Hermiona otworzyła oczy, rozglądając się, nie wiedząc początkowo gdzie się znajduje. W końcu jednak jej umysł zaczął pracować, uświadomiła sobie, że obudziło ją zaklęcie, które rzuciła na Mistrza Eliksirów. Czym prędzej zerwała się z łóżka i pobiegła do pokoju obok. Od razu było widać, że coś jest nie tak, profesor rzucał się po łóżku i mamrotał sobie coś pod nosem.
Gryfonka chwilę potem była już przy jego łóżku i rzucała zaklęcie, które miało sprawdzić temperaturę. Kiedy nad leżącym pokazał się rezultat zaklęcia, zaklęła siarczyście. 40 stopni… Cholera, nie jest dobrze…
Wiedziała, że nie może mu podać kolejnego eliksiru, bo jego organizm przyjął ich już bardzo wiele w ciągu ostatniej doby. Przypomniała więc sobie jak jej mama radziła sobie w sytuacjach, gdy to ona leżała chora z gorączką. Transmutowała jakąś szmatkę, która leżała na stoliku nocnym i zamoczyła ją w wodzie, również wyczarowanej. Miała nadzieje, że zimne kompresy pomogą, jej zawsze pomagały…
Na szczęście w przypadku Snape’a nie było inaczej. Po około pół godziny gorączka nieco zelżała, temperatura wynosiła 37 stopni, więc spokojnie można było powiedzieć, że sytuacja opanowana…
Granger westchnęła głęboko. Nigdy by nie przypuszczała, że kiedyś jej sny będą się spełniać... Ach, gdyby to jeszcze były przyjemne sny... Ale nie, to musiał być jeden z największych koszmarów. Przypomniała sobie tą niezliczoną ilość Cruciatusów. Jaki on był silny… I jak wiele wycierpiał… Nikt nie powinien przez to przechodzić, nieważne jakie grzechy popełnił w przeszłości.
Upewniła się jeszcze, że z profesorem wszystko w porządku i wróciła do “swojego” łóżka. Też była zmęczona, chociaż nie tak bardzo jak on. Jednak podawanie tych wszystkich eliksirów nie jest wcale łatwe. Usnęła bardzo szybko, na szczęście nic złego jej się nie śniło.
Tym razem przespała tą krótką resztę nocy, która jej została i weszła do pokoju Mistrza Eliksirów. Nadal spał, jednak ona wiedziała, że musi już iść do siebie. Inaczej wywołałaby niepotrzebne plotki…
Wiedziała, że zaklęcie monitorujące nadal działa, więc o to nie bała się zbytnio. Co prawda miała jeszcze porozmawiać o szlabanie, jednak domyślała się, że kiedy Snape się obudzi, nie będzie raczej zadowolony, że nie opuściła jeszcze jego kwater.
Wymknęła się więc najciszej jak potrafiła i udała się do swojego pokoju prefekt naczelnej. Rozglądała się po korytarzach, które mijała, jednak nikogo nie dostrzegła… Jak dobrze, że wszyscy nadal spali.
Kiedy była już na odpowiednim piętrze, podała szybko hasło i wpadła do pokoju, tak żeby nikt nie zauważył jej wchodzącej o tej porze do własnego mieszkania. Spojrzała na zegarek, z ulgą stwierdzając, że właśnie o tej godzinie zazwyczaj się budziła. Czyli nie miała zbytniego opóźnienia. Ogarnęła się całkiem szybko, nie licząc włosów, bo z nimi musiała się trochę namęczyć. Posiadanie loków nie jest wcale zawsze takie przyjemne…
Chwilę przed 8 pakowała książki do torby, robiła ostatnie poprawki w fryzurze i kiedy miała otwierać drzwi, usłyszała pukanie. Otworzyła, nieco zdziwiona, bo nikt nie przychodził do niej tak wcześnie.
Jej oczom ukazała się dosyć wysoka postura dyrektora. Kiedy pierwszy szok minął, co stało się oczywiście szybko, z uśmiechem przywitała dyrektora:
- Dzień dobry, dyrektorze! Co pana do mnie sprowadza? - spytała, przepuszczając Dumbledore’a w drzwiach.
- Och, dzień dobry, panno Granger - uśmiechnął się do niej dobrodusznie, jak zwykł robić podczas wszelakich rozmów. - Chciałem cię o coś spytać… Widziałem, że dzisiaj w nocy profesor Snape odjął Gryffindorowi trochę punktów, a ty jako prefekt naczelna masz oczywiście dostęp do informacji za jakie przewinienie. Jako dyrektor również takie informacje posiadam, więc chciałbym wiedzieć, co było tak ważne, żeby najlepsza uczennica Hogwartu od czasów Roweny Ravenclaw szwędała się samotnie po korytarzach.
- Wie pan, właśnie się do pana wybierałam w tej sprawie, ale myślę, że… - nagle gwałtownie przerwała, bo zaklęcie monitorujące dało o sobie znać. - Myślę, że teraz powinniśmy iść jak najszybciej do profesora Snape’a.
Z tymi słowami wybiegła z pokoju, dając mu znak, by podążał za nią. Nie zwracała nawet uwagi na mijających ją uczniów, liczyło się tylko to, żeby dotrzeć do kwater Mistrza Eliksirów. Od tego mogło zależeć jego życie…
Wpadła do pokoju, spoglądając z przerażeniem na bladą twarz profesora, a później na dyrektora, który właśnie mijał ostatni zakręt…
Nie mogła dłużej czekać - podbiegła do niego i z przerażeniem stwierdziła, że jego klatka unosi się bardzo wolno, a po chwili zamiera w całkowitym bez ruchu. Wiedziała, że aktualnie żadne zaklęcia i eliksiry nie pomogą, bo przyjął ich byt wiele. Jedynym wyjściem były mugolskie sposoby. Tak bardzo się w tym momencie cieszyła, że tak uważała na zajęciach z pierwszej pomocy.
Uciskała jego klatkę, odliczając aż doszła do 30. Nie skutkowało… Z zaskakującą śmiałością przyłożyła usta do jego ust i wykonała dwa oddechy. Później znowu wróciła do uciskania klatki… I w końcu z ulgą stwierdziła, że oddycha.
Odetchnęła głęboko, po czym spojrzała na twarz dyrektora. Dostrzegła na niej wielki szok i zmartwienie. Domyślała się, że zapewne widział coś co mogła przypominać pocałunek… I na pewno martwił się o Mistrza Eliksirów. Zwróciła się do niego, upewniając się, że jej głos nie będzie wyrażał żadnych emocji:
- Czy mógłby pan udać się z profesorem Snape’m do Skrzydła Szpitalnego? Chciałabym zdążyć jeszcze na śniadanie, a niedługo mam lekcje - była z siebie bardzo dumna. Udało jej się zapanować nad głosem. - Ach, jeśli chodzi o te punkty… to po prostu udałam się na nocną przechadzkę do Działu Ksiąg Zakazanych.
I uciekła z tych komnat. Udała się do Wielkiej Sali, szła spokojnie, wcale nie wracając uwagi na to, że cały czas czuła na swoich ustach wargi jej profesora. Usiadła przy stole Gryfonów, ostatnio było jej tak dziwnie pusto. Brakowało jej chłopaków, którzy szukali horkruksów. Trochę żałowała, że tylko ona użyła Zmieniacza Czasu, ale wiedziała, że Ron by sobie nie poradził z takim podwójnym życiem, a Harry musiał być w pełni skupiony. Poza tym, gdyby był w Hogwarcie, nie byłby bezpieczny.
Zjadła śniadanie w towarzystwie Ginny, bo od kiedy nie było chłopaków zdążyła się z nią zaprzyjaźnić. Później spojrzała na swój plan i zobaczyła, że ma teraz Obronę przed Czarną Magią. Była ciekawa, kto je poprowadzi. W końcu stwierdziła, że nie ma co dumać, trzeba się przekonać! Dopiła swój sok dyniowy, pożegnała się z Ginny i razem z grupką Gryfonów z jej roku udała się do sali OpCM.
Jak się okazało, w sali znajdował się sam dyrektor. Lekcja była oczywiście ciekawa, a gryfoni zarobili wiele cennych punktów. Nie wyjaśnił uczniom, czemu nie ma ich profesora. Właściwie to nie byli chyba nawet ciekawi.
Później lekcje przebiegały swoim zwyczajnym torem. Zaklęcia, które prowadził jak zwykle profesor Flitwick były tak samo interesujące jak zawsze. Uczyli się zaklęć ochronnych, a mianowicie Cave Inimicum i Salvio Hexia. Oczywiście zaklęcia nie były wcale łatwe, w końcu to klasa kończąca w tym roku swoją edukację w Hogwarcie. Na szczęście jednak całkiem dobrze im poszło, a klasa zaklęć jest teraz najprawdopodobniej najbardziej zabezpieczoną salą lekcyjną.
Następna była transmutacja… Ach, te przemiany wody. Nic niezwykłego, komu niby podczas wojny przyda się umiejętność zamiany pary wodnej w lód?
Niedługo potem lekcje w końcu dobiegły końca, a ona po obiedzie poszła do swojego pokoju. Chciała przez jakiś czas odpocząć. A potem odwiedzi profesora Snape’a. Nie wiadomo z jakiego powodu, ale czuje się za niego odpowiedzialna.
Przez godzinę odrabiała prace domowe - więcej czasu nie potrzebowała. Później poprawiła makijaż i fryzurę, by następnie udać się do Skrzydła Szpitalnego.
Stanęła pod drzwiami i wtedy usłyszała głosy… Należały bez wątpienia do dyrektora i Mistrza Eliksirów. Wprawdzie nie lubiła podsłuchiwać, no ale jak już nadarzyła się okazja… Zza drzwi nie było tego tak dobrze słychać, ale wyłapała kilka słów dyrektora:
- Ona… musisz z nią… dodatkowe lekcje… - i wtedy przerwał mu głośny ryk Snape;a:
Gryfonka chwilę potem była już przy jego łóżku i rzucała zaklęcie, które miało sprawdzić temperaturę. Kiedy nad leżącym pokazał się rezultat zaklęcia, zaklęła siarczyście. 40 stopni… Cholera, nie jest dobrze…
Wiedziała, że nie może mu podać kolejnego eliksiru, bo jego organizm przyjął ich już bardzo wiele w ciągu ostatniej doby. Przypomniała więc sobie jak jej mama radziła sobie w sytuacjach, gdy to ona leżała chora z gorączką. Transmutowała jakąś szmatkę, która leżała na stoliku nocnym i zamoczyła ją w wodzie, również wyczarowanej. Miała nadzieje, że zimne kompresy pomogą, jej zawsze pomagały…
Na szczęście w przypadku Snape’a nie było inaczej. Po około pół godziny gorączka nieco zelżała, temperatura wynosiła 37 stopni, więc spokojnie można było powiedzieć, że sytuacja opanowana…
Granger westchnęła głęboko. Nigdy by nie przypuszczała, że kiedyś jej sny będą się spełniać... Ach, gdyby to jeszcze były przyjemne sny... Ale nie, to musiał być jeden z największych koszmarów. Przypomniała sobie tą niezliczoną ilość Cruciatusów. Jaki on był silny… I jak wiele wycierpiał… Nikt nie powinien przez to przechodzić, nieważne jakie grzechy popełnił w przeszłości.
Upewniła się jeszcze, że z profesorem wszystko w porządku i wróciła do “swojego” łóżka. Też była zmęczona, chociaż nie tak bardzo jak on. Jednak podawanie tych wszystkich eliksirów nie jest wcale łatwe. Usnęła bardzo szybko, na szczęście nic złego jej się nie śniło.
Tym razem przespała tą krótką resztę nocy, która jej została i weszła do pokoju Mistrza Eliksirów. Nadal spał, jednak ona wiedziała, że musi już iść do siebie. Inaczej wywołałaby niepotrzebne plotki…
Wiedziała, że zaklęcie monitorujące nadal działa, więc o to nie bała się zbytnio. Co prawda miała jeszcze porozmawiać o szlabanie, jednak domyślała się, że kiedy Snape się obudzi, nie będzie raczej zadowolony, że nie opuściła jeszcze jego kwater.
Wymknęła się więc najciszej jak potrafiła i udała się do swojego pokoju prefekt naczelnej. Rozglądała się po korytarzach, które mijała, jednak nikogo nie dostrzegła… Jak dobrze, że wszyscy nadal spali.
Kiedy była już na odpowiednim piętrze, podała szybko hasło i wpadła do pokoju, tak żeby nikt nie zauważył jej wchodzącej o tej porze do własnego mieszkania. Spojrzała na zegarek, z ulgą stwierdzając, że właśnie o tej godzinie zazwyczaj się budziła. Czyli nie miała zbytniego opóźnienia. Ogarnęła się całkiem szybko, nie licząc włosów, bo z nimi musiała się trochę namęczyć. Posiadanie loków nie jest wcale zawsze takie przyjemne…
Chwilę przed 8 pakowała książki do torby, robiła ostatnie poprawki w fryzurze i kiedy miała otwierać drzwi, usłyszała pukanie. Otworzyła, nieco zdziwiona, bo nikt nie przychodził do niej tak wcześnie.
Jej oczom ukazała się dosyć wysoka postura dyrektora. Kiedy pierwszy szok minął, co stało się oczywiście szybko, z uśmiechem przywitała dyrektora:
- Dzień dobry, dyrektorze! Co pana do mnie sprowadza? - spytała, przepuszczając Dumbledore’a w drzwiach.
- Och, dzień dobry, panno Granger - uśmiechnął się do niej dobrodusznie, jak zwykł robić podczas wszelakich rozmów. - Chciałem cię o coś spytać… Widziałem, że dzisiaj w nocy profesor Snape odjął Gryffindorowi trochę punktów, a ty jako prefekt naczelna masz oczywiście dostęp do informacji za jakie przewinienie. Jako dyrektor również takie informacje posiadam, więc chciałbym wiedzieć, co było tak ważne, żeby najlepsza uczennica Hogwartu od czasów Roweny Ravenclaw szwędała się samotnie po korytarzach.
- Wie pan, właśnie się do pana wybierałam w tej sprawie, ale myślę, że… - nagle gwałtownie przerwała, bo zaklęcie monitorujące dało o sobie znać. - Myślę, że teraz powinniśmy iść jak najszybciej do profesora Snape’a.
Z tymi słowami wybiegła z pokoju, dając mu znak, by podążał za nią. Nie zwracała nawet uwagi na mijających ją uczniów, liczyło się tylko to, żeby dotrzeć do kwater Mistrza Eliksirów. Od tego mogło zależeć jego życie…
Wpadła do pokoju, spoglądając z przerażeniem na bladą twarz profesora, a później na dyrektora, który właśnie mijał ostatni zakręt…
Nie mogła dłużej czekać - podbiegła do niego i z przerażeniem stwierdziła, że jego klatka unosi się bardzo wolno, a po chwili zamiera w całkowitym bez ruchu. Wiedziała, że aktualnie żadne zaklęcia i eliksiry nie pomogą, bo przyjął ich byt wiele. Jedynym wyjściem były mugolskie sposoby. Tak bardzo się w tym momencie cieszyła, że tak uważała na zajęciach z pierwszej pomocy.
Uciskała jego klatkę, odliczając aż doszła do 30. Nie skutkowało… Z zaskakującą śmiałością przyłożyła usta do jego ust i wykonała dwa oddechy. Później znowu wróciła do uciskania klatki… I w końcu z ulgą stwierdziła, że oddycha.
Odetchnęła głęboko, po czym spojrzała na twarz dyrektora. Dostrzegła na niej wielki szok i zmartwienie. Domyślała się, że zapewne widział coś co mogła przypominać pocałunek… I na pewno martwił się o Mistrza Eliksirów. Zwróciła się do niego, upewniając się, że jej głos nie będzie wyrażał żadnych emocji:
- Czy mógłby pan udać się z profesorem Snape’m do Skrzydła Szpitalnego? Chciałabym zdążyć jeszcze na śniadanie, a niedługo mam lekcje - była z siebie bardzo dumna. Udało jej się zapanować nad głosem. - Ach, jeśli chodzi o te punkty… to po prostu udałam się na nocną przechadzkę do Działu Ksiąg Zakazanych.
I uciekła z tych komnat. Udała się do Wielkiej Sali, szła spokojnie, wcale nie wracając uwagi na to, że cały czas czuła na swoich ustach wargi jej profesora. Usiadła przy stole Gryfonów, ostatnio było jej tak dziwnie pusto. Brakowało jej chłopaków, którzy szukali horkruksów. Trochę żałowała, że tylko ona użyła Zmieniacza Czasu, ale wiedziała, że Ron by sobie nie poradził z takim podwójnym życiem, a Harry musiał być w pełni skupiony. Poza tym, gdyby był w Hogwarcie, nie byłby bezpieczny.
Zjadła śniadanie w towarzystwie Ginny, bo od kiedy nie było chłopaków zdążyła się z nią zaprzyjaźnić. Później spojrzała na swój plan i zobaczyła, że ma teraz Obronę przed Czarną Magią. Była ciekawa, kto je poprowadzi. W końcu stwierdziła, że nie ma co dumać, trzeba się przekonać! Dopiła swój sok dyniowy, pożegnała się z Ginny i razem z grupką Gryfonów z jej roku udała się do sali OpCM.
Jak się okazało, w sali znajdował się sam dyrektor. Lekcja była oczywiście ciekawa, a gryfoni zarobili wiele cennych punktów. Nie wyjaśnił uczniom, czemu nie ma ich profesora. Właściwie to nie byli chyba nawet ciekawi.
Później lekcje przebiegały swoim zwyczajnym torem. Zaklęcia, które prowadził jak zwykle profesor Flitwick były tak samo interesujące jak zawsze. Uczyli się zaklęć ochronnych, a mianowicie Cave Inimicum i Salvio Hexia. Oczywiście zaklęcia nie były wcale łatwe, w końcu to klasa kończąca w tym roku swoją edukację w Hogwarcie. Na szczęście jednak całkiem dobrze im poszło, a klasa zaklęć jest teraz najprawdopodobniej najbardziej zabezpieczoną salą lekcyjną.
Następna była transmutacja… Ach, te przemiany wody. Nic niezwykłego, komu niby podczas wojny przyda się umiejętność zamiany pary wodnej w lód?
Niedługo potem lekcje w końcu dobiegły końca, a ona po obiedzie poszła do swojego pokoju. Chciała przez jakiś czas odpocząć. A potem odwiedzi profesora Snape’a. Nie wiadomo z jakiego powodu, ale czuje się za niego odpowiedzialna.
Przez godzinę odrabiała prace domowe - więcej czasu nie potrzebowała. Później poprawiła makijaż i fryzurę, by następnie udać się do Skrzydła Szpitalnego.
Stanęła pod drzwiami i wtedy usłyszała głosy… Należały bez wątpienia do dyrektora i Mistrza Eliksirów. Wprawdzie nie lubiła podsłuchiwać, no ale jak już nadarzyła się okazja… Zza drzwi nie było tego tak dobrze słychać, ale wyłapała kilka słów dyrektora:
- Ona… musisz z nią… dodatkowe lekcje… - i wtedy przerwał mu głośny ryk Snape;a:
- NIE BĘDĘ MIAŁ DODATKOWYCH LEKCJI Z HERMIONĄ GRANGER!
~*~
Mam nadzieję, że się spodoba. Starałam się oddać rozdział w wasze ręce jak najszybciej, więc jego długość nie jest powalająca, ale nie jest też taki krótki. Ach, no i tym zachowaniem na końcu chciałam wam udowodnić, że naprawdę nie będzie cukierkowo.
Poza tym, jeżeli przesadziłam gdzieś w jakimś momencie, to wszystko przez 50 twarzy Greya! Ta seria mnie uzależnia...
Liczę na to, że pod dzisiejszym rozdziałem również pojawią się komentarze, bo dzięki nim moja wena jest taka aktywna.
Ach, no i oczywiście gdybyście zauważyli jakieś pomyłki - piszcie. Jeżeli przeczytaliście notkę po prawej stronie bloga, to wiecie, że rozdziały nie są betowane. A w końcu ja jestem człowiekiem, więc błędy mogły się wkraść.