piątek, 12 września 2014

Rozdział VI

  Kiedy Mistrz Eliksirów wszedł do pomieszczenia, Gryfonka traciła przytomność. Ostatnim co zarejestrowała był dźwięk otwieranych drzwi. Później odpłynęła w krainę błogiej nieświadomości.
  W tym samym czasie jej skóra na ręce stawała się coraz ciemniejsza. Snape od razu wyjął bezoar i włożył jej do buzi, żeby trucizna nie rozprzestrzeniała się dalej. Teraz w najgorszym wypadku zostanie jej blizna na ręce. Czemu Dumbledore musiał dać mu taką idiotkę? Czasami miał wrażenie, że nawet Weasley byłby lepszy od niej. Westchnął ciężko i rzucił na nią szybkie Wingardium Leviosa, po czym przetransportował ją na kanapę.
  Wrócił do składziku, żeby zastać prawie ukończoną pracę oraz mały bałagan, jakim był rozbity słoik. Zastanawiało go w jaki sposób udało jej się go rozwalić na takie drobne kawałeczki. 
- Accio rękawice ze skóry smoka! - do jego ręki przybyła para grubych rękawic, którymi włożył resztki rośliny znajdujące się na podłodze. Później odstawił słoik na miejsce i spojrzał na drobinki szkła, kierując w tamtą stronę różdżką: - Reparo!
  Zabrał ze sobą maść, która miała za zadanie wyeliminować skutki pozostawione przez niebezpieczną roślinę i udał się do salonu, gdzie leżała Hermiona. Spojrzał na jej rękę z lekkim wstrętem. Pomimo tego, że był Mistrzem Eliksirów i codziennie miał do czynienia z różnymi dziwnymi substancjami, to ciemnoszara skóra nie była przyjemnym widokiem. Zbyt bardzo kojarzyła mu się z Voldemortem...
  Wtarł szybko maść i odstawił ją na miejsce. Stwierdził, że nie ma sensu siedzieć tam i czekać aż Granger się obudzi. Miał dziwaczne poczucie deja vu, kiedy gryfonka leżała nieprzytomna w jego mieszkaniu. Szybko jednak przestał nad tym rozmyślać i wrócił do sprawdzania kartkówek.
  Po kilku minutach Hermiona odzyskała przytomność. Na początku była całkowicie zdezorientowana i nie miała pojęcia co się dzieje, jednak delikatne pieczenie ręki o wszystkim jej przypomniało. Pamiętała ten okropny ból, kiedy ciemiernik dotknął jej skóry. Prawdopodobnie nigdy już tego nie zapomni.
  Z lekkim przestrachem postanowiła zerknąć na swoją rękę, żeby zobaczyć w jakim jest stanie. Ku jej zdziwieniu nie miała tam ogromu czarnej, spalonej skóry, a jedynie szarą i to widocznie opatrzoną.
  Od razu przypomniała sobie także swój pisk i dźwięk otwieranych drzwi. Wiedziała już, że to Snape jej pomógł. Hmmm... Czyli w sumie byli kwita. Ona uratowała jemu życie, on jej... Wiedziała jednak, że będzie ją teraz uważał za całkowitą kretynkę i nie będzie z nią rozmawiał jak z człowiekiem o chociażby przeciętnej inteligencji.
  Wstała powoli, nie chcąc narobić niepotrzebnego hałasu i udała się do gabinetu profesora eliksirów. Otworzyła drzwi i odezwała się głosem na tyle pewnym, na ile było ją stać:
- Dziękuję, panie profesorze... Uratował mi pan życie i niezbyt wiem jak się mam panu odwdzięczyć, bo raczej nie znajdę sposobu. Niemniej jednak jestem panu dozgonnie wdzięczna i chciałabym przeprosić za ten cały kłopot i w ogóle za wszystko...
-Granger, czy ty potrafisz choć przez chwilę siedzieć cicho? Tak trajkoczesz, że słowa nie da się wtrącić. Nie ma za co, możesz już iść. Przyjdź jutro przed lekcjami, musisz dostać jeszcze jedną dawkę maści. A teraz dobranoc, mam dużo pracy - wskazał jej gestem drzwi i skierował w jej stronę swoje przenikliwe spojrzenie.
  -Dobranoc, profesorze - odrzekła ze złością młoda dziewczyna i szybko wyszła. Była na niego okropnie zła. Wiedziała, że tak będzie. Przerwał jej w połowie zdania, bezczelnie komentując jaka to jest gadatliwa i wydając rozkazy niczym jakiejś służącej.
  Ale ona nie będzie posłuszna, znajdzie jakiś sposób żeby zastąpić maść czymś innym. Nie pójdzie do niego choćby nie wiem co, wystarczy jej, że miała z nim tego dnia eliksiry i jeszcze te dodatkowe lekcje. Zdecydowanie zbyt dużo Snape'a jak na jeden dzień...
   W tym samym czacie Mistrz Eliksirów skończył już sprawdzać prace uczniów. Był tak zdenerwowany, a prace tak bezsensowne, że stawiał same Trolle. Ta irytująca Gryfonka nie dość, że była idiotką, to nawet pracy nie umiała skończyć.
  Przypomniał sobie, że nadal nie wie w jaki sposób zraniła sobie rękę. Pewnie w jakiś przygłupi sposób, tak bardzo podobny do gryfonów. Prychnął w duchu i poszedł sprawdzić swoje zapasy. Musiał się upewnić czy niczego nie brakowało, bo już nieraz jego zapasy uszczupliły się przez bandę gryfonów, którzy warzyli nielegalnie eliksiry. A tym razem dał Granger idealny sposób na wykradnięcie czegokolwiek...
  Przejrzał wszystko i ze zdziwieniem stwierdził, że niczego nie brakuje. Może jednak nie była aż taka głupia, co nie zmienia faktu, że poziom jej inteligencji jest znikomy. Sprawdził jeszcze raz zapas maści, którą stosowała Granger i poszedł do swojej sypialni, gdzie oddał się w objęcia Morfeusza.
  Kiedy on smacznie spał, pewna gryfonka poszukiwała w różnych księgach zastępcy tajemniczej maści, której przepis był chyba autorstwa Snape'a, bo nigdy o niej nie słyszała i nie znaleźć tego przepisu. Jedynym co znalazła było to, że dynia może powstrzymywać chwilowo skutki rośliny. Miała nadzieję znaleźć coś innego, bardziej trwalszego, lecz nie udało jej się. W końcu postanowiła wypić hektolitry soku dyniowego i mieć nadzieję, że wystarczy, po czym również odpłynęła w niebyt.
  Następnego dnia poszła na śniadanie w wyśmienitym humorze. Tak jak postanowiła, piła okropnie dużo soku z dyni i nie przejmowała się lekkim pieczeniem ręki, które było podobne do tego zaraz po przebudzeniu w kwaterach Snape'a.
  Spojrzała na niego ukradkiem i widziała jak się jej przygląda. Zignorowała go całkowicie i wróciła do pochłaniania tosta z dżemem malinowym i picia napoju. Po śniadaniu wstała i udała się na pierwsze zajęcia, wiedząc, że Mistrz Eliksirów będzie wściekły.
  Każdy w szkole wiedział, że nie lubił gdy ktoś mu się sprzeciwiał. Niestety zdawała sobie sprawę, że zaraz po transmutacji, jej pierwszej lekcji, czekały na nią eliksiry. Chciała zobaczyć minę Snape'a, który się na nią wścieka.
  Może i był jej nauczycielem, ale ona nie będzie pozwalała się tak traktować i musiał mieć jakąś nauczkę, nawet jeśli jej zachowanie było nieco dziecinne.
  Podczas przemiany królika w kota jej ręka zaczęła jeszcze bardziej piec. Nie zwracała na to zbyt dużej uwagi i uczestniczyła w zajęciach jak gdyby nigdy nic. Co prawda ból wzmagał się, kiedy wykonywała skomplikowane ruchy zranioną ręką, jednak wiedziała, że musi być silna.
  Na przerwie poszła do kuchni i poprosiła skrzaty o kilka szklanek soku i pobiegła do lochów żeby nie spóźnić się na starcie z Nietoperzem. Poprawiła torbę na swoim ramieniu i razem z resztą klasy czekała na rozpoczęcie zajęć.
  Po śniadaniu Snape uważnie obserwował Gryfonkę. Wiedział już, że coś knuje, nie wiedział jeszcze tylko co. Kiedy zobaczył, że dziewczyna wychodzi, sam również opuścił Wielką Salę i udał się do swojego gabinetu. Pamiętał, że miała przyjść po kolejną dawkę maści. Jednak kiedy nie przychodziła, a jego zegarek wskazywał godzinę, o której rozpoczynała zajęcia, Severus był już nieźle wściekły.
  "Głupia, uparta dziewucha. Co ona sobie wyobraża?" - tego typu myśli krążyły w jego głowie również wtedy gdy szedł na zajęcia z siódmą klasą. Doskonale wiedział, że Granger też tam była i to go jeszcze bardziej denerwowało. Już on jej pokaże, że nie warto z nim zadzierać.
  Kiedy otworzył drzwi ich spojrzenia skrzyżowały się, oba były wyzywające. Dziewczyna wyminęła swojego nauczyciela i zajęła standardowe miejsce, uśmiechając się wrednie pod nosem. Wiedziała, że niedługo działanie soku przestanie działać, ale cieszyła się jak na razie tymi chwilami, kiedy nie musiała znosić okropnego pieczenia. Wyjęła podręcznik i wraz z resztą klasy zaczęła warzyć eliksir słodkiego snu.
  Kiedy mieszała po raz kolejny eliksir, zawirowało jej w głowie. Nie była pewna czy to od oparów unoszących się znad kociołka, czy od mocno już bolącej ręki, jednak wiedziała, że nie da dłużej rady. Usiadła więc na chwilę i zaczęła głęboko oddychać. Świat wirował jej przed oczami, a ona starała się uspokoić.
  Snape obserwował ją przez całą lekcję. Był zdziwiony tym, że warzyła eliksir i nic jej nie było. W końcu jednak coś zaczęło się z nią dziać. Podczas trzeciej fazy warzenia zachybotała się lekko, po czym usiadła. Widział, że nie było z nią dobrze, więc powiedział reszcie klasy, że mogą już wyjść.

~*~
Nareszcie udało mi się coś napisać. Zdecydowanie nie lubię szkoły i tej masy nauki, która się z nią wiąże. Dziękuję wam bardzo za komentarze. Jesteście cudowni! <3
Nawet nie wiecie jaką radość sprawiało mi czytanie każdego komentarza. I kiedy nie miałam weny przypominałam sobie jak wiele osób pytało o kolejny rozdział. Może nie jest idealny, ale przynajmniej jest.
Powiem wam szczerze, że nigdy nie liczyłam na taką liczbę wyświetleń, obserwatorów i komentarzy w tak krótkim czasie.