszyscy uczniowie szeptali podekscytowani Balem Przebierańców, który miał się odbyć w tym roku. Każdy, oprócz jednej Gryfonki, która wylegiwała się w swoim dormitorium, czytając jakąś nudną książkę.
  Tak, Hermiona Granger całkowicie zapomniała o tym, że już dzisiaj jest Noc Duchów. Siedziała sobie jak gdyby nigdy nic na łóżku, trzymając w dłoniach książkę cięższą od niej samej. I pewnie spędziłaby tak cały dzień gdyby nie usłyszała pukania do drzwi. Była lekko poirytowana faktem, że ktoś przerwał jej czytanie. Skrzywiła się więc i powiedziała całkiem głośne "Proszę!".
  Do pokoju wszedł z kpiącym uśmiechem Severus Snape. Jego słowa były przesycone jadem:
- Och, czyżby panna Granger nie wybierała się na dzisiejszy bal? Jakie to przykre. - Jego wargi wykrzywiły się w jeszcze bardziej pogardliwym grymasie, widząc, że ta nie do końca chyba wie o co chodzi.- Ale nie po to tu przyszedłem. Musimy ustalić godziny naszych dodatkowych zajęć.
  Dziewczyna w duchu przeklinała się, że zapomniała o wszystkim. Szczerze to nawet nie miała wielkiej ochoty na ten cały bal, ale jako prefekt naczelna powinna wykazać jakiekolwiek zainteresowanie. Cholera jasna. Zaraz jednak skupiła się na tym, co mówił nauczyciel.
- Mhm, ma pan jakieś propozycje? - Spojrzała na nauczyciela, starając się nie myśleć o tym jak bardzo denerwował ją jego sposób bycia. Był taki severusowaty. Ugh.
- Pomyślałem, że mogłyby się odbywać codziennie o 18, od jutra - skrzywił się na samą myśl przebywania takiej ilości czasu w towarzystwie tej przeklętej Gryfonki.
- Oczywiście, jak dla mnie nie ma problemu. Mam przygotować jakieś notatki? - Starała się być opanowana i nie dać wyprowadzić się z równowagi. Miała jakiś zły humor i w sumie to denerwowało ją wszystko, a sposób bycia nauczyciela nie pomagał jej wcale w zachowywaniu się przyjaźnie.
- Będziemy bazować na moich notatkach, wydaje mi się, że są wystarczająco dokładne i twoje nie będą potrzebne - użył swojego uśmiechu numer 214 i wyszedł, łopocząc swoimi obszernymi szatami, rzucając w progu jeszcze krótkie słowa pożegnania.
  Gryfonka zacisnęła wargi w wąską linię żeby nie wydać warknięcia, które bardzo chciało wydostać się z jej ust. Westchnęła ciężko i poszła do łazienki, żeby ogarnąć swoje niesforne włosy. W końcu musiała iść do tej Wielkiej Sali i pomóc innym uczniom. Czasami denerwowało ją bycie Prefekt Naczelną, ale no cóż, musi spełniać swoje obowiązki.
  Zeszła na dół, upominając po drodze kilku pierwszaków, którzy byli tak podekscytowani, że zapominali o zakazie biegania na schodach. Powinni pamiętać, że te schody są ruchome i w pewnym momencie mogą po prostu spaść jeśli będą biec nie zwracając uwagi na to co mają pod nogami.
  Kiedy już dotarła na miejsce, od razu usłyszała znajomy głos nauczycielki Transmutacji.
- No nareszcie Hermiono! Gdzieś ty się podziewała przez cały ranek? - spojrzała na uczennicę, jednak kiedy ta otworzyła usta, by się jakoś usprawiedliwić, przerwała jej. - Zresztą nieważne, mamy jeszcze dużo pracy. Zaraz ci przydzielę twoje zadania.
  Spojrzała na jakieś swoje notatki, mruknęła pod nosem coś o kompletnie niezorganizowanych pierwszakach ze Slytherinu, a później na jej usta wypłynął szeroki uśmiech.
- Mam! Udasz się za godzinę razem z Terrym Bottem, Hanną Abbott i Draco Malfoyem do Hogsmeade. Będziecie musieli przyprowadzić tutaj zespół Brzdękających Skrzatów, który ma dzisiaj występować. Nie byli jeszcze nigdy w Hogwarcie, a jak wiadomo nie może tutaj przybyć nikt, kto nie zna dokładnego adresu - powiedziała profesorka, po czym skierowała się w stronę trzecioklasistów rozwieszających pajęczyny nad schodami. Nagle jednak odwróciła się i dodała - Ach, a dla bezpieczeństwa pójdzie z wami profesor Snape. To chyba wszystko, powodzenia! - I już jej nie było.
  Hermiona postanowiła więc przez tą godzinę pomóc uczniom w ich zadaniach. Podpowiedziała pierwszakom, że wystarczy użyć zwykłego Wingardium Leviosa, zamiast wchodzenia sobie na plecy, nauczyła jakąś dziewczynę z Hufflepuffu jak używać różdżki żeby nie zrobić sobie krzywdy i tak czas minął jej w mgnieniu oka.
  Już po chwili stała przy drzwiach wejściowych, czekając na resztę. Z racji, że październik był dosyć chłodny tego roku, założyła bardzo gruby szalik, zza którego widać było praktycznie tylko jej oczy. Wiedziała, że nie będzie to najmilszy wypad do Hogsmeade, bo osobnik taki jak Draco Malfoy raczej nie zamierza zakopywać toporu wojennego.
  Mimo wszystko nie chciała psuć sobie humoru bardziej, niż do tej pory. A mogło być tak pięknie. Niedokończona "Historia warzenia eliksirów" zdawała się krzyczeć do niej z pokoju. No ale nie, musiała iść do durnego Hogsmeade. Właściwie to nie miała pojęcia po co idzie ich aż tyle. Nie wystarczyłoby gdyby sam Snape po nich poszedł?
  - Profesor Snape, panno Granger. - Nie była pewna, czy dobrze usłyszała, jednak kiedy się odwróciła ze zgrozą stwierdziła, że stoi za nią nie kto inny, a obiekt jej rozmyślań. No tak, pewnie mruczała sobie pod nosem. Musiała zacząć to kontrolować do cholery! - I uwierz mi, też nie mam ochoty się tam wybierać, ale nie narzekam jak dziecko, któremu rodzice nie chcieli kupić nowej miotły!
- Przepraszam, profesorze - mruknęła, po czym zaczęła się rozglądać. Skoro Mistrz Eliksirów już się pojawił, to niedługo powinni pojawić się także pozostali.
  Długo nie trzeba było czekać. Już po chwili pojawiła się Hanna, a zaraz za nią Terry. Oboje uśmiechali się szeroko, od ucha do ucha.
- Dzień dobry, panie profesorze! - wyrzucił wesoło Terry. - Cześć Hermiono - dorzucił, spoglądając na nią i puszczając oczko.
  Hanna również się przywitała i byli już prawie w komplecie. "Prawie, bo oczywiście panicz Slytherinu nie jest w stanie przyjść na czas" - myślała Gryfonka, tym razem jednak uważając by nie powiedzieć nic na głos.
  Godzina, o której mieli się spotkać minęła jakiś kwadrans temu, a oni nadal stali w tym miejscu, czekając na tego zadufanego w sobie dupka. Szczerze, to gdyby nie fakt, że jest to całkowicie niekulturalne i niehermionowate to z pewnością z jej ust wypłynęłoby kilka niecenzuralnych słów.
  Profesor Snape już otwierał usta, chcąc powiedzieć, że wygląda na to, iż wybierzemy się w okrojonym składzie, gdy nagle ze schodów zbiegł osobnik, na którego wszyscy czekali.
- O, już jesteście? No cóż, myślałem, że będę pierwszy - spojrzał po wszystkich, po czym parsknął śmiechem, gdy zobaczył Hermionę. - No, no Granger, muszę ci powiedzieć, że chociaż raz się stosownie ubrałaś. Przynajmniej nie musimy patrzeć na twoją szlamowatą twarz.
- Panie Malfoy, myślę, że może pan sobie darować te uszczypliwości - odparował mu Mistrz Eliksirów. - Lepiej ruszajmy, bo nie zdążymy na czas. Niestety ktoś opóźnił naszą wyprawę - mówiąc te słowa, patrzył z przyganą na wychowanka swojego domu.
  Hermiona miała już coś odpysknąć na temat komentarza odnośnie jej wyglądu, jednak szybko porzuciła ten pomysł. Jak to mówią "Nie tyka się gówna, bo zaczyna śmierdzieć.", dlatego postanowiła nie zwracać najmniejszej uwagi na zaczepki.
  Szli więc w ciszy, co rusz pociągając nosami. Było naprawdę zimno, a wiatr był tak niesamowicie mocny, że czasami traciło się równowagę. Droga do Hogsmeade chyba jeszcze nigdy żadnemu z nich nie dłużyła się tak bardzo, jak w tamtym momencie.
  Kiedy w końcu po mozolnej wędrówce udało im się dotrzeć do Trzech Mioteł byli na prawdę zmęczeni. Okazało się, że do spotkania z zespołem pozostało im jeszcze pół godziny, dlatego zdjęli wierzchnie peleryny i usiedli przy stołach, zamawiając uprzednio kremowe piwo.
  Hermiona usiadła przy stoliku sama, ponieważ na jej oko Terry i Hanna nie potrzebowali towarzystwa, jeśli wiecie o co mi chodzi. Natomiast Malfoya wolała omijać szerokim łukiem. Siedziała więc, sącząc powoli swój napój, gdy nagle usłyszała:
- Ej, Granger!
  Merlinie, niech mnie sto hipogryfów kopnie, czy ten dupek nie może sobie darować? Stał przed nią ze swoim kpiarskim uśmiechem i patrzył na nią z góry.
- Czego chcesz, Malfoy?
- Sprawdzałem tylko czy żyjesz, bo wyglądałaś trochę jakby Dumbledore tańczył w stroju striptizerki na środku sali - odpowiedział jej, parskając śmiechem, a ona zaczęła sobie liczyć do 10. Fakt, że może się zamyśliła, ale patrzyła się w jeden punkt przez niecałą minutę. Każdemu się takie coś zdarza!
- A co cię to w ogóle obchodzi? Panicza Jestem-Uczulony-Na-Brudną-Krew rusza to czy szlama żyje? Aleś ty zabawny - odpysknęła mu i wróciła do swojego piwa.
- Właściwie to nie powinno mnie to chyba obchodzić, - tutaj zrobił chwilę, przerwy po czym dodał - a może jednak? Hmm, zastanów się.
  W jej myślach od razu zaświeciła się czerwona lampka. Postanowiła jednak, że nie da tego po sobie w żaden sposób poznać.
- Nie Malfoy, nie powinno, a teraz czy mógłbyś łaskawie nie zasłaniać mi widoku? Chciałabym zobaczyć kiedy przyjdą Skrzaty - odwarknęła mu w odpowiedzi.
  Nagle znikąd, zresztą jak zawsze, pojawił się profesor Snape, łopocząc swoimi szatami. Najwyraźniej usłyszał ostatnie zdanie, bo powiedział.
- Draco, nie szukaj zaczepki i posłuchaj panny Granger - powiedział bardzo wolno i wyraźnie, cedząc każde słowo.
  Ślizgon spojrzał się na nauczyciela, po czym skinął głową i odszedł do pobliskiego stolika. Natomiast Severus prześwidrował dziewczynę wzrokiem, jakby chciał dać jej do zrozumienia, że muszą o tym porozmawiać, a następnie dosiadł się do chłopaka.
  Chwilę później w pubie pojawili się oczekiwani muzycy, do których poszedł Snape. Porozmawiał z nimi, a potem wszyscy wyszli na zewnątrz i udali się w drogę powrotną. Pogoda nadal była okropna, dlatego wszyscy szli zakryci jak tylko się da. Nie odzywali się więc zbyt wiele, aby nie tracić cennego ciepła.
  Liście, które leżały na drodze były dosyć śliskie, z racji, że niedawno padał deszcz, dlatego wędrówka w butach na obcasie jakie założyła Hanna była na pewno nieprzyjemna. Byli gdzieś w połowie drogi, kiedy dziewczyna zaczęła narzekać, że nie może dalej iść, bo nogi jej odpadną.
  Mistrz Eliksirów był wyraźnie zdenerwowany i kiedy już otwierał usta, by coś powiedzieć, odezwała się Hermiona:
- Poczekaj sekundę... - pomyślała chwilkę. - Jak to było? Ach, Laksomorfio!*
  Botki Hanny zaświeciły się, a dziewczyna chwilę później straciła swoje dodatkowe centymetry, które dostarczały jej obcasy.
- Jejku, dzięki Hermiono! - rzuciła jej się na szyję, przytulając ją i niemal skacząc z radości. Obejrzała kilka razy swoje "nowe" buty i przytuliła ją jeszcze raz.
- Dobra, dosyć tych czułości - warknął Snape. - Zaraz się spóźnimy i gwarantuję, że reszta uczniów nie będzie zadowolona.
  Przyspieszyli więc kroku i za jakieś pół godziny byli już na schodach prowadzących do wejścia. Z przejściem przez bariery ochronne nie było większego problemu. Przekroczyli próg szkoły, a zewsząd powitały ich pajęczyny, gdzieś obok pojawił się Krwawy Baron rechocząc upiornie, a nad ich głowami latały nietoperze.
  Wyglądało to naprawdę fantastycznie, jednak panna Granger mimo wszystko wolałaby spędzić ten wieczór na czytaniu. Wiedziała jednak, że nawet jakby chciała to nie będzie mogła tego zrobić, chociażby dlatego, że wszędzie będzie niesamowicie głośno, a ona nie cierpi hałasu. Nie może się wtedy w ogóle skupić na czytanym tekście.
- Wy -  Mistrz Eliksirów spojrzał na czwórkę prefektów - możecie już iść. A panów zapraszam do Wielkiej Sali - wskazał drogę Brzdękającym Skrzatom i już ich nie było.
  Gryfonka postanowiła iść do dormitorium i poszukać czegoś co mogłaby na siebie założyć. Zapomniała o jakimkolwiek kostiumie i teraz będzie musiała pobawić się transmutacją składnikową, no super. Odwróciła się, żeby udać się w swoją stronę, gdy nagle usłyszała:
- Ej, Granger! Za kogo się przebierasz w tym roku? Trelawney? - usłyszała głos Malfoya, a jej policzki od razu zrobiły się czerwone. Nie wiedziała, czemu aż tak ją dzisiaj denerwował. Chyba zbliżał jej się okres, będzie musiała iść do Hogsmeade kupić sobie magi-podpaski.
- A ty? Przebierasz się za pajaca? W sumie, nie musiałbyś wydawać pieniędzy na kostium - odpowiedziała i ruszyła w zamierzonym wcześniej kierunku, ignorując całkowicie komentarze Malfoya w stylu "Głupia szlama.".
  Dotarła do swojego pokoju i otworzyła szafę. To co się tam znajdowało z pewnością nie pasowało na dzisiejszą okazję. Duże swetry, mocno porozciągane. Jakieś sukienki, które były bardzo pstrokate, kolorowe i w dodatku za małe. Dziewczyna westchnęła głośno, wyciągnęła jakieś czarne rzeczy i postanowiła, że przebierze się za czarną wdowę. Jakoś tak, było to pierwsze co przyszło jej na myśl.
  Rzucała właśnie zaklęcie na swoją starą spódnicę, o 3 rozmiary za małą, kiedy nagle w jej okno zastukał dorodny puchacz. Otworzyła mu, a ptak od razu odleciał, wiedziała więc, że nie oczekiwał na odpowiedź. List, a raczej notatka brzmiała następująco:
"Granger, 20:00 w moim gabinecie. Kartka spali się za 10 sekund."
  Taa, zapowiada się cudowny wieczór...


~*~
Hej, cześć i czołem, kluski z rosołem!
Wiem, że nie było mnie bardzo długo i jest to niewybaczalne. Sama sobie nie mogę tego wybaczyć. Jednak tym razem na prawdę postaram się, żeby takie przerwy więcej nie wystąpiły. Obiecałam sobie, że tą historię doprowadzę do końca - i choćby się waliło, paliło - zrobię to.
Dzisiaj oddaję w wasze ręce najdłuższy do tej pory rozdział, mam nadzieję, że wam się spodoba. No i oczywiście, że licznie go przeczytacie.
Proszę was też bardzo o komentarze - naprawdę nic nie daje takiej satysfakcji jak one.